Image Slider

Czekoladowa kaszanka

23.12.2011


Wiewiór pracuje, a Bebe - curą domesticus. Miesza bigos przy teoriach socjologicznych interakcji. Z jednym okiem w notatkach z fenomenologii składa koślawe gwiazdy z papieru, które nijak nie chcą dorównać złotemu aniołowi origami autorstwa Wiewióra. Przeszła na dietę opartą o tubylczy wypiek świąteczny, co jej chyba nie służy, bo w rajtkach coraz luźniej. Pisze plany ukończenia wiekopomnego dzieła naukowego, a o północy robi świąteczne zakupy w pobliskim supermarkecie: połowa karpia z wytrzeszczonym okiem, tona twarogu homogenizowanego na sernik, mąka najbielsza na lazanię, nugat do dwóch pieczonych jabłek i najmniejsza kapusta w szpic na bigos. Jaka szkoda, że to święta we dwoje!!! - krzyczą geny polskiego dobrobytu stołowego.

Bebe oswaja poddaszowe gniazdo obrazkami z dzieciństwa i zdjęciami z wakacji, lustrem zawieszonym w sypialni i parą kolorowych miseczek. Wieczorami zdradza Wiewióra z ciałem profesorskim na Skypie. Ciało bowiem zdeterminowane jest silnie kaganek oświaty nieść nawet i pod samą choinkę! Jak to dobrze, że to święta we dwoje. - szepczą nerwy na niteczkach zawieszone. Tylko cynamonowych gwiazdek i waniliowych księżyców brak. Upiec własnych nie ma jeszcze na czym, a kupne w cenach zawrotnych po trzy i pół książki za kilogram.

Nic to, mama Wiewióra z prezentami przesłała chocolate pudding razy dwa, co Wiewióra wprawiło w osłupienie. W kraju jego przodków, zadziwiająco do bebeluszkowego podobnym, pudding to bowiem kaszanka. Czyżby kaszanka w wersji czekoladowej, czyli poslki salceson? Okaże się w pierwszy dzień świąt, który na szczęście Wiewióra jest dniem drugim, bo do otwarcia prezentów zostało mu już tylko jedno spanie. A że Święta odbędą się w stylu łączonym Wiewiór łata najdłuższe skarpety, żeby o świątecznym poranku zmieściły się w nich nie tylko pomarańcze.


Choinka z metra cięta przekracza zdolności budżetowe, w związku z czym Wiewiór wykazał się miłosierdziem i zaadoptował w supermarkecie chudą choinkę made in china. Plastikowe kulki vel poranna rosa na gałązkach gratis. Drzewko nie sięga mu nawet do kolan, a sztuczna ikra rybia sypie się, ku uciesze nowego ojca, na dywan suto, co objawia się charakterystycznym chrzęstem nadal dziurawą skarpetą. Wiewiór nowego członka rodziny ubrał odświętnie, opatrzył w perukę z anielskiego włosia, umieścił na piedestale z pudełka po ciastkach.  Jak to dobrze, że to święta we dwoje. - cieszy się Wiewiór myśląc o tych licznych studenckich razach bez drzewek, bliskich a nawet chleba z masłem. Z Bebe w ramionach wdycha święta przy blasku niemrugających lampek i chyba po raz pierwszy w życiu zaczyna je po prostu lubić.

Pięćdziesiąt tysięcy klików - konkurs

21.12.2011

Bebe znowu skacze na jednej nodze! Bebeluszkowa Kolekcja Klików sięgnie niebawem niebagatelną sumę pięćdziesięciu tysięcy!!!! Dziękujemy za wszystkie dotacje!

Z tej okazji, żeby nam wszystkim było miło, pierwszy w Bebeluszkowie blogowy konkurs dla Was! Z nagrodami rzecz jasna!

Święta niemal zapasem i Nowy Rok już na porodówce. Koniec czegoś, ale i początek. Pierniki, opłatki, karpie, śnieżne bitwy, kałużowe lodowiska, postanowienia, obiecanki-cacanki, prezenty i przytulanki pod jemiołą, szampan, szpilki i pełny brzuch przy Kevinie, który po raz kolejny sam w domu.

Co najbardziej lubicie w czasie Świąt i Nowego Roku?   

Dla autorów dwóch najciekawszych wypowiedzi mamy bardzo bebeluszkowe niespodzianki, które wykonują się właśnie z pomocą wypieków na twarzy i języka na brodzie. Zdradzić można, że niespodzianki mają coś wspólnego z blogową bebe-tapetą..A że Święty M. jest wyjątkowo hojny to jeszcze jedną paczuszkę rozlosujemy wśród wszystkich biorących udział w konkursie.

Łapcie za pióra, kredki, aparaty, klawiatury i do dzieła!

Konkurs trwa do północy 01 stycznia 2012 (jak znalazł na między-świąteczną nudę). 
Odpowiedzi z hasłem "Lubię" przysyłajcie do bebeluszek@gmail.com lub opublikujcie po prostu pod tym wpisem w komentarzu.

Ogłoszenie wyników na dobry początek tygodnia w poniedziałek 2 stycznia!

I chciałabym, i boję się

20.12.2011
Jeśli strach będzie miał duże oczy, to zostaje jeszcze Świąteczny Jarmark w Stumilowym Lesie.

 W Wysokich Obcasach z paczki od Buły Starszej piszą, że pracujące matki to zołzy. Zołzy piszą na blogach, że macierzyństwu brak lukru z gazet dla rodziców. Mama znajomego zachwala, że poród to szczyt spełnienia życiowego. Znajoma przez nieliczne maile płacze, że jako pełnoetatowa krowa mleczna życiowo się nie spełnia, zwłaszcza przy chronicznej deprawacji snu.

Bebe siadła na krzesełku u pani doktor tubylczej, która okazała się nie tą panią doktor tubylczą, z którą Bebe miała umówioną wizytę. Nie był to jednak czekoladowy konował, więc Bebe postanowiła nie dbać o szczegóły, ale przejść do sedna sprawy. Projekt Potomek, pani doktor, czas zacząć. Proszę mnie oświecić, co to w związku z jajnikami w kropki oznacza i z czym się to będzie jadło. Pani Doktor Tubylcza Inna rutynowo kazała w odpowiednim czasie odstawić pigułki mocy, zacząć brać folię i czekać na dalszy rozwój babodniowych akcji. Jeśli Matka Natura okaże się nierychliwa, to będziemy ją wspomagać. O co to nie! Nam się nigdzie nie spieszy. Przynajmniej do trzydziestki piątki zen i om. Mam przynajmniej taką nadzieję. Tarczyca w porządku, cholesterol w porządku. Można stanąć w blokach startowych i zaczynać rzeźbienie wiekopomnego dzieła, tym razem nie aż tak naukowego.

Cholera by wzięła taką sprawiedliwość!!! - kolejna łza niepewnej przyszłości stanęła na progu bebelowego oka. Gdyby nawet Wiewiór bardzo chciał pomóc (czego szczerze robić nie chce), to i tak wszystko na jej głowie. Szlag by trafił (nie)zdolności rozrodcze! Wiewiór nie musi wybierać, bo po prostu nie może. Nie musi decydować, przed czy po trzydziestce? Czy tuż po doktoracie, czy może po znalezieniu pracy? Tylko czy pracę znajdzie i w którym kraju? Bo jak w dalekim od wiewiórowego to wirtualnie będą z potomka rzeczywiste nici. Jeśli poczekać dłużej, to czy w ogóle będzie to możliwe? W końcu jajniki z rzucikiem kapryśne są jak waga po imprezie. A jeśli nie jest gotowa na bycie matką? Od wywracania możliwych planów do góry nogami kręci się Bebeluszkowi w głowie.

Przyszła wiadomość od Damy Pik: Nie myl macierzyństwa z martyrologią. Kobiety rodziły, rodzą i będą rodzić dzieci. Nic w tym nadzwyczajnego. Idź Bebe i się nie przejmuj.

Amen.W niedzielę rano Wiewiór nad bawarką:
- Boisz się?
- Bardzo.
- To dobrze, bo ja też. Będziemy bać się razem.


P.s. Otwarcie potomkowych drzwiczek, tych zielonych w fioletowe groszki, przewidziano na (nie wcześniej!!! - dopisek głównej zaangażowanej) drugą połowę przyszłego roku. Chyba. Tymczasem można oddychać.

Podróż filmowa

15.12.2011

A tak było dokładnie rok temu. Pociąg relacji Kraków - Warszawa.

 Nie, podróż filmowa nie ma nic wspólnego z czerwonymi dywanami i szpilkami. Za brak tych ostatnich Bebe dziękowała wczoraj wszystkim bogom i aniołom z przytupem. Wszystko zaczęło się od tego, że nie przyjechał ten wcześniejszy niż wcześniejszy autobus na dworzec. Ten wcześniejszy też się nie pojawił. Nie mówiąc już o tym na czas.

Pot stresu lał się ciurkiem pod dwiema warstwami kurtek, które nie zmieściły się do plecaka. Wiatr zimnymi podmuchami w oczy nie pomagał przy galopie z językiem na brodzie i trzydziestokilowym balastem na plecach. Czwarty autobus pojawił się, jak za dotknięciem różdżki, tuż po zamówieniu taksówki, która miała zrobić wszystko co w jej mocy, by do Bebe dojechać na czas. Moc taksiarza nieraz już Bebe zawiodła, wybór padł więc na wtaczający się właśnie na przystanek środek komunikacji miejskiej. Dziesięciominutowym biegiem na yam yamski dworzec Bebe zaliczyła egzamin wstępny do korpusu Marines. Nawet bandę kudłatych podlotków staranowała bez mrugnięcia okiem, w końcu widzą, że leci, więc na cholerę zajmują całą szerokość chodnika?!

Czas jest niewątpliwie kobietą i to z PMSem, humorzastą i zmienną. Ciągnął się jak stare kapcie po szpitalnej podłodze, gdy kierowcy autobusu zachciało się zrobić przerwę w samym środku trasy. Gdy zaś do pociągu w Czarnym Lesie zostało pięć minut i trzy podejścia po schodach, leciał sobie jak struś pędziwiatr. Bebeluszek robił za kojota, zwłaszcza przy trzech podejściach z balastem po wydłużających się, jak Boga kocham, schodach. Osobom z setką wagową na karku Bebe gotowa jest od dzisiaj wycinać medale z ziemniaka. Każdy krok z takim ciężarem to jak zdobycie K2 w środku zimy. Bebe nie chce wiecej ani K2 ani stu kilo na biodrach.

Samolot, jak zwykle, pełen był pingwinów w biznesowych marynarkach i dopasowanych garsonkach.   Nielot w płaszczu od Gucciego z silnym keczupowym akcentem oznajmia ludzikowi w telefonie: Samolot mam spóźniony. Taka uroda świata biznesu. Tego wieczoru elegancka rzeczywistość papierów wartościowych i cen nieruchomości wzbogacona została najbrzydszymi butami do biegania a w nich buraczana jak Matrioszka Bebe, która odmówiła miesiąca rozłąki ze ulubionym sprzętem sportowym tylko dlatego, że gabaryty stelaża nie są przystosowane do potrzeb nowoczesnego nomada.

Scena końcowa. Entuzjastyczny bieg po peronie i romantyczny pocałunek w ramionach amanta? Wybaczcie, ale dystanse biegowe zostały już wyczerpane z zadatkiem. Błękit znajomych, dobrych oczu kazał Bebeluszkowi krok po kroku przeczłapać długość peronu, który też, jak Boga kocham, zdawał się wydłużać niż skracać. I nastąpiła czerń. Czerń nocy i czerń wiewiórowego płaszcza, w której Bebe postanowiła zniknąć.

Niniejszym Święta uważam za otwarte!

Flying home for Christmas

14.12.2011

Chris Rea. Piosenka, która co roku nabiera dla Bebe nowych znaczeń.


Już od dziewięciu lat utwór ten opisuje bebeluszkową rzeczywistość. Ostatnia skypowa rozmowa: Wiewiór włącza to na cały regulator po swojej stronie ekranu i zaczyna śpiewać razem z Chrisem. Bebe śmieje się na tą wizję własnej przyszłości. Patrzy na człowieka na ekranie komputera i roztapia się jak czekolada w palcach trzylatka. Wiewiór to dom, choć tak nie było zawsze.

Na początku domem były zasypane śniegiem mazurskie lasy, trzypokojowe mieszkanie wśród zamarzniętych truskawkowych pól. Tam kręciła mak przy trzeszczącym czarnym radio z kolędami w programie pierwszym. W Wigilijny poranek, jako najmłodsza latorośl, ubierała chudą choinkę, pamiętającą jeszcze czasy Gierka. Na samym jej czubku różowa kula ze stalagmitem wystrzelającym srebrem w sufit a całość pokryta anielskim włosiem. Tatuś Bebeluszka już w południe podkładał prezenty pod drzewko, a następie wydeptywał w różanym dywanie ścieżkę, regularnie sprawdzając, czy już pojawiły się paczki z jego imieniem. Mama Bebeluszka, dla równowagi w rodzinnej przyrodzie, o prezentach kompletnie zapominała. Zaskoczona odkrywała niezapakowane dobra dla całej rodziny w czeluściach szafy kilka dni po podziale opłatkiem. Siostry Bebeluszkowe zjeżdżały już po pierwszej gwiazdce, żądając pasztecików z kapustą i bigosu.

Rok temu miano domu przypadło hipisowskiemu pałacowi w środku Stumilowego Lasu. Na ręcznie plecionych chodnikach pod ogromną żywą choinką w balowej sali jedli z Wiewiórem sałatkę kartoflaną z kiełbaskami i pieczone z nugatem jabłka ....a po polsku, karpia cichaczem w pokoju, bo dla sześćdziesięciu hipisów ryba nie chciała się rozmnożyć. Za to korzenne wino lało się hektolitrami. Na pasterkę była wielka bitwa na śnieżki w ogrodzie, zakończona suszeniem zmarzniętych stóp przy kominku, gdzie Gwiezdne Wojny snuły do rana niekończącą się opowieść.

W tym roku dom, to nowe gniazdo na poddaszu i pierwsze w historii święta z Wiewiórem sam na sam. Wigilijny wieczór będzie po bebeluszkowemu: choinka i pod nią prezenty. Ma być bigos (podobno bardzo śmierdzące suszone grzyby z kraju ojców już doszły, a z nimi kisiel i kiełbasa) i pierogi opieczętowane irlandzką koronką. Pierwszym dniem świąt dyryguje Wiewiór. Mają być skarpety wypełnione pomarańczami i Wiewióra ulubiona lazania autorstwa Bebe. Gwiezdne Wojny tym razem przegrają z Doctorem Who. Przedświąteczne wieczory zarezerwowali na Franka Sinatrę, czarowanie zwierzaków origami na choinkę i Schmalzkuchen na świątecznym jarmarku (coś w rodzaju małych kwadratowych pączków bez nadzienia, posypanych suto cukrem pudrem, jak śniegiem, i jedzonych patyczkiem z papierowej tutki).

Bebe ma gęsią skórkę na samą o tym myśl. Za kilka godzin pociąg zatrzyma się na na stacji w Czarnym Lesie. Jeszcze przez szybę będzie starała się dostrzec na peronie wysoką czarną kurtkę. Wysiądzie z pociągu z nerwowym uśmiechem na ustach a serce stanie jej na chwilę w suchym gardle. Nie, nie boi się niczego szczególnego, ale nie wie, jak wytrzyma te kilka najbliższych godzin oczekiwania. Ma wrażenie, że za chwilę eksploduje. To tylko to dziwne uczucie, gdy po długiej nieobecności, spotyka się znowu kogoś niemal tak znajomego jak my sami. Tak jakby ten ktoś stał się nagle odrębnym istnieniem, które na nowo trzeba oswoić. I dostrzega się znowu, jak ten ktoś naprawdę wygląda. 

Na tym peronie Bebe roztopi się znowu jak czekolada, tym razem w znajomych ramionach, i zaczną się święta!

Londyński zdjęciowy ciąg dalszy

9.12.2011
Zdjęciowy ciąg dalszy, tym razem w wykonaniu Bebe (studia w towarzystwie Maryli obligują do zrobienia użytku z własnych aparatów lustrzanych). Wyspowy Mordor zwany Londkiem Zdrój zaistniał na liście Maryli z trzech powodów: biznesu, zakupów i jedzenia.O tym pierwszym napiszmy tylko tyle, że gdy Bebe piła najlepszą Chai Latte w greckim bistro, Maryla zagościła na międzynarodowej scenie food-fotograficznej.
Jeśli zakupy w Londku, to na Oxford Street, którą to ulicę omijają szerokim lukiem co przytomniejsi mieszkańcy miasta. Pachnie tu wężową skorą, cenami do nieba, tłumem i pośpiechem. A nad tym konsumenckim rozgardiaszem błyszczą niczym nie wzruszone gwiazdy:

Gwiazdka pomyślności nad Oxford Street


Kiedy Maryla zmęczyła się nadmiarem dobra i brakiem zdecydowania w zakupie, a Bebe nabyła kolejną parę kolorowych rajtek (tych niebieskich z serii zdjęciowej numer dwa), nadszedł czas na kolejny punkt programu: jedzenie. A jak jedzenie to tylko w Mamuśce!

Najprawdziwszy, bo polski, i jedyny Bar Mleczny w Anglii!!!
Mamuśka to oaza polskości wśród chińskich bud w starym centrum handlowym przy stacji metra Elephant & Castle. Właściciel Anglik zakochał się w polskim wynalazku barze mlecznym i otworzył własny nad Tamizą. Dania główne za piątaka, desery za trojkę, surówki za jednego funta.W menu panteon polskiej klasyki kulinarnej: schabowy, pierogi z kapusta i grzybami, buraczki duszone, placki ziemniaczane, gołąbki, marchewka z groszkiem, kompot i mielone w sosie pieczeniowym. Gra polskie radio, na ścianach prace polskich artystów za granicą. Bywają tu goście tubylczy i zagraniczni, a dla tych co pierwszy raz jest nawet instrukcja samoobsługi:

Najfajniejsza jest notka o "lovely lady at the counter" :)
 

Tutaj ofiara Maryli:


Tym schabowym Maryla mogła zakryć całą twarz


A tu Bebe o głodzie w oczekiwaniu aż pani z okienka krzyknie: Numer dziesięć! Number ten! i postawi na blacie parujące z gorąca gołąbki utopione w pomidorowym sosie:

zdjęcie zrobiła oczywiście Maryla
 
Następny dzień zaczął się od nieporozumienia. W Stumilowym Lesie kupić można w każdej, nawet najbardziej dworcowej kawiarni, mleczne cudo pt. Latte Macchiato, które składa się z trzech warstw: mleka, kawy i mlecznej pianki. Każdą warstwę widać przez szklanki szybkę, a długą łyżką burzy się tą precyzyjną płynną konstrukcję. Na Wyspach caffe latte, to zwykła kawa z mlekiem. Pianki w niej jak na lekarstwo, a macchiato w stumilowej wersji ze świecą szukać. Możecie sobie zatem wyobrazić zachwyt Bebe na widok Latte Macciatto wyróżnionej na tablicy kulinarnych ogłoszeń we francuskiej kawiarni, do której wybrały się z Marylą na śniadanie. Bebe zamówiła cudo bez zastanowienia razem z tostami i jajkiem. Czekała niecierpliwie pocierając kolankami. A teraz wyobraźcie sobie bebeluszkowe rozczarowanie gdy kelnerka postawiła przed nią to:

Latte Macchiato po wyspowemu

Od katastrofy uchroniły ją tylko tosty z jajkiem, które zamiast suchych tradycyjnych kwadratów, okazały się smażonym chlebem z sadzonym podójnie. Sobotnie śniadanie w stylu Mamy Bebeluszka. Zapachniało domem....


Co się dostaje w Londku, gdy się zamówi Egg on Toast.



Zakupów część druga odbyła się na Regent Street (tuż obok Oxford Street). I o ile na Oxford Street Bebe wyłącza mózg po średnio dziesięciu minutach, by w rzece ludzi bezmyślnie dryfować między rzędami najnowszych trendów, tak na Regent Street Bebe doznała estetycznej ekstazy, a pobudzone szare komórki rejestrowały każdy szczegół. A wszystko przez jeden jedyny sklep: Antrophology. Gdyby tylko każdy sklep tak wyglądał, pachniał, czuł i brzmiał, Bebe mogłaby gotowa byłaby nawet polubić zakupy.W Antrophology znajdziecie ubrania, biżuterię, akcesoria, ale przede wszystkim naczynia i inne kuchenne wynalazki. Raj dla wizualnych nałogowców i Maryli, której kolekcja fotogenicznych kuchennych utensyliów jest już w pewnych kręgach słynna.Nawet Bebe musiała nabyć coś drogą kupna, cokolwiek. Padło na dwie miseczki, dla Wiewióra i dla Bebe. Jakoś łatwiej wydawać pieniądze na kogoś niż na siebie.

Bebe z miską. Foto by Maryla



Nawet trywialne miarki są w Antrophology fajne.

Ciekawskie Futrzaki. Antrophology.

Wielofunkcyjne ekologiczne papierowe nakrycia do stołu. Dzieciakom będzie się po tym też dobrze rysowało.

Szufladowy Mondrian.








Bebe zamawia taką do pr

Na koniec szybka wizyta w największym sklepie z zabawkami, gdzie sama autorka Harrego Pottera kupiła prezenty swoim dzieciom ze pierwszą wypłatę za bestseller wszechczasów. Jeśli Bebe dochrapie się kiedyś potomka, dla jego własnego zdrowia psychicznego, nie zabierze go w to miejsce. Mali Ludzie dostawali kociokwiku wśród kolorowych alejek po sufit wypełnionych tym, czego dziecięca dusza nawet nie potrafi zapragnąć. Chłopczyk w niebieskim sweterku w paski rzucił się na ziemie w płaczu o gigantychną lokomotywę. Dziewuszka w różowym wrzuca do basenu z rybkami figurki smerfów. Bliźniaki nieopatrznie zgubione przez rodzicielski wzrok wpychają do pyzatych buź kolorowe cukierki. Klowni czarują popisowe sztuczki, dziewczęta ze skrzydłami rysują magicznymi kredkami świąteczne kartki. Kupić można roboty, latające wróżki a nawet replikę różdżki Harrego Pottera, czym koło czasu zatacza krąg. A w tym wszystkim wyspowe, tradycyjne, melancholijne misie:



I ostatni widok na świąteczną ulicę. Gdyby był tam Wiewiór, już całowaliby się z Bebe pod tą gigantyczną jemiołą!

Carnaby Street w świątecznym ubiorze.

W pociągu powrotnym surrealistycznie. Zaczęły nastolatki po prawej, za nimi panie pod pięćdziesiątkę z przodu i chłopaki z wesela na tyłach wagonu. Aparat w wyciągniętej ręce, cheese i flesz! Istna zbiorowa histeria zdjęciowa z ręki. Maryla i Bebe nie chciały być gorsze:

Maryla i Bebe w pociągu relacji Londek Zdrój - Kraina Yam Yam

Mama Maryli jest Polką. Choć Maryla po polsku nie mówi, to odziedziczyła polską cechę narodową jaką jest gest. Dwa i pół kilo małży w sosie pomidorowo-winnym stoi na kuchence Bebeluszka. Dwa i pół kilo, bo Maryla bała się, że będzie za mało. Maryla już w Stumilowym Lesie wyprowadza swojego mopsa na spacer, a Bebe nadal smakuje:

Radosna twórczość Maryli w kuchni: Małże w sosie winno-pomidorowym z porem i szczypiorkiem.

°°°
Do spotkania z Wiewiórem zostało 5 spań.
Hip hip hurra!

Gdzie jest Bebe, gdy jej nie ma

7.12.2011
Maryla Na Wariackich Papierach przyleciała na dni pięć. Maryla studiowała z Bebe i ma obiektyw zamiast oka. Z Marylą nie gada się, zwłaszcza na czczo. Maryla uwiecznia z zawodu i pasji to, co dla podniebienia najlepsze. Z Maryla ogląda się, dotyka, smakuje, wącha...dziś zamiast słów zatem pokarm dla oka i duszy autorstwa Maryli ofcors! Pięć dni i pięć nocy pod znakiem dobrej kuchni. Życzymy smacznego!




 







 zdjęciowy c.d.n.



°°°

fani twórczości Maryli proszeni są tutaj: www.fotobrinkop.de

Niskotłuszczowa errata

2.12.2011
Poprzedni post wywołał wzburzony odzew wśród polskich czytelników, którzy oskarżyli przeciętnego mieszkańca Wysp Brr o analfabetyzm i arogancje żywieniową. Bebe musi jednak, gwoli sprawiedliwości, przeciętnego Wyspiarza wziąć w obronę. Zwłaszcza jeśli jest nim matka dzieciom na podwójnym domowo-karierowym etacie. Gdyby się dobrze przyjrzeć, Matka Wyspowa niewiele różni się od przeciętnej Matki Polki. Może tylko tym, że pod szkołę dzieci podjeżdża lewą stroną ulicy. Matka Wyspowa, jak każda matka, nie chodzi po zakupy. Ona po zakupy wpada lub leci. Bebe bez potomka nie ma czasu na czytanie każdej etykiety a składy podobnych produktów porównuje raz od wielkiego dzwonu, a co dopiero taka Matka Wyspowa.

Należy jeszcze wyjaśnić, że mieszkańców Wysp Brr tłuszczem zastraszono. Poszło to całkiem łatwo, bo na wyspach wszystko tłuszczem ocieka: kuchnia, potrawy i a zwłaszcza mieszkańcy. Z wybuchem epidemii otyłości na pierwszy ogień poszedł główny podejrzany, czyli tłuszcz. Jesz tłuszcz, jesteś tłusty - głosi złota formuła. Strach to dobry biznes, a produkt z napisem "low fat" oraz "0% fat" sprzedają się na Wyspach Brr znakomicie.

Rewolucja żywienia nie dotknęła jednak cukru, którego na Wyspach dosypuje się radośnie do wszystkiego, jak glutaminianu sodu do zupek chińskich. I tak w przeciętnej sieciowej kawiarni dostaje się automatycznie kawę z mlekiem odtłuszczonym, ale suto posypaną czekoladowym proszkiem z dodatkiem cukru. Na pytanie czy można dostać tą samą kawę z normalnym mlekiem (czytaj pełnotłustym), pracownica kawiarni z pobłażliwym uśmiechem wyjaśnia, że firma kawiarniana postanowiła zadbać o zdrowie klienta i wybrała za niego to, co dla klienta najlepsze. Dziwne tylko, że dla każdego klienta to samo jest najlepsze, czyli mleko odtłuszczone, a nawet i 0%. Dobrze, że Bebe jako arystokratka pija kawę z sojowym substytutem, który występuje tylko w jednej tłuszczowej formie.

Na szczęście dla polskich rodaków urodzili się w kraju, gdzie strach sieją słowa "konserwanty" i "sztuczne dodatki". Wiedzę o naturalnym, organicznym odżywianiu ssali już z mlekiem matki.Matki Wyspowe takiego szczęścia nie miały, wzrastając tłusto na strachu przed tłuszczem, a nie barwnikiem nienaturalnym.

Dieta niskotłuszczowa

30.11.2011
by Ashley-Cooper Cartoons


Zachciało się Bebe deseru, a dokładniej (uwaga będzie kryptoreklama) ryżowego cudaka Müllera. W yam yamowym supermarkecie do wyboru opcje były dwie: toffi i toffi low fat. W Bebe odezwała się stara odchudzaczka: low fat! low fat! - agituje. Ale się przecie nie odchudzam - myśli Bebe sprawnym ruchem przekręcając obydwa kubeczki na tabelkę z wykazem składników. Odchudzaczce, aż szczęka opadła z wrażenia. Toffi low fat miało więcej kalorii niż toffi solo!!! Brak tłuszczu nadrobiono bowiem cukrem. Mimo, że zazwzczaj kaloria jest wyznacznikiem smaku, tym razem Bebe nie poszła tym śladem.

Rząd Wysp Brr trąbi o epidemii otyłości. "Jedz jogurt zamiast lodów! Wybieraj produkty niskotłuszczowe!". Yam yamy masowo szturmują siłownie i półki z dietetycznymi produktami. A koncerny żywnościowe obrastają słoninką, żerując na marzeniach o Świętym Graalu Wagowym i wiecznym szczęściu w Krainie Idealnej Sylwetki. I co się dziwić, że naród wyspowy, mimo boomu na diety, nadal tyje!

Deep Purple na krześle

28.11.2011
Weekendowy Teatr Variété przedstawia koncert Deep Purple w Wielkim Mieście, czyli ledwo Bebe odespała zlot Katarzynek u Zoyki, a już biegła na kolejny pociąg.

Osiemnaście lat temu, to samo miejsce, ta sama piosenka, ta sama moc. Tylko siwych włosów trochę mniej.

Nie tak Bebe wyobrażała sobie koncert legendarnej grupy rockowej i zdaje się nie była w tym rozczarowaniu osamotniona. "Ale jesteście świetnie zorganizowani!" - krzyczy ze sceny Ian Gillan do siedzącej w równych rzędach widowni - "Te rzędy są okropnie równe! Musimy coś z tym zrobić!"

Chłopaki na scenie w dymie i czerwonych reflektorach naparzają w gitary, keyboardy, perkusje i struny głosowe. Czterdziestoosobowa orkiestra rżnie równo razem z nimi. A na tubylcach nie robi to najmniejszego wrażenia. Siedzą przyklejeni do równych pod linijkę rzędów krzeseł, klaszcząc niemrawo przy największych gitarowych solówkach. Niektórzy zapatrzeni w ekrany aparatów i kamer, zdają się być tu tylko ciałem. Pomyśleć, że ci ludzie (chłopaki na scenie i widownia) to ten sam rocznik. Ruch nastąpił dopiero przy piosence finałowej. Rzędy środkowe powstały, kilku odważnych poguje pod sceną, a pani na lewych trybunach wywija czupryną. Dym na wodzie poruszy każdego Yam Yama.

Po koncercie tubylcy szturmują puby, a Bebe wymyka się za kulisy. Tam inny świat: skrzynki, kufry, plecaki, rurki, deski, rampy. Techniczni w hełmach i odblaskowych kamizelkach w pełni gotowości do złożenia sceny. Gitarzysta Deep Purple chodzi w kółko z sennym pięcioletnim blondynkiem na ramieniu. Dyrygent orkiestry szuka w czarnej torbie szalika. Bebeluszkowa ex-współlokatorka, grająca w orkiestrze pierwsze skrzypce, niesie herbatę w plastikowych kubkach. Brazylijczyk kontrabasista konsumuje sałatkę z buraków, a saksofonista z piwnym brzuszkiem pakuje do plecaka zdobyczny bochenek chleba, który ostał się po przed-koncertowym cateringu.

"Sprofanowano koncert legendarnej grupy rockowej - krzesłem! Zwykłym składanym krzesłem, z siedzeniem-klapką jak w kinie. Jak to możliwe?" - stwierdza Bebe z niesmakiem. Brazylijczyk kiwa zgodnie głową i dodaje: "Na Wyspach każdy koncert tak wygląda. Szkoda."

Za chwilę wołają muzyków do autobusów, a Bebe zostaje oddelegowana na dworzec kolejowy, na którym Yam Yamy prezentują koncertowe zdobycze w postaci koszulek nabożnie oglądanych w pełnej skupienia ciszy.

Bebe wsiada do pociagu i zasypia z jedną myślą: Być jak Deep Purple.....Być jak Deep Purple....

°°°
Po takim weekendzie potrzebny jest urlop.

Katarzynki

27.11.2011
Śledzik Katarzynkowy


Zoyka to dziwna osoba. Tarza się po podłogach, sofach i dywanach. Rży przy tym jak źrebak, co się najadł koniczyny. Zwłaszcza po rozpakowaniu królewskiego prezentu, bardzo dukanowego i w słoiku. Bebe, jako okrutny Król Śledzi, ofiarowała Zoyce kilku niesubordynowanych poddanych w zalewie octowej.

Pociąg ogórek spóźnił się popisowo. Żeby się współtowarzyszom niedoli nie nudziło, Bebe urządziła przedstawienie na trzy pęki różnokolorowych róż, celofan, bibule i nożyczki. W scenie finałowej, zapakowała spektakularny bukiet w czerwoną torbę i opadła na fotel celem regeneracji. Hindus z przenośną telewizją zmienił z ulgą kanał na wiadomości irackie.

Godzinę później Bebe mroziła pęciny przed stacją kolejową na Zoykowej wsi. Sobowtórki Zoyki parkowały przed wejściem, odbierały pracujących mężów, dzieci szkolne i ciotki w odwiedzinach. Bebe nawet do jednej pomachała, co jednak nie wywołało oczekiwanego odzewu. Sama Zoyka dotoczyła się dziesięć minut później swą wyluzowaną bryką ze skrzynią biegów sprawną inaczej. Włosy blond, seksi kostiumik, sztuczne futro, i obcasy - były. Grubości i depresji - nie zanotowano.


Fakt faktem, że Pierre Dukan zbałamucił Zoykę doszczętnie. Sama nawet przy imieninach wcina białko z białkiem, gościom każe nadrabiać węglowodanowe niedobory. Zoyka dziwna jest, więc wszystko działo się na dodatek w odwrotnej kolejności. Najpierw na ławę wjechała kawa, potem ciastka, chipsy, drinki, a na koniec sałatka i kiełbasa. Gdzieś między ciasteczkiem za Zoykę a czekoladka za Zoykę, nadciągnęła odsiecz w postaci Jojo z ognistym włosem. Jojo mieszka w sąsiedzkiej wsi, zna Zoykę nie od dziś i  jest jedyną osobą, jaką Bebe zna, która może, a nawet powinna, nosić podkoszulki ze świecącą nitką. Takie Jojo można przyjmować z otwartymi ramionami.

Picie z Zoyka to ciężka praca, bo do procentów Zoyka ma lekka rękę. Zamiast soku z odrobina wódki serwuje wódkę ze wspomnieniem soku. Sama gospodyni w oficjalnym gronie popija jedynie bezprocentowe bąbelki w wersji light. Nieoficjalnie zaś znikała częstokroć w samotnych czeluściach kuchni, z których wracała zawsze weselsza. Ciekawe.

Po takim wstępie, cała trójka wybrała się do klubu pod tęczowym autobusem na tańce-wygibańce w towarzystwie pań i panów prostych i zakręconych. Z jedną Panem-Panią Zoyka chciała nawiązać fotograficzna przyjaźń, która nie trwała jednak długo, bo Zoyka sięgała jej do pępka. Pan-Pani miała fajowe chude nogi na mega obcasach i super perukę na pazia. Drobiła przy tym, jak sama Tina Turner i w ogóle fajowa była, dla Zoyki nawet uklękła. O trzeciej rano procenty zaatakowały Jojo. Teleportowano ją zatem do łóżka, a Bebe z Zoyką do kuchni. Pytlowały do białego rana, pijąc wodę na umór (Zoyka) i wyjadając ser z koreczków (Bebe). Przy okazji Zoyka wymalowała Bebeluszkowi pół własnego żywota, które dowodzi, że Zoyka to zdecydowanie Mietek z Najtwardszych.

Rano było mgliste, przerwane jajecznicą i hektolitrami wody. Tuż przed wyjazdem Bebe, w Zoyce obudziła się Matka Polka, która zapakowała w dwa plastikowe worki furę ciastek, bardzo nie dietetycznych. Na wypadek, gdyby śnięta Bebe w ciągu półtorej godziny w pociągu zamieniła się Ciasteczkowego Potwora.

Ciasteczka leżakują teraz na kuchennym stole, przypominając Bebe, że fajna ta Zoyka, choć dziwna.

p.s. Zdjęć Bebe nie posiada. Bebeluszkowy aparat ukradł keczupowy listonosz. Może Zoyka coś niebawem uwirtualni.

Zoykowe fanaberie

25.11.2011
Dziś wieczór Bebe będzie oglądać Zoykowy krater po biopsji, który umieścili na jej piersi jak medal. W związku z przyjazdem Zoyka zadaje zoykowate pytania: Jesteś wszystkożerna? A wszystkopijna? Głębsza analiza wykazuje, że Bebe je zdecydowanie wszystko, oczywiście w ramach przyzwoitości. Od zawsze nie lubiła salcesonu i galaretki w czekoladzie i to się akurat do dziś nie zmieniło.

Jeśli chodzi o picie to jest pytanie z typu trudniejszych. Bebe chętnie poi się wodą z cytryną, zieloną herbatą bez cytryny, sokiem każdym oprócz maracujowego, malibu z chudym mlekiem, fidelem z ogórkiem i wytrawnym winem (im czerwieńsze tym lepsze). Nie lubi coli, wódki na czysto, kompotu i słodkich ulep udających wino. Po mleku pełnotłustym bywa jej niedobrze. Po bąbelkach jest śmieszna. Kawę Bebe pija sporadycznie, głównie na wychodnym i z pianką. Czyli chyba nie jest wszystkopijna?

Zoyka na początku zarzekała się, że tańczyć nie pójdzie, bo jest gruba i z depresją. W zamian zaoferowała wystawną kolację (!!!). Bebe zlożyła veto. Nie będzie raczyć się z Zoyką przy suto zastawionym urodzinowym stole tylko po to, żeby następnego poranka wysłuchiwać wagowych lamentów i pogłębiających się symptomów depresji. Bebe nakazała sukienki, szpilki i tańce. Początkowo Zoyka oponowała, ale słabo. Na tyle słabo, że nawet sukienkę nabyła drogą kupna.Teraz tylko innych gości trzeba przekonać, że im się chce i że mogą. Nie będzie to trudne, bo wymówki mają naprawdę kiepskie:
a. brak sukienki,
b. zazdrosny Mężczyzna zabraniający udziału w imprezie w różowym pubie.
Kiecka zawsze się znajdzie, a Mężczyzna jest na pozycji straconej. Nie dość, że wiek mamy XXI a nie XIX, to Mężczyzna rezyduje poza wyspą. Co z oczu, to z serca.

Co Bebe Zoyce kupiła w ramach prezentu, nie może tutaj zdradzić. Zoyka należy bowiem do bebeluszkowych podglądaczy. Jedno jest pewne: podarunek jest iście królewski. A co!

Pachnie świętami

22.11.2011
"Idą Święta! Kup Viagrę po nowej, niższej cenie!" - powiadomiła Bebeluszka skrzynka e-mailowa. Jeszcze miesiąc temu, ta sama Viagra była dobra na jesienną chandrę i odstraszanie duchów sypialni nie tylko w Halloween.

°°°

Jak święta to i zima, czego oznaką w Krainie Yam Yam jest obecność szarej permanentnej chmury. Niebo wygląda jak pomalowane na grubo nijaką matową nieprzepuszczalną emulsją. Na wschodzie wcale nie jaśniej niż na innych krańcach świata. Ani jeden promień nie przebija się przez tę powłokę. Po krainie krążą legendy, że dezorientowało to dawniej statki hiszpańskie w natarciu na wyspowe brzegi. Czyżby wynalazek królowej? Z szarej chmury siąpi, dżdży, kropi, leje, zacina, pada, mży. Ale na pewno nie prószy. I jeszcze długo nie poprószy, a może nawet i wcale. Jeśli jednak stanie się cud białego puchu Kraina Yam Yam stanie oniemiała z zaskoczenia, jak niemal co roku.

°°°
Z Tatusiem Bebeluszka  na czacie rozmowy (bo Tatuś Bebeluszka jest bardzo postępowy. Rozmawia na czacie, posiada też wirtualne Szorty Cichych Ruchów i poluje hobbistycznie na wampiry):

Bebe: Macie jakieś życzenia do Mikołaja?
Tatuś Bebeluszka: W tym roku mamy tylko niematerialne życzenia. Po wiadrze zdrowia i po drugim Waszych uśmiechów. To nam w zupełności wystarczy.
- Kurcze, Mikołajowi wiadra właśnie wyszły. Wiewiór w zamian proponuje śrubokręt.
- Super prezent. Wiewiór to jest gość.
- No on się zna na prezentach! Tylko nie wiem czy Mama też chciałby śrubokręt....?
- Rozumiem, że wpadniecie do nas na święta.
- Może w przyszłym roku.
-To już może z Wnusiem?
- Musielibyśmy się bardzo postarać.
- To do roboty!
- Yyyyy....przez Skypa będzie ciężko zmajstrować.
- To fakt, zapomniałem.


°°°
Tego samego dnia z Bułką starszą, zwaną też siostrą, jak zwykle na czacie (właściwie to nadal nie wiadomo dlaczego Bebe z Rodzinem komunikuje się poprzez klawiaturę):

Bułka starsza: Dla Wiewióra kupimy kostkę rubikę, proszę o konsultację, jaka by mu pasowała?
Bebe: Najlepsza pewnie byłaby 7x7 albo 6x6. 5x5 dostał od nas raz na święta i już tyle razy układał, że kolory się zdarły i malował je sobie na nowo lakierami do paznokci.
- No to trzeba iść na całość i niech będzie 7x7.
- Chyba muszę sobie znaleźć zajęcie na święta. Taka kostka to niezła konkurencja. Jak dostał kostkę 5x5 to przez sześć godzin powrotnej podróży pociągiem nie odezwał się do mnie ani słowem! Taki był zaabsorbowany. A jak już ułożył, wręczył mi i mówi: "Pomieszaj, ułożę na nowo!" Niedoczekanie!
- To nie chcesz? Bo jeśli mamy Ci zepsuć święta, to dasz mu na inną okazję
- Chcę! Taka kostka to najlepszy prezent dla Wiewióra. Spoko, najwyżej nadgonię bebeluszkowe słowotwórstwo.
- A co do paczki z Polski, to jakieś spożywcze sprawy? Krakowska sucha?
- Kiełbasa jak najbardziej!
- Śliwki w czekoladzie? Torcik wedlowski? Delicje? Coś polskiego słodkiego?
- Nie, nic z tego nie lubię. Nie no, kiełbasa. Ze słodkich rzeczy to chyba jedynie kisiel.
- Kisiel, jaki smak?
- Czerwony! Nie lubię smaku zielonego ani żółtego, pomarańczowy ujdzie.
- Czyli chyba będzie truskawka i wiśnia.
- Wiśnia jest najlepsza.
- Porzeczkowy?
- A taki robią????
- Nie wiem, wymyślam.
- To dopiero technika poszła do przodu.
- Chemicznie wszystko się da zrobić.
- A! Jak masz to poproszę jednego suchego grzyba. Do bigosu.

Wiewiór i Bebe - cz.IV: Fotoplastikon wspomnień

20.11.2011
Czasem wspomnienia są jak seanse w fotoplastikonie. Scena, cięcie, scena, cięcie. Pojedyncze obrazki  łączą się w logiczną całość, ale brak jej ciągłości. Z Kopenhagi Bebe pamięta właśnie takie obrazki. Ciepłe, radosne chwile zamrożone na krótką wieczność. Życie smakowało wtedy młodością.

Gdzieś nad morzem w drodze do Kopenhagi. Sierpień, piąta rano.

Piątka szaleńców przed samochodem na granicy krzyczy do kamery "cheese". Mewy serfujące między burtą promu a szarymi bałwanami. Słońce wschodzące z morskiej kipieli. Włosy Bebe wirujące na wietrze. Juliusz na skale rozkłada ramiona, patrząc w otwarte morze. Bose stopy Wiewióra na mokrym piasku. Chleb z serem i wino na śniadanie na plaży. Kręte uliczki Kopenhagi i zanieczyszczone kanały. Najdroższe piwo świata. 8 euro. Młody mężczyzna w białej koszuli na ławce, w ręce dzierży pędzel, a nad nim stojak z tysiącem wieszaków - pół białych, pół jeszcze niepomalowanych. Wronka trzy czwarte zatrzymana wpół słowa z palcem wskazującym do góry. Kudłaty na antycznym krześle, a przed nim Wiewiór na klęczkach sprowadzający konstrukcję drewnianego mebla. Wesołe miasteczko. Korek na ścieżce dla rowerzystów. Biały most do złudzenia przypominający San Francisco.Wronka ze śmiechem wychyla głowę za szybę samochodu. Pięć kebabów na obiadokolację. Bebe z półprzymkniętymi oczyma łapie ostatnie promienie słońca. Przystanek nad rzeką. Wronka uśmiecha się do obiektywu, a w tle długie włosy Wiewióra odwróconego do niej plecami. Wronka z Kudłatym na kredowych klifach. Dłonie Wiewióra splecione na bebeluszkowej nodze i jego głowa kołysząca się we śnie na oparciu tylnego siedzenia samochodu.

Do Stumilowego Lasu dojechali o północy. Kudłaty, lewo żywy ze zmęczenia, odwiózł Wiewióra do akademików. Niespodzianka - przywitał ich Tomasz siląc się na uśmiech - Jestem tu od wczoraj. Jutro muszę wracać. Gdzieście wszyscy byli??? Serca grupowo stanęły z wrażenia. Tomasz wpakował zdumionego Juliusza do swojego samochodu i tyle ich widzieli.

Bebe zawahała się przez chwile, czy może pójść z Wiewiórem, ale z braku reakcji ze strony rzeczonego, pozwoliła się zawieźć do hipisowskiego pałacu. A tam w ogrodzie Komputerowi Ludzie raczyli się winem w dużych ilościach i sałatką z tofu. Żeby zagłuszyć rozczarowanie, Bebe przyłączyła się do opowieści o Star Treku, polskiej kiełbasie i programowaniu małych ludzików w internecie. Pytania o tym, co po Obcym zbyła zdawkowym wzruszeniem ramion.

Wiewiór został na parkingu sam i do dziś nie wie, jak to się właściwie stało.


Rogale

19.11.2011
Rogal Marciński z cukierni "U Nanuśki", czyli prosto z Hiszpanii.

Czerwona kartka z wezwaniem na pocztę paczkową leżała na półce przy schodach już od środy. Poczta paczkowa jest zdecydowanie nie po bebeluszkowej drodze, czyli po drugiej stronie miasta. Zwłaszcza, że ciało pedagogiczne w swej spontanicznej dobroci dało Bebeluszkowi przyzwolenie na pierwsze w życiu godzinne przedstawienie naukowe przed studencką gawiedzią. Przejęta, by się z kagankiem oświaty nie potknąć, Bebe o czerwonej kartce zapomniała. 

Jestem oazą spokoju. Jestem oazą spokoju - Bebe instaluje swój komputer przy lektorskim pulpicie - Po cholerę trzęsą mi się uda???? Przecież jestem oazą spokoju! Bebe włącza prezentację i czyta na głos tytuł, zastanawiając się przy tym, dlaczego właśnie teraz zaschło jej w ustach. Wdech, wydech. Patrzy w studenckie twarze w rządkach przed sobą. Twarze znudzone, zmęczone, zainteresowane, nieobecne, pilne, uważne. Twarze bynajmniej nie wyspowe! Tubylców można policzyć na palcach jednej reki. Reszta to Niemcy, Chińczycy, Rosjanie, Kenijczycy, Irańczycy i Banglijczycy. Nie do pomyślenia w Polsce! Co czyni yam yamski uniwersytet tak popularnym wśród zagranicznych studentów? Czyżby żaden tubylec nie.... - dalsze rozważania przerwała złośliwość rzeczy martwych, czyli brak obrazu w przykładowym filmie. §$%&/#!!! - Bebe uśmiecha się przepraszająco i trzęsącymi się rękoma restartuje prezentacje. Po wykładzie fala pytań - Studenci to nie publiczność konferencyjna, na te pytania jest odpowiedź. Po wykładzie, zamiast jabłka, na lektorskim pulpicie Bebe lista adresów mailowych zainteresowanych projektem osób. Powtórka z rozrywki pedagogicznej w lutym. Jestem oazą spokoju. Jestem oazą spokoju.

Do wczoraj dołączyła do czerwonej kartki jeszcze jedna, co oznaczało, że to pilne.  
Na poczcie paczki trzy: dwie duże, szare i jedna mała, ale bardzo kolorowa. Bebe zaczęła rozpakowywanie od tej ostatniej.

Nanuśka w dalekiej Hiszpanii, kultywując świecką poznańską tradycję, dokonała wypieku rogali (niemal) Marcińskich, bo bez certyfikatu. Niefortunnie pochwaliła się owym czynem w wirtualnej rzeczywistości, która zemściła się na niej w postaci głodnego nowych wrażeń kulinarnych Bebeluszka. Nanuśka pożałowała samotnego stworzenia na deszczowej wyspie. Zapakowała dwa rogale w folijkę i pomarańczowe jak słońce serwetki (bo Nanuśka, jak Bebe, nie profanuje żywności błękitem). To wszystko zamknęła w różowym pudełku wykładanym tanią miłością w serduszka i posłała do góry. 

Kolorowy papier z naklejką "Pilne" i napisem "Cukiernia u Nanuśki", wylądował w niecierpliwych strzępach na podłodze. Jak miło, że komuś się chciało chcieć! Jak miło, że Nanuśce się chciało! W środku dwa rogale marcińsko-hiszpańskie domowej produkcji z zaklęciem: "Żeby ci poszło w cycki". Bebe zjadła i czeka na efekty. 



Mały niebieski talerz

15.11.2011
Od zeszłego czwartku Bebe czeka, aż naczynia same się zmyją. Każdego ranka sprawdza podmiot badawczy, który wykazuje niestety niepożądane tendencje rozrostowe. Mogłaby poczekać jeszcze dzień dłużej, żeby był okrągły tydzień, ale śniadanie w obliczu błękitnego talerzyka przekracza progi wszelkiej tolerancji. Czarny kwadratowy z białymi w kolorowe kropki urządzają pool party w zlewie. Niebieski, ostatni z czystych, zdecydowanie nie zachęca do konsumpcji razowca z pomidorami.

W pierwszym dniu zadomawiania się w Krainie Yam Yam, Bebe musiała podjąć ważną decyzję: majtkowy niebieski czy rozmemłany beż? Tubylczy supermarket oferował tylko dwie opcje taniej porcelany Made in China. Bebe w beżu zawsze wyglądała blado, padło zatem na błękit. Dopiero później Bebe dowiedziała się, że:


"A jaką rolę odgrywa w tym wszystkim mały niebieski talerz? To proste. Porcja nałożona na mały talerz wydaje się znacznie większa od dokładnie takiej samej leżącej na dużym talerzu. W ten sposób oszukujemy nasz mózg, który po porcji jedzenia na małym talerzu jest bardziej syty. Umysł można oszukać też kolorem. Uczucie sytości pojawi się szybciej na niebieskim talerzu, bo niebieski hamuje nasz apetyt." (deri, fakt.pl,22.07.2011)

Niebieski jest małym, śniadaniowym talerzykiem. Jedzenie nałożone na niebieski nie wykazuje właściwości magicznych i nie pomnaża się w oczach: deska z dżemem pozostaje deską z dżemem. Sztuk jeden. Deska z dżemem zjedzona z niebieskiego nie syci bardziej niż z białego w kropki. Deska z dżemem generalnie nie syci. Niebieski nie powstrzyma też Bebeluszka od spożycia owej deski z dżemem, a w przypadku głodu nawet i pięciu, i zasmażki. Nie takie numery z bebeluszkowym narządem dowodzącym. Ale, jedzenie na niebieskim do przyjemnych przeżyć estetycznych nie należy, co powoduje skrócenie średniego czasu konsumpcji o połowę (niebieski to po prostu kiepskie tło). Ciekawe co na to amerykańscy naukowcy? Czy wyjątek potwierdza regułę?

°°°

Żelki Jelly Babies | http://nicksayswhat.co.uk

Na dokładkę mądrości Wiewiórowe, czyli randki na Skypie wieczorową porą:

Wiewiór: Znasz Jelly Babies?
Bebe: Te żelki w kształcie dzieci?
Wiewiór: Tak. Przeprowadzili badania na temat: w jaki sposób ludzie jedzą Jelly Babies.
Bebe (w myślach): Ja odgryzłabym najpierw głowę.
Wiewiór: Mężczyźni zjadają Jelly Babies w całości, a kobiety (zwłaszcza wielodzietne matki) odgryzają im najpierw głowy!
Bebe (w myślach): Uff..to .znaczy, będę dobrą matką!

Byle do poniedziałku.

13.11.2011
Para zakochanych trzyma się za ręce nad talerzami spaghetti. Przy stoliku obok gruby pan w koszuli w drobna niebieską kratkę wstaje z trudem, by wznieść toast. Blada twarz starszej kobiety uśmiecha się do niego z naprzeciwka i puszcza oko do siedzącej obok eleganckiej czterdziestolatki z blond lokami. Balon z numerem 21 uwięziony nad czarnymi głowami trzy młodych Chinek chybocze się lekko na różowej wstążce. Mały chłopiec uciekł siedzącym w rogu sali rodzicom, wspina się na palce, z baru sałatkowego ściąga koszyk łyżek na podłogę. Cała sala odwraca się w jego stronę.

Ludzie się śmieją, ale Bebe nie słyszy ich głosów. Odwraca się od szyby, poprawia czapkę i włączyła empetrójkę. Od piątkowego popołudnia nie zamieniła z nikim słowa.

Punkt siedemnasta pustoszeją uczelniane korytarze, studenci jadą po wałówkę do rodzinnych domów, profesorowie znikają w pociągach do Wielkiego Miasta. W tygodniu pracy cisza biurowa jest na wagę złota, ale w piątkowy wieczór robi się nagle niewygodna, jak źle dopasowany stanik. By nie słuchać ciszy, Bebe się czymś zajmie. Pocieszy smsem przyjaciółkę w depresji, zaprojektuje koszulkę siostrze, uciszy studenckie obawy mailami, pogratuluje nowej pracy znajomemu z Facebooka, poda przepis na karpatkę młodej matce na forum, a na czacie wysłucha rozterek przyszłej rozwódki.

Po drodze do domu wstąpi do supermarketu. Przy odrobinie szczęścia pani przy kasie zapyta ją, jak minął dzień.

Kaloryfer

10.11.2011
Ani wina ani lodów nie było, bo Bebe nie miała ochoty. Poza tym to takie zwyczajne, a okazja ponadto. Bebe zaszalała na całego. Włączyła ogrzewanie! Nawet termofor zwerbowała, żeby jej stopy grzał w znowu zimnej i samotnej kołdrze. Wiatr w skrzydłach sztormowy. Pomysły na nowe słowotwórstwo nie dają zasnąć, potrzeba dopracowania istniejących maszynopisów rośnie. Tylko dlaczego właśnie teraz każą pisać wiekopomne dzieło naukowe? I czy lutowanie sensorów do płytek prototypowych nie może poczekać do wiosny?? Praca naprawdę potrafi przeszkadzać w tworzeniu rzeczy ważnych.

A jak już jesteśmy przy ogrzewaniu. Bebe znowu czuje się gruba, choć wie dobrze, że grubość to nie uczucie. Wszystkiemu winna jest koleżanka w doktoranckiej niedoli, która rozebrała się do naga przed komisją egzaminacyjną grając Ewę z jabłkiem. To się nazywa sztuka, zwłaszcza jak się uprawia performance naukowy badający interpretacje intelektualne widza w kontakcie z aktorem. Koleżanka ma nieprzyzwoicie fantastyczny kaloryfer brzuszny (prawdopodobnie norma u tancerek - przyp. autorki), co unaoczniło siedzącej pół metra dalej Bebe własne braki. O ile takowe  mięśnie środka też posiada, to przykrywa je pierzyna wałka. Debatę o interpretacjach działań koleżanki z kaloryferem Bebe dzielnie przemilczała w akompaniamencie męskiej części widowni.

----

Jeszcze raz dziękujemy za wsparcie i liczne gratulacje przesyłane drogą portali społecznościowych i nie tylko. Milo, aż do łez wzruszenia. Co będzie dalej, nie wiadomo. Organizator konkursu milczy jak zaklęty. Zatem czekamy. Tymczasem z niedowierzaniem spoglądamy na licznik odwiedzin Bebeluszkowa, który zanotował w ostatnich dwóch dniach ponad 3 tysiące turystów. A przecież Bebe nawet nie wie jaka będzie jutro pogoda ani kim była niejaka H.Mostowiak!

Tym serdeczniej witamy nowych czytelników pełnoetatowych, przypadkowych, tych dorywczych i tych od czasu do czasu. Zapraszamy do lektury bloga od początku, czyli jego końca oraz na bieżąco!

----

Blog w nagrodę dostał nową szatę graficzną. Szykuje się też premiera fejsbookowa oraz nowe działy na blogu, jak odsłonięty już "O autorce" . Zmiany nastąpią nagle a niespodziewanie, czyli niebawem.

Hero of the blog

7.11.2011



Bebeluszek (nie)codzienny  
literackim blogiem roku 2011 
w głosowaniu internautów.


Zaniemówić z wrażenia w takich okolicznościach nie wypada, więc Bebe skacze na jednej nodze z radości, aż pracownia drży. I zastanawia się: Najpierw lody czy wino? Coś wietrznie się zrobiło, w skrzydłach zwłaszcza.
 
Dziękujemy wszystkim fanom, miłośnikom, przyjaciołom, a przede wszystkim czytelnikom! To dzięki Wam i tylko Wam! Jesteśmy wzruszone, bardzo szczęśliwe i może nawet trochę odważniejsze.

Ukochania stukrotne!



p.s. Dla zainteresowanych oficjalne ogłoszenie wyników oraz pozostali zacni laureaci (o tak! grono bardzo fajnych bloggerów, polecam zerknięcie na ich strony) tutaj:
http://www.granice.pl/kultura,Znamy-Literackie-Blogi-Roku!,4133

Sztuczne ognie

4.11.2011


Cicho, zimno i dramatycznie. Tak miało być po wyjeździe Wiewióra, który jeszcze dziś na lotnisku nucił w bebeluszkowe ucho You are the hero of the blog na melodię "We are the champions" the Queen. Ateista, a taki w Bebe wierzący.

Zamiast ciszy jest rock'n'roll na żywo. W wigilię Święta Ognisk Anioły Piekieł otworzyły progi swego pubu dla bez-harlejowych tubylców. Pachnie siarką, a szyby drżą nie tylko od głębokich basów. Jak z armaty wystrzelane, czerwone i zielone świetlne kule, rozpadają się tysiącem gwiazd nad bebeluszkową wieżą.

Niebo rozpalali do czerwoności hinduscy sąsiedzi, już od tygodnia celebrujący Diwali, festiwal światła i dobrobytu. Jutro powinności ogniomistrza przejmą Yam-Yamy. W głównym parku zapłonie ogromne ognisko ku pamięci Guya Fawkesa - w kraju przodków Wiewióra bohatera narodowego, w Yam-Yamowie zdrajcy. Jak Bukę w Muminkach, ciepło i światło ze starych płonących palet zwieńczonych symboliczna kukłą przyciągnie pół Yam-Yamowa w kaloszach. Puszczą karuzelę w tan i będą lać piwo w strugach deszczu. Bebe doświadczyła tubylczego rytuału trzy lata temu, który stracił czar zwieńczony klasyczną grypą. Z braku podstawowego ekwipunku w postaci gumowców, Bebe będzie podziwiać tegoroczne fajerwerki z wysokości domowych pieleszy.

Dramatu też brak. Czas Zimnej Kołdry jest tym razem bardzo określony, a tym samym znośny. Bilet do Czarnego Lasu leży na bebeluszkowym biurku, jak gwarancja pocałunku z sześciotygodniowym odroczeniem.

Teraz tylko odliczać spania, zabijać czas pracą i czekać na fajerwerki: te prawdziwe, noworoczne.

Z ostatniej chwili...

3.11.2011
Siedzi Bebe na podłodze w piżamie, pije witaminę C na bolący migdał, ale gula w gardle od czegoś zupełnie innego:

"Już kilka dni temu zakończyło się głosowanie w plebiscycie "Literacki Blog Roku" – www.literackiblogroku.pl. Wiemy, że o tytuł ten - oraz o dodatkowe wyróżnienia - powalczą ostatecznie:

W kategorii blogów literackich:


Ogłoszenie wyników konkursu i plebiscytu nastąpi podczas 15 Targów Książki w Krakowie – zapraszamy w niedzielę. 6 listopada w godzinach 12:00-13:00 do sali seminaryjnej nr 1."

Ciśnienie niemal jak przed rozdaniem Oscarów. Bebe pociera kolankami i czeka na weekend.
Tymczasem głębokie ukłony lecą w stronę sympatyków, przyjaciół i oddawaczy głosów. Wielkie dzięki!

Biała sukienka

31.10.2011
Wiewiór do Bebe w łóżku o poranku:
- Będę twój na zawsze.
- To znaczy, że jednak dostanę białą sukienkę, obrączki i ogromny tort?
- Chcesz białą sukienkę, obrączki i ogromny tort?
- Tak.
- Myślałem, że chcesz mnie, na zawsze............Naprawdę chcesz białą sukienkę???
- Czasem tak.
- I obrączki?
- ....Trudno jest nie wyglądać jak beza w takiej białej sukience...

Ćma

27.10.2011
Ona znowu ryczy, że waży więcej niż powinna...Ubzdurała sobie przypadkowa liczbę i uczepiła się jej jak ćma żarówki. On już naprawdę nie wie, co ma jej powiedzieć, żeby w końcu dała sobie spokój. Czy nie widzi, że to bez znaczenia?

Bierze jej zapłakaną twarz w swoje dłonie, patrzy głęboko w oczy, aby zobaczyć w nich miniaturę siebie...i mówi z powagą:
- Jesteś piękna.

- Dla Ciebie? - pyta ona z cichą nadzieją tonącego.
- Oczywiście, że dla mnie. Ale też dla wszystkich innych. - Skutek jest odwrotny do zamierzonego. Ona potakuje, wybucha płaczem i pyta dla pewności łamiącym się głosem:
- W środku?
On uśmiecha się dobrotliwie, jak do małego dziecka:
- Tak, ale i na zewnątrz. Jesteś piękna wszędzie.


----
p.s.
Ostatnia szansa by oddać głos na blog Bebe w Konkursie na literacki Blog roku 2011:
Urny zostaną zamknięte w niedzielę o północy.

Wiewiór i Bebe - cz.III: Lato jak ajerkoniak

23.10.2011


Dzień był upalny, sierpniowy. Kudłaty chciał pobiec po bułki, ale zgodnie stwierdzili, że południe to raczej czas na kebaba niż jajecznicę. Zaprzyjaźniony Turek zapakował to co zawsze i tak dotarli do pracowni ceramicznej z prowiantem i piwem.

To był jeden z tych leniwych dni, co sączy się powoli jak kieliszek ajerkoniaku...Wronka popatrzyła na Kudłatego: Obetniesz mi grzywkę? Na środku dziedzińca opustoszałego uniwersytetu Wronka usiadła na stołku, a Kudłaty klęcząc przed nią obcinał jej włosy. Powietrze drgało lekko, czy to z gorąca czy namacalnej bliskości tych dwojga. Bebe z Wiewiórem na ławce w cieniu jedli i pili, starając się bardzo by nie wypadło to nienaturalnie.

Nic się nie stało..nic się nie stało...jeden pocałunek wiosny nie czyni... Bebe wzięła głęboki oddech przeganiając poczucie winy. Jeszcze wczorajszego dnia należała do Obcego, a ostatniej nocy całowała się z innym. Obawy zaczęły układać się w brzydki obrazek. Jeszcze przed wyjazdem, Wronka na osobności opowiedziała jej o polskim korytarzu, z którym się Wiewiór zaprzyjaźnił. Powiedziała też o Acie, której się Wiewiór podobno bez powodzenia oświadczył. Czy jestem mu tylko balsamem?

Żeby przerwać ciszę, Bebe opowiedziała Wiewiórowi o Juliuszu, który po trzech latach studiów w Stumilowym Lesie miał za trzy tygodnie wrócić do ojczystego kraju na drugiej półkuli.Serce się wszystkim krajało, zwłaszcza że Juliusz w Stumilowym Lesie mógł być w końcu sobą. Rozkwitł i zakochał się szczęśliwie w Tomaszu. Życie pisze swój własny scenariusz, dając Tomaszowi wymarzoną pracę  w innej części Keczupowa. Nie widzieli się już dwa tygodnie i niewiele im już czasu zostało. Stypendium Wiewióra kończy się wraz z końcem wakacji... - przypomniała sobie Bebe ze ściśniętym gardłem.

- A może gdzieś pojedziemy ? - pół godziny później zapytał Kudłaty otwierając atlas samochodowy Europy na przypadkowej stronie - O tu na przykład. - Uśmiechnął się wskazując palcem na Kopenhagę. - Dzisiaj po mojej pracy, o 22. Ja prowadzę. Powiedzcie Juliuszowi, przyda mu się trochę rozrywki.

---

c.d.n. ale nie wiadomo czy jutro.....tymczasem Bebe piecze kurczaka, wkłada obcasy i jedzie odebrać Wiewióra z lotniska. Życie jest dzisiaj wyjątkowo piękne!

Wiewiór i Bebe - cz.II: Nie chronić od zapomnienia

22.10.2011
Pamięć jest zawodna, zwłaszcza bebeluszkowa, dlatego warto zapisywać teraźniejszość. Kiedy myśli o tamtym lecie, wspomnienia rozmazują się, mieszają. A te które chciałaby zapomnieć rysują się wyraźnie czerwoną kreską. Jak to o Obcym, którego zabrała na spływ kajakowy na Bugu. Czy każdy ma na koncie związek, którego się wstydzi?

---

Nie widział jej całe dwa miesiące, do dnia kiedy wróciła w końcu ze spływu kajakowego gdzieś na granicy Europy wschodniej z bardziej wschodnią. Przyszła w tym swoim różowym podkoszulku w serek, opowiedziała Wronce jednym tchem o Obcym, który na szczęście nie sprawdził się w nadbużańskim gąszczu i zjedzony przez komary, a w rzeczywistości zazdrość, uciekł po czterech dniach gdzie keczup z curry produkują.

Bebe otrząsnęła się szybko z początkowego szoku, co ułatwiła trójnarodowa grupa kajakowych zapaleńców oraz samogon ukraiński w skwarne południe zagryzany misternymi kanapkami ze słoniną, czosnkiem i listkiem pietruszki. Tuż po powrocie, nie zważając na dowody miłości w postaci spaghetti według przepisu ciotki Obcego, Bebe skończyła mezalians i przyszła do Wronki na wino, Władcę Pierścieni i sen. Wiewiór słuchał uważnie, sącząc słodki Muskat ze szklanki.

Długowłosy Irlandczyk zaprzyjaźnił się z Wronką na bazie koleżeńsko-zawodowej. Wronka robiła wtedy cholernie ciężkie odlewy gipsowe egipskich madonn. Wiewiór wyposażony w mięśnie i wolny czas, zgodził się jej pomóc pod warunkiem, że ktoś sfotografuje ich pracę. Wronka mogła pomyśleć tylko o jednej osobie: Bebe. Zwłaszcza, że zdała śpiewająco egzamin językowy i mogła zostać w Stumilowym Lesie na kolejny rok. Bebe zgodziła się bez namysłu wychylając drugą lampkę wina: Praca jest najlepszym lekarstwem na horrory sercowe, ale teraz muszę się przespać.

---
Juliusz wpadł kilka godzin później w odwiedziny:
- A co to? - zapytał zdziwiony spoglądając na materac Wronki.
Na co Wronka wyszeptała prowadząc go na balkon:
- Bebe śpi, a Wiewiór wykorzystuje sytuację.

---
Co to była za noc! Zdawało się, że Bebe przysnęła tylko na chwilę, by obudzić się wciśnięta w ścianę na materacu Wronki. Za oknem ciemno, a oni leżeli jak sardynki w puszcze. Jedno przy drugim. Ściana, Bebe, Wiewiór, Wronka i i jej Kudłaty. Kudłaty zwisał połowicznie nad podłogą pochrapując lekko. Ich twarze oświetlał ekran komputera cichutko pokazujący owłosione stopy hobbitów w skalistym Mordorze. Na ramieniu Bebe dłoń Wiewióra, dłoń obejmująca, opiekuńcza. Niech ta chwila trwa. Niech nikt się nie budzi. Udając zły sen wtuliła się w znajomy zapach. Dłoń zgarnęła ją delikatnie, przyciągając bliżej do siebie. Miłe ciepło i spokojny oddech. On nie śpi, więc co robi ta ręka na moich ramionach?? Bebe obróciła się powoli wokół własnej osi i spotkała się oko w oko z błękitem wiewiórowych.

---
c.d.n. jutro!


p.s. Zostało jedno jedyne spanie.

Wiewiór i Bebe - cz.I: "Początki nieświadczące"

21.10.2011
Dla Bebe najważniejszy jest Wiewiór, choć tak nie było zawsze....

---- Tekst napisany w grudniu 2010, gdy wielkie litery były wrogiem.....czas pędzi jak na hulajnodze. ----

 wiewiór przyjechał do stumilowego lasu na trzy-miesięczne stypendium. prasować komody  i odczarowywać stołowe blaty z herbacianych kółek. na peronie przywitał go gej i chudzina o słowiańskiej urodzie. przedstawili się jako juliusz i wronka. interesująco..... miło, że ktoś po niego wyszedł. w gruncie rzeczy wcale się tego nie spodziewał. oboje w przepraszających ukłonach opowiadają coś o jakieś bubie czy bebe, która nie mogła go odebrać ze względu na jakiś egzamin. wiewiór o niczym nie wie. maila też nie dostał. za to teraz ta dwójka wciska mu w rękę klucz i mówi, że to od jego pokoju?! to ja mam pokój? - pyta wiewiór wyraźnie zaskoczony. juliusz i wronka uśmiechają się znacząco, po czym prowadza go na przystanek autobusowy.  wiewiór nie wiedział, że gościnność i organizacja to specjalność stumilowego lasu.


----
w czasach zamierzchłych, liczonych jednak jeszcze na palcach jednej ręki bebe w różowym podkoszulku w serek z h&m wpadła do małej knajpki na obrzeżach stumilowego lasu. tam w półmroku, wronka kryła się przed słońcem za kuflem lokalnego przysmaku z pianką. a towarzyszył jej długowłosy blondyn. bebe ogarnęła pobieżnie jego wyciągnięty sweter. zanotowała w głowie, że jak na jej gust jest zdecydowanie za niski. poza tym kobieta nie powinna mieć mężczyzny mniejszego rozmiarem. to nie przystoi. i wygląda głupio na ulicy. wronka jak zwykle na czarno. chuda do niemożliwości przywitała ze szczerą radością krągłości bebeluszkowe. a bebe, jak z armaty wypaliła, że już nie ogarnia o co tym wszystkim samcom chodzi. towarzysz wronki, przedstawiony pobieżnie jako wiewiór, skulił się na swym krześle i skupił wzrok na złotej zawartości kufla. a bebe ciagnęla dalej oburzonym głosem: za dwa tygodnie mam egzamin, a do mnie dwóch na raz uderza. czy im się w głowach poprzewracało?! 


---
 c.d. nastąpi.....jutro! 

Nikt nie chce umrzeć. Nawet ci, którzy chcą pójść do nieba.

20.10.2011
Problemy, jak bańki mydlane, rosną nadmuchane wyobraźnią, by chwilę później, zostać mokrą plamą na dywanie.

Jak pisać o weekendzie w Wielkim Mieście? O kanciastej wystawie postmodernizmu i kolczykach z płatków bratka zatopionych w przezroczystym plastiku? Lub o radosnym odkryciu, że wyobrażone gabaryty ciała  przekraczają te realistyczne? Jak pisać o kolacji w chińskiej restauracji, o pierwszych w życiu wygodnych obcasach, Dekalogu Kieślowskiego zapijanego wódką z sokiem, nocach nieprzespanych na romansach z polską prasą kobiecą?

Jak pisać o wałku pod-pępkowym, który mimo starań spuchł zamiast zniknąć? O strachu irracjonalnym, że w szafie nadal rozmiar 42 zamiast 38? O pozostałych trzech nocach do przespania pod zimną kołdrą, o ekscytacji i strachu czy aby Wiewiór rozpzna to ciało i duszę?

Jak pisać o tym wszystkim, kiedy ktoś bliski zmierza się właśnie z ostatecznością.

Chciałoby się zatrzymać ten pociąg i wysiąść. Dać sobie czas na wszystko. Memento mori, powtarzał Steve Jobs, niemal wszystko, czego chce od nas świat - nasza duma, nasze obawy przed zbłaźnieniem się i porażką - nikną w obliczu śmierci, a zostaje tylko to, co naprawdę ważne*.


°°°
Alutko, dziś myślę o Tobie i Twojej Mamie.



* Więcej... http://wyborcza.pl/1,98077,10180702,Badz_glodny__badz_glupi.html?as=2&startsz=x#ixzz1bJWPRRCA

O bieganiu poranne rozmowy

19.10.2011
Studencki ciut świt, a w bebeluszkowych pieleszach dialogi wewnętrzne.

- Co to?
- Budzik dzwoni.
- Już? Przecież dopiero zasnęłam.....
- 8 godzin temu......
- A która to godzina?
- 8.45
- ???? Jak to? Przecież nastawiałam budzik na 8.15!!!!
- Hmmmm.....Dobre masz te korki do uszu.
- Miałam rano pobiegać....No i co? iść?
- No tak wczoraj ustaliłaś.
- Ale to było wczoraj.....
- No idź! Miałaś być konsekwentna, pamiętasz? I systematyczna!
- Ale późno jest.
- No i co z tego? Jak będziesz dalej leżeć w łóżku to zrobi się jeszcze później.
- O, i brzuch mnie boli.
- ......
- Może lepiej nie pójdę....
- E tam!
- .....
- 8.54!!!!
- ....znowu przysnęłam??.....to co iść biegać?
- No idź idź!
- A jak pada? Chyba pada. Jakoś szaro za oknem....
- To wstań i sprawdź!
- Ale może poleżę jeszcze 5 minut....
- Nie mam do ciebie siły....
- Wstaję!
- ?!
- Muszę siku!

Nie padało. Bebe poszła biegać.

p.s.
Uprzejmie informuję, że organizator konkursu na literacki blog roku 2011, nie umieścił jeszcze żadnych informacji o przebiegu rywalizacji. Uzbrójmy się w cierpliwość, głosowanie trwa:
http://www.literackiblogroku.pl/?content=vote&idb=193

PMS z wyobraźnią, czyli jak spędzić wolną sobotę

13.10.2011
Kobieta z PMS w tęsknocie za ukochanym mężczyzną wstaje w sobotni poranek i już płacze. Płacze nad rozlanym w kawie zbożowej mlekiem, nad kanapką z serem kozim i brudnymi naczyniami, których nikt poza nią nie chce zmywać. Płacze w wannie, na sofie i w garderobie. Płacze otulając się szalem od niego, idąc po zakupy i taszcząc samotnie kalafiora w drodze powrotnej do pustego domu. Płacze nad książką, ciastkiem i odkurzaczem. Płacze całą sobą.  

Podobno ruch jest dobry na chandrę. Kobieta z PMS lecz bez przekonania idzie zatem biegać. Ciężko się biega, płacząc. Widoczność jest ograniczona, nos z konieczności trzeba wycierać w rękaw. Cały świat jest wyjątkowo pod górkę. Korzenie wyskakują pod nogi, chmury czarne i ciężkie nad głową, wiatr z premedytacją omija plecy, zapierając skutecznie oddech, a mp3 puszcza wyjątkowo melancholijne kawałki, z tej co zawsze biegowej kompilacji. 

W chwili desperacji kobieta z PMS w tęsknocie postanawia pomóc sobie siłą podświadomości.  Wymyśliła, że nie ma nad czym płakać, bo mężczyzna ukochany nie istnieje. Nie ma go, nie było, i nigdy nie będzie. Odetchnęła z ulgą nad wizją świata z Seksmisji, ale do czasu. Do czasu, gdy mózg w PMSie zarejestrował brak, ścisnął serce i stanął samotną rzeczywistością w gardle. To już nie był płacz. Jak ten strach na wróble, stanęła na środku zaoranego pola i ryczała. Ryczała, bo nie wie, jak ma o tym powiadomić rodzinę; bo przerasta ją załatwianie spraw w urzędach. Ryczała, że nikt jej już nigdy nie pokocha, a ona tym bardziej nikogo. Nawet zaczęła obmyślać, do kogo by pojechać, żeby przetrwać najcięższy czas żałoby. Ale, że mieszka na wyspach i do wszystkich ma daleko, na polnym kamieniu usiadła i płakała.

Wieczorem mężczyzna kobiety z PMSem zadzwonił z kafejki internetowej. Żyje, kocha, i przyjeżdża za dwa tygodnie. PMS jak ręką odjął.




p.s.
Głosowanie na literacki blog roku nadal trwa. Blog Bebeluszka startuje pod adresem:
http://www.literackiblogroku.pl/zaglosuj,193

Wiewiórobrak

7.10.2011
Mówią, że jeśli kogoś nie ma w internecie, to nie istnieje. Zatem, Wiewiór nie istnieje. Już od przeszło tygodnia. Wiewiór znalazł przytulne gniazdko na poddaszu, które niestety jest białą plamą na wirtualnej mapie świata. Pozostają im puste koperty smsów, ale ile miłości można zmieścić w 150 znakach ?! Codzienny rytuał skypowej randki, zastąpiły namiastki obecności i ciepła: termofor i telewizja.

Spotkali się latem w Szkocji, na przyjęciu w ogrodzie znajomych. Ona przyjechała z Walii w odwiedziny do dziadków. On b kadetem stamtąd. To była zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko nie dane im było poznać się bliżej: tydzień później wysłano go na dziesięć miesięcy służby wojskowej na Bliskim Wschodzie. Wtedy dziesięć miesięcy to było bardzo długo. Zwłaszcza, jeżeli jedynym środkiem komunikacji były listy, pisane i wysyłane pod groźbą zagubienia po drodze lub opóźnienia w jakimś nieznanym miejscu. Pisali raz w tygodniu. Ona przyznała nawet, że nadal ma kilka listów ukrytych pod łóżkiem w pudełku po czekoladkach. W tydzień po jego powrocie, pobrali się. razem od 35 lat.

Rozpieszczona nowoczesną technologią Bebe chyli czoła przed ich cierpliwością i zaufaniem. Cisza w wiewiórowo-bebeluszkowym eterze jest nadal niewygodna, ale trochę bardziej znośna.



p.s. Dziękuję wszystkim za wyrazy sympatii i oddane glosy. 
Bebe z wzruszenia nie wie, co powiedzieć. To może w zamian będzie pisać dalej?

p.s.s. Dla tych co przegapili: do 30 października można klikać na baner po lewej stronie i tą milimetrową robotą przybliżać Bebeluszka do spełnienia wydawniczych marzeń.

Bengalska bania

4.10.2011
Bengalski wieczór pod mrugającą jarzeniówką skończył się wielką banią.

W Bangladeszu panuje prohibicja, która dotyczy tylko autochtonów. Żeby pić alkohol, trzeba mieć licencję, coś na kształt prawa jazdy. Tato Rezwany, dzięki politycznym machinacjom, dostał zieloną kartkę od lekarza, bo procenty służą mu na serce. Pijemy zatem za jego zdrowie. W Bangladeszu whisky jest jak piwo w Polsce, najbardziej popularne. Łatwej to pić potajemnie. Pierwsze w życiu Rez czerwone wino wytrawne smakuje jej na tyle, że butelka świeci dnem w ekspresowym tempie. Dobrze, że jest jeszcze chilijskie różowe.

Rez opowiada dalej jedząc palcami ryż z mięsnym sosem; jeśli może, nie używa sztućców. Bebe udaje że to normalne i siłą woli powstrzymuje się, by jej te place nie zahipnotyzowały.

Rezwana, pod pretekstem edukacji na nowojorskiej szkole prawa, uciekła z kraju przed zaaranżowanym małżeństwem. Chciała być artystką, więc po roku w Stanach przyjechała na wymianę do Yam-Yamowa. I tak już mieszka tu od sześciu lat.

Na stole mała kolacja dla dwojga: dwa półmiski z mięsami w ostrych, tłustych sosach, ryż z migdałami i warzywne pakory. A na deser yam-yamowym już zwyczajem marchewkowe ciasto i hity bengalskie lat 60tych. Ze względu na bebeluszkową promocję zdrowia, Rezwana podobno powstrzymała się ilościowo, do ciasta dodała tylko jedno jajko, a jagnięcina jest z ziemniakami zamiast bez.

W poniedziałkowy poranek Bebe obudziła się w łóżku z kacem. Kacem potworem, kacotworem. Kanapki słowne najlepiej smakują na bani. Bengalskie jedzenie, mimo niewątpliwej kaloryczności, nie dorównuje magii ukraińskich podkładek z chleba, słoniny, czosnku i pietruszki. Bania niedzielna jest do bani, zwłaszcza gdy w poniedziałkowy poranek trzeba się spotkać z profesorem.

p.s. 
Bebe zgłosiła bloga do konkursu literackiego. 
Oprócz jury, głos mają też internauci. Jedną z nagród jest publikacja w formie książki lub e-booka. Zapraszam wszystkich przyjaciół Bebeluszka do klikania, wspierania i przesyłania wieści dalej. Może sen o Bebe w origami z papieru i liter jednak się ziści. Głosowanie odbywa się tutaj:

p.s.s.
Do Wiewióra 19 spań.

Auto Post Signature

Auto Post  Signature