Weekendowy Teatr Variété przedstawia koncert Deep Purple w Wielkim Mieście, czyli ledwo Bebe odespała zlot Katarzynek u Zoyki, a już biegła na kolejny pociąg.
Nie tak Bebe wyobrażała sobie koncert legendarnej grupy rockowej i zdaje się nie była w tym rozczarowaniu osamotniona. "Ale jesteście świetnie zorganizowani!" - krzyczy ze sceny Ian Gillan do siedzącej w równych rzędach widowni - "Te rzędy są okropnie równe! Musimy coś z tym zrobić!"
Chłopaki na scenie w dymie i czerwonych reflektorach naparzają w gitary, keyboardy, perkusje i struny głosowe. Czterdziestoosobowa orkiestra rżnie równo razem z nimi. A na tubylcach nie robi to najmniejszego wrażenia. Siedzą przyklejeni do równych pod linijkę rzędów krzeseł, klaszcząc niemrawo przy największych gitarowych solówkach. Niektórzy zapatrzeni w ekrany aparatów i kamer, zdają się być tu tylko ciałem. Pomyśleć, że ci ludzie (chłopaki na scenie i widownia) to ten sam rocznik. Ruch nastąpił dopiero przy piosence finałowej. Rzędy środkowe powstały, kilku odważnych poguje pod sceną, a pani na lewych trybunach wywija czupryną. Dym na wodzie poruszy każdego Yam Yama.
Po koncercie tubylcy szturmują puby, a Bebe wymyka się za kulisy. Tam inny świat: skrzynki, kufry, plecaki, rurki, deski, rampy. Techniczni w hełmach i odblaskowych kamizelkach w pełni gotowości do złożenia sceny. Gitarzysta Deep Purple chodzi w kółko z sennym pięcioletnim blondynkiem na ramieniu. Dyrygent orkiestry szuka w czarnej torbie szalika. Bebeluszkowa ex-współlokatorka, grająca w orkiestrze pierwsze skrzypce, niesie herbatę w plastikowych kubkach. Brazylijczyk kontrabasista konsumuje sałatkę z buraków, a saksofonista z piwnym brzuszkiem pakuje do plecaka zdobyczny bochenek chleba, który ostał się po przed-koncertowym cateringu.
"Sprofanowano koncert legendarnej grupy rockowej - krzesłem! Zwykłym składanym krzesłem, z siedzeniem-klapką jak w kinie. Jak to możliwe?" - stwierdza Bebe z niesmakiem. Brazylijczyk kiwa zgodnie głową i dodaje: "Na Wyspach każdy koncert tak wygląda. Szkoda."
Za chwilę wołają muzyków do autobusów, a Bebe zostaje oddelegowana na dworzec kolejowy, na którym Yam Yamy prezentują koncertowe zdobycze w postaci koszulek nabożnie oglądanych w pełnej skupienia ciszy.
Bebe wsiada do pociagu i zasypia z jedną myślą: Być jak Deep Purple.....Być jak Deep Purple....
°°°
Po takim weekendzie potrzebny jest urlop.
Osiemnaście lat temu, to samo miejsce, ta sama piosenka, ta sama moc. Tylko siwych włosów trochę mniej.
Nie tak Bebe wyobrażała sobie koncert legendarnej grupy rockowej i zdaje się nie była w tym rozczarowaniu osamotniona. "Ale jesteście świetnie zorganizowani!" - krzyczy ze sceny Ian Gillan do siedzącej w równych rzędach widowni - "Te rzędy są okropnie równe! Musimy coś z tym zrobić!"
Chłopaki na scenie w dymie i czerwonych reflektorach naparzają w gitary, keyboardy, perkusje i struny głosowe. Czterdziestoosobowa orkiestra rżnie równo razem z nimi. A na tubylcach nie robi to najmniejszego wrażenia. Siedzą przyklejeni do równych pod linijkę rzędów krzeseł, klaszcząc niemrawo przy największych gitarowych solówkach. Niektórzy zapatrzeni w ekrany aparatów i kamer, zdają się być tu tylko ciałem. Pomyśleć, że ci ludzie (chłopaki na scenie i widownia) to ten sam rocznik. Ruch nastąpił dopiero przy piosence finałowej. Rzędy środkowe powstały, kilku odważnych poguje pod sceną, a pani na lewych trybunach wywija czupryną. Dym na wodzie poruszy każdego Yam Yama.
Po koncercie tubylcy szturmują puby, a Bebe wymyka się za kulisy. Tam inny świat: skrzynki, kufry, plecaki, rurki, deski, rampy. Techniczni w hełmach i odblaskowych kamizelkach w pełni gotowości do złożenia sceny. Gitarzysta Deep Purple chodzi w kółko z sennym pięcioletnim blondynkiem na ramieniu. Dyrygent orkiestry szuka w czarnej torbie szalika. Bebeluszkowa ex-współlokatorka, grająca w orkiestrze pierwsze skrzypce, niesie herbatę w plastikowych kubkach. Brazylijczyk kontrabasista konsumuje sałatkę z buraków, a saksofonista z piwnym brzuszkiem pakuje do plecaka zdobyczny bochenek chleba, który ostał się po przed-koncertowym cateringu.
"Sprofanowano koncert legendarnej grupy rockowej - krzesłem! Zwykłym składanym krzesłem, z siedzeniem-klapką jak w kinie. Jak to możliwe?" - stwierdza Bebe z niesmakiem. Brazylijczyk kiwa zgodnie głową i dodaje: "Na Wyspach każdy koncert tak wygląda. Szkoda."
Za chwilę wołają muzyków do autobusów, a Bebe zostaje oddelegowana na dworzec kolejowy, na którym Yam Yamy prezentują koncertowe zdobycze w postaci koszulek nabożnie oglądanych w pełnej skupienia ciszy.
Bebe wsiada do pociagu i zasypia z jedną myślą: Być jak Deep Purple.....Być jak Deep Purple....
°°°
Po takim weekendzie potrzebny jest urlop.
Ten zespół to dla mnie magia. Siedzenie, kiedy oni grają, to czysta profanacja i tyle. Nawet, kiedy czytałam ten tekst, wewnętrzna fanka starego rocka nieśmiało chowała głowę w dłoniach. Ejejej...
OdpowiedzUsuńno a Ty? nie mogłaś popogować??
OdpowiedzUsuń