Image Slider

Ultramaraton

11.06.2015
Spocznij.
Kciuki puść Drogi Czytelniku.
Bądź błogosławion za wsparcie moralne.
Przydało się, bowiem:

Żyjemy.
Od wtorku już w domu.
Cieszymy się, że już po.
Bardzo, tak bardzo.

Rekonwalescentka chyżo dochodzi do siebie, choć się w lustrze nie poznaje.
Mereżka przykryta jeszcze okładziną plastrów wzmaga niedoczekanie (zwłaszcza moje). W bonusie dostała nos greckich bogiń i radość z czynności niedocenianych. Wszak po tygodniu w szynach naramiennych, wenflonem w lewej stopie, czujnikiem monitorów w prawej, rurką do-żołądkową jednej dziurce nosa a szwami w drugiej, już od samego patrzenia człowiek rozpada się na milion bozonów. O jakości wydziergu doktora Wilka dowiemy się niebawem.

Bohaterzy drugoplanowi "Operacji Cień" snują się po kątach. Zwłaszcza matka, która przemierzyła 2345 razy każdy szpitalny korytarz, podwórko i ogródek. Wyhuśtała się więcej niż w dzieciństwie. Wyrobiła sobie bicepsy kołysząc Grudkę na morza spokoju. Przed kobietami, które permanentnie romansują z laktatorem: chyli zaś czoła. Logistyka takiego związku przerasta jej mięśnie mózgowe. Zwłaszcza gdy kochanka trzeba odwiedzać o 2:32 w nocy. Matka jest (trochę bardziej) przygłucha, miewa halunki i poczucie, że usiadła obok siebie i nie wie, kiedy wstanie. Tymczasem posiedzi sobie.


Wiewiór pobiegł do budowlanego po wiadro cementu.
Będziemy się jakoś sklejać. 

Wniosek: Od strachu o dziecko gorsza jest bezsilność. Gdy chciałoby się, a nie może. Pomóc.

Wniosek dwa: Szpitalna rezurekcja: Jeśli nie zjesz szparagów na obiad, powrócą na kolację w postaci zupy.

Czuj czuwaj.
Jeszcze sobie posiedzę.
I wrócę.

Auto Post Signature

Auto Post  Signature