Image Slider

Historia VII i ostatnia: Pierwsze słowa

29.03.2012
Żeby czytelnicy nie doznali traumy i przestali oskarżać Bebe o koszmar doświadczeń, ostatnia historia z serii Opowieści Dziwnych Treści pochodzi z kategorii lekkiego pióra.

***
Dorobek autorski Bebe zaczął się od komiksu rysowanego na papierze kancelaryjnym w pracy Mamusi Bebeluszka. Szaro było i jesiennie. Miała być to historia przygodowo- detektywistyczna, oczywiście. Scena pierwsza, wietrzna jesień, oczywiście. Grupa dzieci biegnie przez szkolne podwórko. Czasu do obiadu i papieru starczyło jedynie na przedstawienie woźnego zamiatającego szkolny dziedziniec i pierwszą górę suchych liści. W trzech perspektywach, oczywiście.

Pierwszą napisaną, zaprojektowaną i opublikowaną w jednym unikalnym egzemplarzu książką Bebe były "Niesamowite przygody Miecia". Z naciskiem na niesamowite. Pozycja owa składała się z jednej jedynej strony a wyglądała mniej więcej tak (tu proszę o fanfary, nastąpi premiera internetowa):




***
Nominacje



Niektórzy nominują trzy, a inni szesnaście blogów. Na Wyspach Brr nawet 25!!! Zachowajmy spójność: siedem dni - siedem historii - siedem nominacji. Słowotwórca i Bebe w burzliwych obradach zdecydowali, że One Lovely Blog Award otrzymują (kolejność przypadkowa):
- Czarny Pieprz za pieprzoty dobrze przyprawione rysunkiem.
- O tym, że... za to, że się dzieli każdą nowo nabytą okładką nie byle jaką.
- Książki zbójeckie za wykopywanie z Bebeluszkowej świadomości zapomnianych lektur i cotygodniowe zagadki, których nie udaje się nam rozwiązać.
- Kaczka za dokumentację bujnych relacji z wyspową służbą zdrowia. I za to, że dała radę tytuł bloga, autora bloga i adres bloga utrzymać w oddzielnych pudełkach. Chciałybyśmy się w końcu dowiedzieć dlaczego? i jak jej to wyszło?
- Blog Czekolady za apostolstwo w sprawie i upór (Czekolada nadal nie chce przyznać, że na śniadanie najlepsza jest kanapka z kiełbasą).
- Paproszkolandię za fajny zegarek, który tyka i tyka. Za lakoniczność i trafność słowa. Czekamy, aż nas nim w końcu obrzuci.
- Mam wątpliwość za to, że jest po prostu lovely, nawet w przepełnionym autobusie o szóstej pięćdziesiąt rano.


Co szczęśliwcy mają z tym szczęściem zrobić?
- Podziękować z przytupem w postaci linka blogerowi, który przyznał Wam tę nagrodę.
- Napisać o sobie 7 rzeczy, najchętniej dotąd skrywanych przed czytelnikami.
- Nominować 3, 7, 16 lub 25 innych cudownych blogerów (nie można nominować blogera, który wam przyznał nagrodę)
- Powiadomić wybrańców o ich szczęściu.

***
Dziękuję za uwagę i wspaniały tydzień starzenia się pod nową cyfrą. 
A teraz wracamy do rzeczywistości. Do wiewiórowych ramion zostały 24 spania.

Historia VI: Hobby

28.03.2012


Gdy człowiek robi to co lubi, gdy pasje stają się zawodem, fajrant jawi się jako szara naga jama. Jak przetrwać do kolejnego poranka? Bebe ma w końcu hobby, którym zabija luki czasowe oczekiwania na kolejny dzień pracy.

W kiosku nie było dziś banknotów, Bebe wyszła z kanapką i kieszenią pełną monet. Stoi na przystanku i ogląda każdą, jak sroka. Dwie ciemne ze starości. Rocznik 1971, pierwszy po denominacji. Długa smukła szyja, wyraźne kości policzkowe, bujne loki. Jedna błyszcząca, nówka. Rocznik 2012. Krótka szyja, drugi podbródek, bujna trwała i dwie zmarszczki na czole.

Każdy kolejny okupant wyspowego tronu, patrzy w przeciwną do poprzednika stronę. Elżbiecie przypadł prawy profil. Ciekawe czy to jej lepszy? Im moneta starsza, tym głowa królowej większa, szyja grubsza, a skóra coraz bardziej przypomina mazurskie pagórki. Nosimy w kieszeniach mobilny dokument procesu starzenia. W tym roku na czole dwie głębokie zmarszczki wyryto już wyraźniej. Pewnie kryzys tak ją urządził. Jedno pytanie trapi wciąż Bebe: Czy specjalna komisja zbiera się raz do roku, by zadecydować w burzliwych obradach, czy zmarszczka pod okiem królowej byłaby już politycznie poprawna, czy może lepiej taktownie poczekać do przyszłego sylwestra?

***

Jutro ostatnia historii z serii Opowieści Dziwnych Treści (macie jakieś specjalne życzenia?).
Wytypujemy też trzech szczęśliwców do bebeluszkowych Lovely Blog Award. Howk!

Historia V: Niebo

27.03.2012


Nieba Naszego Powszedniego

Myślałam, że niebo to złote tarasy, śpiew archanioła, truskawki ze śmietaną, pełna kolekcja żółwi z jajek niespodzianek, wino nad ranem, papieros w ukryciu, przetańczona noc, wolność wyboru, skończone studia, wystawa moich prac, pieniądze, dom, wakacje w cieple i błękicie, zdrowy potomek, sen nieprzerwany do ósmej rano, długa kąpiel, kanapka z serem, wdech i wydech w ciszy. Czerstwieje mi to niebo. Okruszkami rozdrabnia się po stole. Na którym dwa kubki, dwa talerze. Zwykłe, a niezmiennie. Choćby do garnka nie było już co włożyć.

***
Tekst opublikowano i wyróżniono na wortalu Ryms.pl. Przyjrzyjcie się dokładnie trzeciemu wyrazowi od końca w pierwszym akapicie. Kolejny sekret odkryty. Dla Bebe też, dowiedziała się dopiero dzisiaj, niebiańska wiadomość.


***
Pewna studiująca katechetka myślała, że niebo to śpiewanie psalmom wielkiemu Bogu gdzieś bardzo wysoko, aż do czasu, gdy pewnien profesor oznajmił jej, że dla niego niebo to zielony groszek.

A gdzie jest Wasze niebo, czy to raj, może śmierć, kosmos albo prywatny zakątek?

Historia IV: Misja: Żółw

26.03.2012
Jako młokos, Bebe dobrowolnie dała się nająć do niewolniczej pracy na plantacjach truskawkowych. dwa złote za nieszypułkowane,  trzy i pół za te bez. Paznokcie krwawiły, gdy zapomniało się gumowych rękawiczek. Tuż o wschodzie słońca stała z innymi dzieciakami w kilometrowym rządku z białą kobiałką w ręku. Rosa opadała, kurtka ziębła od wilgoci. Do dziewiątej rano, otwarcia skupu, trzeba było wyzbierać hektary.

Gustawa droga do nirwany

Po sezonie zbierania, za pierwsze zarobione pieniądze, Bebe kupiła sobie żółwia. Bo A. też miała żółwia, który był cudny i lubił pić herbatę, ale tylko z cukrem. Bebe też chciała takiego. Przywieźli go z Tatusiem Bebeluszka z dalekiej stolicy, na imię mu było Gustaw. Nie lubił herbaty, tylko żółte mlecze. Wygrzewał się w dużym pokoju na dywanie w róże, podążając za plamą słońca. Miał tylko jedną wkurzającą ulubioną rozrywkę. Wchodzenie w ścianę. Łup, łup, łup. Wspina się Gustaw na ścianę i opada. Skorupą o podłogę. Łup, łup, łup. Wyniesiesz go do innego pokoju. Wraca, machając radośnie ogonem, w to samo miejsce. Łup, łup, łup. Uparty jak żółw, Gustaw niewątpliwie miał misję.

Gdy Bebe wyjechała studiować, Gustaw trafił do sąsiadów, których postanowił opuścić tego samego tygodnia i wyruszyć w świat. I tak kolejny kumpel Bebe, nie wrócił już nigdy do domu.

Historia III: Kim chciałaś być, gdy dorośniesz?

25.03.2012


Taksówarzem! pomyślała Bebe głaszcząc różowe włosie foteli dużego fiata prującego przez miasto z nadświetlną szybkością. Nawet nie musiałaby jeździć. Wystarczyłoby po prostu gubić palce w sztucznym futrze.

Kucharką! Koniecznie w sznurowanych szmacianych butach i koronką na głowie. Bebe próbowała imitować w domu produkcję przedszkolnych kanapek z dżemem. Chleba wystarczało jej tylko na dwie kromki. A kucharka potrafiła wykroić trzy! w tym kwadratową - środkową! Magia! No i to aluminiowe wiadro pełne marmolady. Śniło się Bebe po nocach.

Astronomem. W letnie wieczory pod namiotem, między cykadami, słychać było jak porusza się wszechświat.

Nikt jednak nie wie, że najbardziej ze wszystkiego, Bebe chciała zostać sierotą. Przywódcą sierot dokładnie. Żyliby w betonowych kręgach, byłoby im zimno i głodno. Bebe kradłaby dla nich papierówki od sąsiada, odejmowała sobie ostatni kęs chleba od ust. Mieliby swoją wioskę w lesie i generała. W wyjątkowo wietrzne wieczory, Bebe ocierałaby łzy tym najsłabszym. Film Miasto Zaginionych Dzieci był rozczarowującym prototypem wyobrażeń.

***
A wy kim chcieliście być, jak dorośniecie?

Historia II: Rarytas

24.03.2012
Kolejna część Opowieści Dziwnej Treści. A skoro już jesteśmy przy zwierzakach-kumplach...

***

W letnie poranki w rodzinnej wiosce mgły unosiły się o wschodzie słońca nad zielonymi pagórkami. Na plantacjach truskawkowych zapełniały się pierwsze kobiałki bez szypułek, a okoliczne łąki wypełniały się gumowcami. Schylone postaci w deszczakach, z plastikowymi wiaderkami przeczesywały bujne trawy. Plantatorzy witali ich serdecznym okrzykiem, a czasem i garścią uwalanych ziemią owoców. Mała komunia we wspólnym celu: zniszczyć wroga. A wyglądał on tak:



Ślimaki skupowano na kilogramy, na eksport dla dalekich francuskich restauracji. Wszyscy się dziwili, że gdzieś za granicą ktoś chce tyle płacić za zwykłego szkodnika. Podobno to kulinarne delikatesy. Skoro rarytas buja się po sadzie tabunami, Bebe postanowiła zbadać jego wyjątkowość na własnym podniebieniu. Niebieska książka w podrozdziale "Mięczaki" instruowała następująco: karmić przez tydzień mąką, myć prysznicem co 24h, wykąpać w occie, ugotować żywcem, wyjąć ze skorupek, oczyścić z wnętrzności, gotować 3h w winie, celebrować pokropione cytryną.

Wieczorne ablucje więźniów

Bebe podeszła do sprawy metodycznie. Główna zasada: nie zaprzyjaźnić się. Szło jej całkiem nieźle, aż do pierwszego prysznica. Winniczki wychyliły czułki i zdawały się cieszyć sztucznym deszczem. Im dalej w rytuały prysznicowe, tym więcej rarytasów stawało się ochrzczonymi członkami rodziny. Tatuś Bebeluszka przejął posadę kata. Po trzech godzinach gotowania ślimaczych truchełek wielkości naparstka w winnej zupie, panierowaniu i symbolicznej celebracji w cytrusach, rarytas okazał się raczej rozczarowującym gumowym kawałkiem kurczaka na jeden ząb. Bisów nie było.

Historia I: Jadzie

23.03.2012
Zgodnie z zapowiedzią, dzisiaj pierwsza historia z sekretnego życia Bebelucha.

***

Każde dziecko chce mieć zwierzątko. Do przytulania, nadmiernego głaskania, spożywania nielubianych a zdrowych części obiadu. Kompana niesamowitych przygód, powiernika najskrytszych tajemnic, o których nikt na całym świecie nie ma zielonego pojęcia. Tylko ty i twój kumpel-zwierzak. Będąc młodą istotą o stażu życiowym lat trzech, Bebe też miała kumpla, a wyglądał on tak:



Na imię jej było Jadzia, po babci Jadwidze. Tej co piekła najlepszego marchwiaka na świecie. Bebe wygrzebała Jadzię w gliniastej ziemi na świeżo skopanej grządce po kartoflach. Jadzia zamieszkała z całą rodziną w słoiku z pokrywką pełną dziurek. Żeby miały czym oddychać. I to wyglądało tak:




Bebe karmiła Jadzie ziemią i chroniła liściem łopianu, żeby się nie ugotowały w pełnym słońcu. Bebe kochała Jadzie nad życie, miłością intensywną i dumną. Następnego poranka Bebe pokazała Jadzie Tatusiowi Bebeluszka, który pochwalił Bebe za dobrą robotę. Jadzie podobno były tłuste i się nadawały. Bebe nie wiedziała do czego, ale przecież oddała Jadzie w dobre ręce. Tatuś zapakował wędkę i wrócił wieczorem z tęczowym okoniem o pięknym wyłupiastym oku. Tylko Jadzie już nigdy nie wróciły do domu.

Do emerytury o krok bliżej

22.03.2012
Bierzcie i jedzcie!


Oto nastał najpiękniejszy dzień w całym roku. Wskazówka zegara przesuwa się o kolejną kreskę do przodu i do emerytury znowu bliżej! Bosko! Na Wyspach Brr z tej okazji nawet przestało na chwilę padać. 


No to sto lat!
Sto lat blogowania!
Sto lat rysowania!
Sto lat słowotworzenia!
Sto lat z Wami!

 Bebe znowu sama na Wyspie Brr, zatem będziemy świętować tutaj. Ogłaszam: Blogowe Święto Lasu! A wszystko za sprawą Paolki z bloga elsewhere story, która przyznała Bebeluszkowi One Lovely Blog Award. Dziękuję! Zabawa polega na napisaniu siedmiu rzeczy, których jeszcze o Bebe nie wiecie oraz przekazaniu pałeczki dalej, czyli moim ulubieńcom. Siedem rzeczy, siedem dni, siedem historii. A na koniec wytypujemy kolejnych szczęśliwców! Jutro zaczynamy. Co wy na to?

A gdyby ktoś chciał zrobić Bebeluszkowi prezent, to zamiast piwa niech postawi choćby złotówkę i pomoże komuś fajnemu, na przykład:
Chustce, co wbrew, z cholerną Raklecją,
Ewce, co w drodze do szkoły nogi zgubiła,
King Kongowi, co już przedszkolakiem, choć a-u/r-tystycznym,
Agnieszce Don Kiszotce, co cała dla Filipa.

Moje zdrowie, Wy będziecie się smażyć w rajskim słońcu!

Tymczasem Bebe zaczyna próby generalne do pierwszego poważnego kryzysu wiekowego. Ostatni rok dzieścia, czas wybrać temat. Że jeszcze nic w życiu nie osiągnęła? To oklepane przecież. Że nie ma pracy, mieszkania? W dobie kryzysu finansowego każdy nie ma. Ani dzieci? Ale przecież karierę robi, naukową. Ani samochodu? Ba! Prawa jazdy nie ma? A po co to komu, skoro efekt cieplarniany i anorektyczne polarne niedźwiedzie. Cholera. Płaszcz ma. Buty, z obcasami nawet. Podróbkę Swiss Army Knife za pięć euro zastąpił pod choinką ostry oryginał. Cholera, nawet doktorem Bebe będzie przed przyszłoroczną trzydziestką! Żenua po kokardy! Tylko spokój nas uratuje: Brak kryzysu to też kryzys.

Tam, gdzie żyją smoki

17.03.2012
Na starej Chińskiej mapie, na wodach jeszcze niezbadanych, widnieje ostrzegawczy znak: "Tu żyją smoki". Żeby przestraszyć potencjalnego śmiałka, kartograf wymalował tuszem dwugłowego potwora z rozdziawioną paszczą. Nieznane. Bebe wypływa właśnie na swe prywatne czarne wody. Choć czekała na ten dzień od dwóch i pół roku, to zamiast bryzy euforii, Bebe tonie w strachu. Najpiękniejsza część jej ciała, organ głównodowodzący, automatycznie wypełnia tajemniczą pustkę niepoznanego dwugłowymi niebezpieczeństwami.

Czy nie odwołają mi lotu? Czy Wiewiór to nadal ten sam? Czy oswoimy ponownie wspólną kołdrę? Czy wiekopomne dzieło naukowe polubi nowe miejsce narodzin? Czy podołam? Podołam? Podołam?

Po drugiej stronie lustra

Pakowanie życia w paczki. Koniec, który jest początkiem, i nieodzowna w tym wszystkim kiczowata melancholia. Bebe doczytuje ostatnie rozdziały, zamyka z hukiem lub zupełnie po cichu, pakuje to wszytko w kartony i zamawia kuriera. Dostawa od drzwi do drzwi. Jeszcze dwadzieścia spań. Potem trzydzieści kilo na plecy i machamy Wyspom Brr białą chusteczką bez łzy w oku. Nie, to nie koniec. Wiekopomne dzieło naukowe przecież nadal w toku. Ale będzie jak w historyjce o dzieciach z Australii w elementarzu. Mieszkają setki kilometrów od siebie i porozumiewają się za pomocą te-le-ko-mu-ni-ka-cji. "Telekomunikacji" - trudne słowo, Bebe wykupiła tanie loty w obie strony.

To będzie już piąte życie. Piąte miasto, piąty dom. Ciekawe ile jeszcze zostało? I gdzie będzie ten ostatni?

Lekcja czwarta: Kalambury reloaded

14.03.2012


Bebe gra w kalambury. Po ośmiu tygodniach odkryła, że nie tylko ze studentami. Niech Pani nauczy studentów, jak robić wystawy, żeby inni chcieli kupić albo chociaż spojrzeć na ich prace. Niech zrobią własną wystawę na koniec. Tylko proszę nie używać słowa wystawa. Ani nie mówić im, jak się to robi i czym. Historia wystaw, owszem. Historia jest ważna, można się wiele nauczyć. Gdzie będzie ta wystawa? Pracujemy nad tym. Dzwoniłam do kilku miejsc, ale żadne się jeszcze nie zgodziło. Przykro mi, że tak późno. Wiem, że koniec zajęć już za dwa tygodnie, ale wie Pani, musiałam pisać to podanie o dofinansowanie projektu. Skądże, nie dla siebie! Dla uniwersytetu. Studenci muszą wiedzieć teraz? Musicie uzbroić się w cierpliwość. Najważniejsze, żeby wyprodukowali prace. Nie, Pani nie ocenia ich prac. Wystawę, przecież już mówiłam, że wystawę.


Bebe zasłania się kagankiem oświaty przed sądem studenckiej frustracji. Cicho i gęsto. Nie, nie wie gdzie będzie ta cholerna wystawa. Tak, będzie ich za nią oceniać. Ile czasu będą mieli na wykonanie projektu? Nie wiadomo. Naprawdę staraMY się zdobyć miejsce na wystawę. RozmawiaMY, robiMY, dbaMY, PRZEPRASZAMy. Wielki wystawco i inni święci, dajcie im więcej niż pół dnia. Tak, Chinki nadal rysują pięknie.

Szklana małpa

10.03.2012
Szklana Pytia, kapłanka Świętego Wagowego Graala. Odchudzaczka wspina się na wyżyny Wyroczni, by poznać przepowiednię postępu i upadku. Koniec i początek wszystkiego. Pępek świata.

"Czuję się grubo", to fraza, jak torba Mary Poppins. Na zewnątrz niepozorna, ale mieści w sobie całe wiadra niepewności, niezadowolenia, zwątpienia, strachu i złości. Spokrewniona z aktualną masą ciała tylko zbieżnością znaczeń.

***

Są chwile, gdy odżywa w Bebe Mała Odchudzaczka.
- Czuję się grubo! Jestem brzydka, słoniowata. Wałek za wałkiem przelewają się przez moje żebra.- rozwija się Bebe w romantycznej rozmowie na Skypie.
- Zważ się - proponuje ze stoickim spokojem Wiewiór.
- Po co??? Czy Ty lubisz się nade mną znęcać??? Przecież utyłam!
- Zważ się.
- Boję się. Czuję się grubo. Pewnie utyłam znowu.
- Zważ się. Teraz.
- Teraz? Ale jak teraz, to na Twoja odpowiedzialnośc. Jak sie pogrąże w rozpaczy to musisz mnie pocieszyć!
- Dobrze. Zważ się.
- Uwaga! Stoję na wadze!......o! schudłam.
- Co?
- 1,5 kg mniej od ostatniego razu.
- No to co się dzieje?
- Wiesz, chyba ostatnio trochę nie ogarniam zdarzeń.

Pocztówki z Blogosfery: Chustka

5.03.2012
Cholera jasna! Obiecałam sobie, że ten post będzie bez etykietki przyklejanej na czyjeś czoło taśmą klejącą. Tylko czy się da? Da się mówić o ludziach bez segregowania ich w wąskie szuflady? Dla porządku, przejrzystości? A może etykietki nie są takie złe? W końcu są częścią ludzi. Niektóre są wygodne, trafne, przyjazne. Inne zaś otwierają rany, przypominają o czymś, o czym właściciel chciałby może zapomnieć. Ewa straciła w wypadku nogi, i do końca życia będzie się o tym przypominało. Wiesz, ta Ewa bez nóg. Był wczoraj Jacek, ten niewidomy. Zośka z wąsikiem. Ela z krzywym zębem. Gruby Jarek. Może etykietki ominąć nie sposób, bo jest częścią czyjegoś jestestwa. Jak recepta na człowieka, choć nie jest jedynym jego składnikiem, to jednak nadaje mu smaku? Tak, jak Kasia ma piwne oczy, a Wojtek silne barki, tak Joanna ma raka.

Nie znam odpowiedzi na problem etykietek. Nie lubię ich. Spoglądam jednak dalej. Etykietka to tylko początek. Za każdą, piękny człowiek. W jego obliczu etykietki tracą znaczenie.

----



Jestem na planecie o zagadkowej nazwie "Do czego przyda się chustka?"

Bigos jada się tutaj zdecydowanie bez pomidorów, a liczni bywalcy trudnią się głównie trzymaniem chujasków i innych pomyślności za długie życie Chustki-Joanny panującej. Ja też trzymam. Bardzo.

Chustka wywiadu nie udzieliła. Śpi zmęczona radiowym solarium. Nie szkodzi. Jest kot, jest mądre dziecko, jest szalony na punkcie chustkowym Niemąż. Jest poezja, prawda trochę jakby ostateczna, małe radości, muzyka i naprawdę fantastyczne zdjęcia. Joanna w roli Madonny nie do opisania. Boska!

Chustka przesiadła się z autostrady życia, na boczną drogę. Taką, na której jest czas się zatrzymać, zjeść kanapkę, popatrzeć na motyla, pogadać o byle czym, posłuchać muzyki, zrobić kilka zdjęć, przekląć niepogodę, zebrać opuszkiem palca okruszki z kolan i pojechać dalej.

Do czego przyda się zatem Chustka?

" wtedy - w kwietniu 2010 - zrozumieliśmy, że stoimy na rozstaju dróg - albo założę chustkę na łysą głowę i będę walczyła, albo pomacham bliskim chustką na pożegnanie.

w lipcu 2011 wyłysiałam, ale nie nosiłam chustki.
i nie zamierzam się żegnać.
chustka nie przyda się więc do niczego.
chyba.
a jeśli będzie potrzebna - dowiecie się o tym z Chustki".

Cytat z bloga Chustki: http://chustka.blogspot.com/p/chustka-streszczenie.html#ixzz1o9TNcadt

Chustka jest lakoniczna, dosadna, bez pardonu, delikatna, ciepła i silna zarazem. Chustka nie potrafi po prostu pisać. Chustka dotyka słowem, koi, raduje a czasem nawet ściska serca lub przywołuje stada internetowych trolli. Chustka się nie cacka, nie ma na to czasu. I dobrze, bo nikt nie powinien. 

Tylko jednej rzeczy u Chustki nie lubię. Rosnącej litanii blogów pokrewnych oznaczonych wirtualną świeczką. Spoglądam na lewą kolumnę ze strachem, że zapali się kolejna.

Planeta zdecydowanie warta odwiedzin, zwłaszcza gdy brak mleka w lodówce lub spóźniony autobus urastają do rangi końca świata.

Ukochuję,
Bebe

Gry(pa)

2.03.2012
czyli co robi Bebe, gdy znika nagle a niespodziewanie, a na blogu cisza:

 


 





Niech moc czosnku, cytryn i imbiru będzie z Wami!

Auto Post Signature

Auto Post  Signature