Image Slider

Praktyki w Testosteronie

23.02.2014
Obrazek z kolana - czas na kredki
skurczył się bowiem dramatycznie.
 - Habidieri! - wita nas co rano w tubylczym narzeczu szef budowy.
- Balamuri! - odkrzykuje Wiewiór nazwą popularnej miejscowości w Szkocji.
- Rozumiesz, co on do Ciebie mówi? - pytam Wiewióra konspiracyjnym szeptem.
- Nie, ale odpowiadam, żeby do rymu było. 

Po kawiarni z lat trzydziestych zostały dwie lipowe komnaty - plac zabaw Wiewióra i moich praktyk.W przyległych pomieszczeniach buduje się zupełnie nowe. Pachnie stereotypem: testosteron, toi toi, kiełbasa. Wszyscy kolorystycznie zakodowani:
- Wytwórcy tęczy na biało,
- Amatorzy lego i plasteliny na niebiesko, 
- Grunt pod nogami zapewniają ci na brązowo,
- Dostawcy latarek na szaro,
- Wycinacze okien na świat na turkusowo,
- Hodowcy tlenu na zielono i w deszczakach, bo leje i nikt im nie zazdrości,
- Ci od kurzu, drzew i warstw (my) na czarno.
Z tłumu wyróżniają się zaprojektowani architekci w okularach z plastiku, kominach z wełny i z rulonami planów pod pachą. 

Oprócz mnie, jeszcze jedna kobieta-malarz, w tubylczym wciąż nazywana - Malermädchen, choć przekroczyła już dawno czterdziestkę. Stereotyp goni stereotyp, nawet w rozmowie z...no właśnie, bo każda budowa ma swojego Polaka:
- Taka mądra i na budowie?! To chyba tylko na chwilę, dorywczo? - dopytuje się elektryk spod Zakopanego. - Budowa to nie dla kobiety - dodaje, demonstrując żywotność poglądów protoplastów znad Wisły.

Po pierwszym dniu mam dłonie z papieru ściernego, oddycham kurzem i olejem lnianym. Warstwa po warstwie odzieram naskórek historii centymetr po centymetrze od listw podłogowych po postmodernistyczny barok na suficie. Zakotwiczam w głowie nową niemiecką nomenklaturę: Schleifpapier, Beitel, Hobel, Bock, Brotzeit. Ten ostatni, wyczekiwany, rozpoczynający się wizytą w piekarni, która promuje lokalny patriotyzm - brezn - przez czerstwość zagranicznych* wymysłów.

Wracamy do domu nieprzytomni. Od środy do soboty.

Okazuje się. że zakwasy można mieć nawet w kciukach.
Tym większe, im mniejsze stężenie tlenu wypełnionych rozpuszczalnikiem.
Życzę sobie, by następne były od kredek.

 *Dla Bawarczyków wszystko, co leży poza granicami landu, jest zagranico.



Przebiśnieg

18.02.2014

"Piękna wiosna tej zimy. Taka niezrzeszona, bez legitymacji, ciężko ją będzie obronić jako stały punkt lutego, ale proszę. Miejmy w sobie ten wstępny przebiśnieg." katachreza
Dziennik frazeologiczny jest mi nieustannym źródłem kredkowych fanaberii, a mecenas Kaczka umiejętnie żongluje marchewką, bacikiem i Biskwitem. To dla Was, kobiety ze światła i słów!

Arbeit mach frei

17.02.2014
Co robi bezrobotny z dyplomem doktora? Jako studencka tradycja: idzie na praktyki. Dajmy na to w grudniu. Praktyki z życia Wiewióra.

O nieludzkiej godzinie silnie nocnej szóstej z minutami wyrwany wyciem budzika przytomnieje na tyle, by stawić się do pionu. Na autopilocie pobiera: ablucje ogólne, herbatę (dla hardcorowców: bawarka original made by Wiewiór), strój roboczy nietwarzowy (na przykład ten turkusowy t-shirt od teściowej) rozszerzony o termo-powłoki a nawet kalesony, wieżę z kanapek i herbatę w termosie. Wsiada na rower i przez nieoświetloną ani jedną lampą smołę przemieszcza się, nadal na autopilocie, do wsi obok. Dobry dzień, to taki, w którym od rana nie leje. Warsztat restauratorski wita kurzem i jarzeniową lampą prosto w twarz, która skutecznie przełącza z autopilota na w-miarę-przytomność. Antenne Bayern zapewnia łączność ze światem, szef maski gazowe i narzędzia tortur*. Przerwa na prowiant o 10:30 i 13:00 - każda po pół godziny. Doktorant to konstrukcja cieleśnie nieogorzała. Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy wraca do domu, zrzuca powłoki kurzu, pada na pierwszy lepszy mebel i zasypia.

Po tygodniu jednak zaczyna mu się podobać.
Rytm, rutyna, jedno zadanie do wykonania.
Uprawa rozterek i wątpliwości w zaniku.
Ból mięśni też.

Dotyka się wtedy absolutu. Że w jakiś sposób: praca czyni wolnym.
*Nawet jeśli centymetrową szpachelką odziera się zabytkowe ławki i stoły z warstw historii.

Ławki, które w szczelinach kryły grosze ze swastyką.
Stoły, przy których gazetę nad kawą i sernikiem czytał sam Himmler.

Do dzisiaj mi dziwnie.


Jako praktykant miesiąca dostałam awans z przeniesieniem.
Od środy będę robolem na budowie z wzorcowym KZtem na horyzoncie.
Zastygam na samą myśl.

Bliżej

14.02.2014
Bliskości Wam życzę dzisiaj, jutro, do końca świata i o jeden dzień dłużej.


Spółdzielnia Twórców "Pasjonat" przedstawia: "Bliżej // Closer" - jednostronicowy obrazek ruchomy, vel. para-książka. Ogląda się lepiej w powiększeniu (klik w obrazek).




p.s. Dla niezrzeszonych w Facebooku i pałających afektem do Bebebrazków: Jest portfolio! Oficjalne, kolorowe, do polubienia, podglądania, linkowania, przy kawie smakowania. Zapraszam!

*** Bebe-folio, czyli i ty możesz mieć bebebrazek na swoim pulpicie i ścianie...garażu***

Tymczasem w kuluarach

10.02.2014
Cytat z żywego Wiewióra. W wolnym tłumaczeniu "Bardziej boję się, że będziemy mieli dziecko niż, że go nie będziemy mieli. Przerobiłem już brak dziecka i wiem, że mogę sobie z tym poradzić."

Hauptstadt

2.02.2014

Tymczasem w mieście stołecznym Berlin...

Wycieczka do Hauptstadtu. Autobusem*. Partyzanckie siedem godzin w atmosferze kawy z termosu i kanapek z jakiem. Zentraler Omnibus Banhof wita -15 i śniegiem po kolana. To takie zimy jeszcze robią?!

Kreuzberg - trójkąt bermudzki hipisów ze Stumilowego Lasu. Zjazd przyszywanej rodziny. Na rozgrzewkę podano zupę z buraków, potrawkę z kalafiora i cukierki ze sznapsem. Ą i ę.Gdy znajoma kuratorka zdmuchiwała czterdziestą świeczkę, sączyłam wino wciśnięta między rysownika komiksów a aktorką teatralną. Bohema artystyczna bywa kserem korporacji: Mieszkasz na wsi? Jakie to egzotyczne! Ale dlaczego tak daleko? Musisz się przeprowadzić! Wyjść z domu! Samotność to zuo! Musisz bywać!  Poznawać! Działać! Dążyć! Zdobywać! Pokazywać! Wymieniać! Dyskutować! Publikować! Organizować! Przecierać szlaki! Zarabiać, zarabiać, zara....

Wychodzę nad ranem. Odurzona.
Radosną kalkomanią wątpliwości uprawianej na mej osobie.

Frotażem cudzych obaw.
Do dziś noszę żałobę pod paznokciem.

Autobus powrotny jakże swojski. Zepsuł się zanim podjechał na przystanek.
Po godzinie podstawiono zastępczy ogórek bez papieru toaletowego (Nie szkodzi, bo toaleta też nie działa), obiecanego wi-fi (Państwo ze sobą porozmawiają w zamian) i ogrzewania, które pasażerowie wyłudzali od kierowcy logiką: Niech pan podkręci, będzie cieplej to i sikać się nie będzie chciało.

Na okrasę, na granicy z Bawarią przeszukuje nas para policjantów: Na wypadek przemytu przez pobliską granicę czeską. Tych kiełbas nabytych w polskim sklepie? Żurku z torebki? Pasztetu z drobiem o podejrzanie wysokiej zawartości wieprzowiny? Wystarcza obca rycina na okładkach paszportu. Pasażer po lewej podpadł kolorem skóry, a pasażerka z końca bujnymi lokami w kolorze hebanu. Niechciane obrazy z lekcji historii stają mi gulą w gardle. Hiperwentyluję się myślami biegu ku tęczy i wafelkiem kokosowym prosto znad Wisły.

*Teutonia, po zeszłorocznej reformie przepisów i zezwoleń, goni Europę Wschodnią w rozbudowie linii autobusowych na trasach dalekobieżnych. Te same trasy, często w tym samym czasie, za jedną czwartą ceny bilety kolejowego. Ahoj przygodo!

Auto Post Signature

Auto Post  Signature