Image Slider

Pierwsze wspólne

30.04.2012
Tu się buduje gniazdo

Jest poniedziałkowy poranek. Wiewiór majówkowo w pracy, a Bebe na dywanie pośród rozpakowywanych kartonów. Patchwork z książek obrazkowych, poradników dla biegaczy i albumów o instalacjach interaktywnych piętrzy się w wieżach wątpliwych konstrukcji. Rolki filmów obok rentgenowskich zdjęć kręgosłupa. Korale ze skorupki kokosu przypominają o Lizbonie sprzed dwóch lat.

Świat był wtedy inny. Dwanaście kilo lżejszy świat początkującej doktorantki. Pierwsza w życiu konferencja. Drżenie rąk przed międzynarodową publicznością naukową i mała czarna w bardzo małym rozmiarze dziesięć. Bebe, jak zawsze chyba, niepewna przyszłości, i na pewno trochę nieszczęśliwa. Jedząc grillowane sardynki podczas samotnych spacerów w mieście tramwajów, nawet nie przypuszczała, że dwa lata później wybierze się na kolejną wycieczkę. Pozornie zwyczajną, ale równie ekscytującą. Do Ikei, po nowe zielone ściereczki, słoik do herbaty i zestaw poszewek do pierwszego wspólnego mieszkania z Wiewiórem.

Pierwsze wspólne. Jest poddaszowe i tak małe, że Wiewiór przemieszcza się tylko środkiem. Przytulne, mówi Bebe, masując Wiewiórowi czoło, które po raz kolejny zaatakował  skos. Pierwsze wspólne ma białe ściany, dwa i pół pokoju. Ta połówka tylko dlatego, że gdyby wstawiono w niej drzwi, miejsca starczyłoby jedynie na podwójny piruet w miejscu. Nad łóżkiem szklane serce i owalne lustro ze Stumilowego Lasu. Coś nowego, coś starego. Coś pożyczonego, coś niebieskiego. Meble wynajęte razem z mieszkaniem, drobnomieszczańska eklektyka. Nie przeszkadza im, Bebe jest nadal studentką.Najpiękniej jest leżeć na fioletowej sofie pod oknem.Tu i teraz, pod błękitnym niebem wije się nowe gniazdko. Bebe patrzy na białe nitki samolotów. Kto w nich siedzi? Dokąd podąża? Co tam zobaczy? Bebe im nie zazdrości. Tu i teraz wystarczy. Nareszcie.

Próżnia

27.04.2012



Na poddaszu, jak na transatlantyku. Wielkie krople stukają w szyby. Głośno acz przytulnie. Bebe siadła pod czerwonym kocem w kropki, tym co go przywiozła z Wyspy. Z jego bezpieczeństwa, Bebe wdycha nowe powietrze, nowe kąty, zapachy, kurz. Choć wylądowała już pięć dni temu, to emocjonalnie nadal unosi się w kosmicznej próżni. Nie pisze, nie czyta, nie rysuje, nie rozpakowuje czterdziestu kilogramów życia, czekającego spokojnie w kartonach z kurierską pieczątką. Bebe odsypia i oswaja. Głównie siebie z tą nową rzeczywistością. Czy marzeniom oko w oko zawsze jest tak nieswojo? Samotne poranki są najgorsze. Bebe staje w oknie, studiuje czarnoleską wiosnę. Wstydzi się sama przed sobą. Bo czy to możliwe, żeby za Krainą Yam Yam tęsknić? Czy samotne tam byłoby lepsze niż mniej samotne tutaj? Wiewiór robi co może, by proces zakorzeniania ułatwić. Rybę gotuje, przemeblowuje kąty, robi miejsca w szafkach. Wiewiórowi łatwo. U siebie zawsze łatwiej. Poczeka, tymczasem głaszcze Bebe po ramieniu:
- Co mogę jeszcze zrobić?
- Kup mi porządnego mopa. Z wiaderkiem! Gąbką nie da się umyć porządnie tych podłóg.

Między wydechem a wdechem

21.04.2012


 Trzy tygodnie temu zaczął się cyrk. Jednokołowy rower i żonglerka; muzeum, obserwacje, wywiady, dokumentacja, pakowanie, sprzedawanie dóbr materialnych, sprzątanie, pożegnania z tubylcami, muzeum, obserwacje. Zamykamy rozdział wyspowy, choć wiekopomne dzieło naukowe nadal nie zagrało ostatniego przedstawienia. Zmieniasz kraje, jak rękawiczki - podziwiał Yam-Yam. Urodził się tutaj, mieszka i zamierza umrzeć.

Bebe leży w pustym pokoju. Z samego środka podłogi najlepiej widać gipsowe róże na suficie. Szkoda, że nie znalazła wcześniej trochę czasu, by na ten biały ogród popatrzeć. Cisza. Między burzą a burzą.

Ból w klatce piersiowej ustępuje z powolnym wydechem przez nos. Zanika doktoranckie migotanie przedsionków. Sny o pracy zastępują powoli te normalne, o lataniu i biegu przez wodę. Kolejna witamina C na wszelki wypadek. Ostatnie trzy rozdziały zakończone epicką grypą, uczą. Maszyna do zadań specjalnych zaczyna zwalniać obroty. Tylko rutyna porannego wstawania i nocnego przysiadania fałd, nadal nie daje się wyspać.

Zanim Bebe nabierze świeżego powietrza. Zredukuje życie do dwóch plecaków. Wypije brandy z sąsiadem. Zamyśli się nad frytkami z rybą w panierce. Raz jeszcze pociągnie sznurek, by włączyć światło w łazience. Wykąpie się w wannie na lwich nóżkach. Cieszysz się już? - pyta wtajemniczony profesor. Bebe wzrusza ramionami. Wie, że się cieszy, ale nie czuje. Zmęczenie wystarcza za wszystko. Chwili oczekiwanej od niemal trzech lat czas wytarł splendor.

Bebe leży w pustym pokoju. Między rozdziałami, słychać szelest przewracanej kartki. Gdzieś między wydechem a wdechem, jest czas na gipsowe róże na suficie.

Ostatnie spanie.


Auto Post Signature

Auto Post  Signature