Image Slider

ktokolwiek widział...ktokolwiek wie....

30.07.2010
melduje się, że pogrążonego w festiwalowym transie bebeluszka widziano ostatnio na drodze między wyspami deszczowymi i mglistymi a stumilowym lasem. pogłoski donoszą, że zaangażowano go do przygotowań zaślubin kubusia z prosiaczkiem. świadczą o tym usmażone góry wołowinowe, słodkie menu oraz nagie denko butelki żubrówkowej. obiektywy w pogotowiu. na dzień jutrzejszy mianowano bebeluszka na nadwornego strzelca. powrót na łono vitalii w perspektywie złotego tygodniowego środka. hołk!

bebe wybywa

21.07.2010
kolejna cześć doktoratu napisana i z błogosławieństwem wiewióra wysłana psorom. w nagrodę bebe jedzie na festiwal. pierwszy w życiu.jutro rano. z hipisami. i marchewką. o ironio losu: na wyspy mgliste i deszczowe! powrót we wtorek. będzie spanie w back stage. będzie afro celt sound system. będzie imogen heap. będzie nouvelle vague. i chumbawamba. i tysiąc innych....na wyciągniecie ręki! ekscytacja sięga zenitu i kubka z jogurtem i kakao....

gdyby ktoś zatęsknił, może bebeluszka poszukać w tłumie: womad webcam

sielana

20.07.2010
wczesny wieczór. siedzi bebeluszek na brzegu stawu. w zwiewnej sukienczynie z uroczo wyeksponowanym dekoltem. stopy moczy w chłodnej wodzie. widok na kościół klasztorny. tafla wody niczym nieskalana. ptaki jak wariaty. cisza. nikoguśko. zwłaszcza hipisów ćwiczących arie na flecie poprzecznym. bebe siedzi i myśli, że jej to dobrze. właśnie przybyła w to cudne miejsce rowerowym dziadkiem. przez łany zbożowe i lasy. przez malinowy chruśniak. i raj czereśniowy. bebe głaszcze się po pełnym bebeszku. ociera słodki róż z ust. po czym sięga po butelkę coli wypełnionej mrożoną herbatą zieloną domowej produkcji. bebeluszkowy patent na upały i lodowego obcego. z chwilowo przyjemnie zmrożoną krwią w żyłach, bierze głęboki oddech zadowolenia. spogląda radośnie w błękit nieba. i z czerwonej torby wydobywa baleronową. bo nie ma nic lepszego na takie okoliczności przyrody niż herbata mrożona i baleronowe wynurzenia. bebe znika dla świata w zapiskach życia przed rozmiarem 36. nawet nie zauważa jak tubylcze auto w metalicznym srebrze parkuje tuż nad wodą. wydobywa się z niego keczupowiec z białym wiaderkiem. podchodzi do bebeluszka i pokazuje mu zawartość. ropuch. najprawdziwszy, brunatny, wielkooki. keczupowiec znalazł go w ogrodzie i postanowił zwrócić mu wolność. po czym zamachną się i bezceremonialnie wrzucił ropucha do stawu. pożegnał się grzecznie i odjechał metalicznym srebrem w keczupową dal. bebe nic już w życiu nie zdziwi. wychyliła kolejny łyk herbaty. przerzuciła ostatnie baleronowe strony. pokrzepiona duchowo i cieleśnie wsiadła na ex-rumaka. i z upolowanym na ugorze słonecznikiem popedałowała, by napisać do baleronowej matki.

restrukturyzacja

19.07.2010
gruntowna analiza emocjonalno-behawioralna wykazała, że bebe bez biegania żyć nie może. od kiedy zabronili bebeluszkowi biegać, bebeluszek nie może się pozbierać. zgubił gdzieś różowe okulary. świat smakuje jak owsianka na wodzie. nowe zabawki i gry nie cieszą. coraz więcej dolin i cieni. bagaż brzuszny coraz cięższy.....bebeluszek całymi dniami tylko by się huśtał....bujał...w tą i we w tą...w górę i w dół....w kołko i po kwadracie.....nawet wiewiórowy anioł tego nie zniesie.

dieta 1000kcal bebe też nie służy. tysiąc przyjaźni się z chronicznym głodem. zwłaszcza z tym wieczornym. kompulsy też z nim chętnie przebywają. bebe na to nie stać. kasowo i wagowo. bebe chce jednak do celu.

bebeluszek chciał jeść zdrowo i świeżo. ustawił sobie, że umie gotować, zwłaszcza z podstawowych produktów. po trzech tygodniach w oparach kuchennych bebe stwierdza, że zdecydowanie za dużo z tym zachodu. bebeluszek istota minimalistyczna. sprawdza się zasada trzech es. szybko, sprawnie, smacznie. a mrożonkę zawsze można zastąpić świeżym.

stwierdziwszy powyższe, bebeluszek oficjalnie wprowadza plan naprawczy:
1. bieganie co drugi-trzeci dzień. na początek po jedyne 30min, lekkim truchtem. utrudnienia i wydłużenia będą wprowadzane w zależności od kolanowego samopoczucia.

inne ćwiczenia w zależności od chcenia: lecznicze kolanowe + jezioro z rana jak śmietana + badminton  dla początkujących z wiewiórem + a6w po raz kolejny + hula hopy i inne sprzęty + rower dziadek + pilates i inne zajęcia grupowe

2. zmiana ustawień diety na 1300-1500kcal

3.wybór posiłków dla zdolnych inaczej kuchennie i czasowo

przy spadku minimalnym 100g na tydzień już za 47 tygodni bebe będzie u celu. czerwcu 2011! trzymaj się krzesła! bebeluszek nadchodzi!

laktoza, a raczej jej brak

18.07.2010
bebeluszek w okolicach połowy przeżytego dotychczas żywota przestał się lubić z laktozą. niby się oboje w małych ilościach tolerują, ale generalnie bebeluszek czuje się znacznie lepiej, gdy laktozy w pobliżu nie ma.początkowo sytuacja ta była lekko nieznośna, bo z laktozą odeszły też sery żółte i masło....gdyby reinkarnacja w postaci kanapek byłaby możliwa, to bebe wróciłaby z pewnością jako kanapka z centymetrem masła i serem żółtym gouda.....lecz laktoza zabrała jeszcze jednego przyjaciela bebeluszkowego podniebienia....mleko....a z nim kawę...przez długie lata na ojczystej ziemi, bebe patrzyła tęsknie w stronę piankowych kaupczino i wielkich spodków kawy z mlekiem...z sojowym nigdy nie smakowały tak dobrze...lecz w świecie zachodniego kapitalizmu bebe odkryła wybawienie! mleko bezlaktozowe....dostępne w normalnej cenie nawet w bebelowym supermarkecie!

kolacja. na stole najprawdziwsze mleko. do herbaty wiewiórowej przygotowane. a na nim dumne 3,9%. bebe nie może uwierzyć oczom własnym. cóż za luksus! prawie jak skondensowany smak dzieciństwa. gdy się wieczorem mleko od mućki na ciocinej wsi popijało. bebe nie może się oprzeć. mmmm...te 68kcal na 100g smakuje...tłusto i pysznie! ale więcej nie można. bebe sięga po niebieski kartonik bezlaktozowy. próbuje....i prawie się udławiła! podejrzanie słodkie to bezlaktozowe!!!!! dużo słodsze niż mleko mleko. czyżby dodawali do bezlaktozowego cukier????? dla poprawy smaku? bo skoro ono już takie "bez", to może je trzeba ulepszyć? sojowe niesłodzone smakuje przecież jak mydło w płynie....bebeluszek z biciem serca studiuje kartonikowe napisy. zwłaszcza te drobnym maczkiem. oczami wyobraźni widzi już te nadprogramowe cukry radośnie zadomawiające się w bebeluszkowym wałku....46kcal na 100g......lekko uspokaja bebeluszkowe sumienie....w składzie niby tylko mleko...bebe nadal nie wierzy....gdy już nic drobnego do przeczytania nie zostało, rozczarowany brakiem rzetelnych informacji ogarnia wzrokiem i duże litery....a tam jak wół mądry producent wydrukował "poprzez usunięcie laktozy powstaje lekko słodkawy smak, który nie ma jednak wpływu na wartość kaloryczną produktu". bebe oddycha z niekłamaną ulgą. nalewa pół kubka bezlaktozowego i zamienia je beztrosko na puszystą piankę.

nudystka z przymusu

13.07.2010
bebe pływa. głownie z rana. od kilu dni także z wieczora. a od kiedy zabiera ze sobą gogle, mógłby nawet częściej. bebeluszek czuje się jak mała syrenka. obserwuje z dołu pławiące się na powierzchni liliowe liście. promienie słoneczne rozpraszające się na milion świetlistych strzał. czasem jednak bebeluszek czuje się jak wieloryb. nieproporcjonalnie wielki ale jakże dumny w istocie swego ciała. pod nim zawiłe dżungle. rybie przedszkole mija go w popłochu słodko wymachując płetwami. a perkozy nurkują z pełnym szacunku respektem lecz w zasięgu oka. bebe czasem się jednak boi. na wypadek gdyby z tych jeziornych krzaczorów wychyną szczupak na diecie i w przypływie kompulsowym rzucił się na bebelowe stopy. bo bebe to jedyny u-bot w rodzinie. samouk ruchu żabiego. obserwowany przez przerażonego zatapialnego rodzina z bezpiecznych suchości jeziornych brzegów. u wiewióra nie pływać graniczyłoby z grzechem. jezioro przyzwoitych wielkości pluszcze w okolicach 5-minutowego chybotania na bebeluszkowym dziadku rowerowym. tylko korzystać i pławić się po dziurki w nosie lub nawet po czubek głowy. nad jeziorem są plaże wyczesane, piaskowe. z dostępem do błękitnych wód basenowych i budek z frytkami. bebeluszek jednak kategorycznie odmawia opłaty wstępu. porządek tych plaż ponadto przeraża bebeluszkową mazurską duszę. bebe jest dzikusem. i takową plażę też znalazł. prowadzą do niej tajemne przejścia przez nadjeziorne krzaczory. plaża jest mini. ze skrawkiem trawy. i z mini ławeczką z 3 kawałków drewna. ukryta pod rozłożystą wiśnią romantycznie maczającą swe gałęzie w tafli niemal przeźroczystej wody. w nieprzyzwoitych godzinach porannych,oprócz bebeluszka, upodobali sobie to miejsce nudyści. zwłaszcza ci emerytowani. tubylcy z kraju keczupu curry bowiem uwielbiają nagość wodną. bebe nawet usłyszał, że daje im to poczucie nieskrępowanej wolności od szarej keczupowej codzienności. tak więc co rano i w dziczy: tubylcy jak ich stwórca i ząb czasu wyrzeźbili a bebeluszek w profesjonalnym kostiumie kąpielowym i błękitnych goglach. strój nie lada z bryzą jackie kennedy. kupiony za ciężkie pieniądze w tłustszych czasach bebelowej kieszeni i ciała. nie jeden już kilometr przepływany w tymże przyodzieniu potwierdził wysoką jakość zakupu.dziś jednak, gdzieś w okolicach środka jeziora bebeluszek poczuł nieprzyjemne tarcie w okolicach pod-ramiennych. najpierw tylko lewych. ale zanim dotarł do brzegu także i prawych. czy to możliwe, żeby trzy nadprogramowe tosty z zakazanym serem żółtym i 3 oczkami ogórka spożyte godzinę przed zaplanowanym pławieniem uwidoczniły się w tychże okolicach boskiego bebelo-ciała? czy to jednak super kostium jakby się lekko rozciągną??? jakby nie było, dwie rany tarte świadczą o niedopasowaniu w tej sprawie. w takich warunkach nie można pracować! a bebeluszek się przecież nie da. może biegać nie może, ale od pływania już nic go nie powstrzyma. albo bebe zaklei jutro obie pachy centymetrem prestoplastu, albo dołączy do klubu roznegliżowanych keczupów. decyzję w tej sprawie pozostawiono do rozpatrzenia w ostrości umysłu w stanie porannego niewyspania.

będę wielorybem.....będę wielorybem.....będę nagim wielorybem....

bebe w bikini i mięsień w stresie

12.07.2010
- Niech się nie nazywam Puchatek, jeśli dziś będzie padało - powiedział miś, patrząc na bezchmurne niebo. Nagle wiatr przywiał chmurę, z której zaczął kapać deszcz.
- To kim ja teraz jestem? Zmokniętym nie wiadomo kim.



w niedzielne popołudnie hipisy zabrały wiewióra i bebeluszka w urocze okoliczności przyrody potaplać się w wodzie. niebo jak niezapominajka. na niebie jedna jedyna chmura. cumulus pospolity. niby nic. taki biały puchacz-przytualnka. kto by podejrzewał, że to biała owieczka o sercu wilka. bebe zakłada gogle. włazi do wody. tonie po kolana w jakimś mazistym podłożu. hipisy cieszą się, bo to natura. i błoto podobno wyciąga złe energie. bebe już w tych energiach po kolana. chmura zaczaja się podstępnie. hipisy na brzegu opalają brzuchy. chmura zawisa na bebeluszkową głową. i zaczyna padać. deszczem radosnym i rzęsistym. a skoro już mokro od góry i od dołu to nie pozostaje nic innego, jak w tej wodzie zostać. bebeluszek trzasną kilka długości w tą i z powrotem. obserwując z radością hipisów ratujących w popłochu dobytek. po czym cała gwardia jak jeden mąż rozebrała się do gatek i poszła w ślady bebeluszkowe. chmurze się jednak szybko znudziło. no bo nie ma to jak straszyć turystów, ale jak się ludzie zaczynają z deszczu cieszyć, to się robi nudno. więc odpłynęła leniwie w sino-niebieską dal.

donoszę uroczyście i ku pokrzepieniu serc, że bebeluszkowy krębosłup to nie krębosłup. wiewiór zrobił rekonesans. boli w znacznej odległości od krębosłupa. to mięsień. czymś najwyraźniej zestresowany. ćwiczenia rozciągające. zwisanie. ruch stały lecz w umiarze pomagają. kremy i mazidła? bebeluszek już w dzień wypadku poczłapał do apteki. opisał dolegliwość pani w białym fartuszku i dostał grubą żółtą tubę. 80% zawartości tuby to ekstrakt z pieprzu cayenne. będzie grzało, myśli bebe. i według instrukcji nakłada grubą warstwę mazidła na okolice ex-ogonowe. na początku nic. ani to grzeje ani ziębi. bebe zachciało się truskawek. więc wzięła wiewióra za rękę i powędrowali do truskawkowego kiosku upolować łubiankę. mądry ekran przed-bankowy pokazuje 40 stopni w słońcu. wiewiór perspiruje każdym porem. bebeluszek ładuje zużyte wyspowo akumulatory słoneczne. a w okolicach ex-ogonowych zaczyna rozprzestrzeniać się ciepło. ciepełko wręcz. przyjemne i miłe rozluźniające.....w momencie gdy wiewiór namierza łubiankę....tył pleców zaczyna lekko szczypać.... do truskawek potrzebna była jeszcze maślanka. w supermarkecie bebeluszek myśli już tylko o jednym "d... mnie pali!!!". cztery litery i cała dolna część pleców w ogniu. bebe ledwo stoi. .....bebe, ku uldze własnej i rozbawieniu wiewióra, łapczywie wyrywa maślankowy kartonik z wiewiórowych rąk. kartonik zimny jak lód. przyjemnie i mile ochładzający. ląduje bezbłędnie w samym środku rozpalonej części tylnej bebelowego ciała, bebe oddycha z ulgą. chwyta za prawicę skręcającego się ze śmiechu wiewióra i z maślanką na tyłach pędzi do domu by zmyć pod prysznicem cudowne mazidło pieprzowe i już go nigdy więcej nie użyć. tylko koktajl truskawkowo-arbuzowo-maślankowy mógł zrekompensować poniesione straty moralne. wiewiór wyczarował nawet różową słomkę. ten wiewiór to jo!

dylematy wagowe

10.07.2010
waga wyspowa jest yam-yamowo wyluzowana. na każdym łazienkowym kafelku pokazuje co innego. na tym jednym wybranym, wyświetlaczem do drzwi, ostatniego dnia przed wyjazdem pokazała bardzo chude 60,7. waga wiewiórowa jest rodowita niemką. dokładną, systematyczną i do bólu bezpośrednią. nie wpływają na nią okoliczności środowiskowe ani stopień horyzontalności podłoża. niemiecki constans.po przyjeździe bywało różnie. komplusowo przede wszystkim. poza tym @ znowu wody zbiera. niemiecka dokładność bezlitośnie pokazała wczoraj 64,6kg. i komu wierzyć???!!! po chwilowej konsternacji bebeluszek stwierdził, że bierze to wszystko dzielnie na klatę. i wykonując kalkulacje alpejskie na mięśniach mózgowych obliczył, że przy planowanym minimalnym spadku tygodniowym 100g, już za 56 tygodni będzie u celu swych marzeń! czyż to nie pocieszające?! bebeluszek nie będzie pajacował. bebeluszek będzie robił swoje. i starał się o tygodniowe spadki minimalne. lipcu 2011! bebe nadchodzi!

krębosłup ma się lepiej. po nocy z prawie-omdleniem w łazience. po zawiłych snach z bają w roli głównej. na twardej sofce z dala od słodkiego wiewiórowego chrapania. bebe sturlała się na dywan. wóz albo przewóz. ruchem ślimaczym bebeluszek zaczął naśladować ruchy guru pilatesu. wszystkie pozycje do wykonania. wszystkie oprócz oczywistych pozycji relaksujących.....profesjonalny opis "pozycji dziecka" poucza:

"W klęku podpartym (kolana pod biodrami, dłonie pod stawami barkowymi) przenieś pośladki do tyłu i „posadź" je na piętach, a tułów „przyklej" do ud. Czoło możesz oprzeć na środku, przy kolanach, lub obrócić głowę lekko na bok. Przenieś ręce wzdłuż podudzi, obracając je wewnętrzna stroną do sufitu. Pozostań w tej pozycji przez kilka pełnych cykli oddechowych. Ćwiczenie świetnie rozluźnia całe plecy, rozciąga kręgosłup i ogólnie relaksuje."
bebe siedzi na podłodze prosta jak drut. przyklejenie tułowia udaje się w 20%....oparcie czoła na podłodze wydaje się niemożliwością. wdech...wydech....wdech...wydech....wdech...wydech....bebe powoli opuszcza tułów w dół. ból promieniuje lekko..... wdech...wydech....wdech...wydech....bebe coraz niżej...niżej....wdech...wydech....wdech...wydech...do relaksu jeszcze daleko...wdech...wydech....wdech...wydech.....15 minut później bebe leży z czołem na podłodze.....ból zaczyna ustępować....mięśnie się rozluźniają......bebe leży tak....wdech...wydech....wdech...wydech....i myśli......i jak ja teraz wrócę do pionu???

terapia bólowo-pilatesowa przyniosła oczekiwane skutki. bebe znowu może obsługiwać zmywarkę. tempo nadal gadzie. ale jest lepiej. dziś bebe znowu popilatesuje. pierwszy turniej badmintona lajt z wiewiórem w wieczornej perspektywie.

bebeluszek babcią

9.07.2010
dwa wiaderka z kompostem przelewały się już od 3 dni. bebeluszek chciał być dobrym współlokatorem. wziął jedno z wiaderek i ruszył z nim do kontenera. okoliczności przyrody piękne. ptaki jak zwykle. jak wariaty. strumyczek szemrze. maliny po drodze różowieją. w takiej sytuacji nawet wynoszenie śmieci staje się czynnością sielską. bebeluszek otworzył kontener uwalniając przy tym klub kwadransowych muszek. podniósł wiaderko. i w tym momencie.....coś pyknęło, coś gruchnęło....przez bebelowe nogi przetoczył się jakby impuls elektryczny.... bebeluszek zdążył już tylko przechylić wiaderko. siebie już nie dał rady przechylić. powrót do pionu graniczył niemal z cudem. nerwoból czy inny czort. fakt jest faktem bebe nie może się schylić. podnieść książki z podłogi nie może. włożyć talerza do zmywarki nie może. nie mówiąc już o sportach ekstremalnych jak wiązanie sznurówek. normalny człowiek atakowałby te czynności z przysiadu, o ile schylanie nie jest dostępne. bebeluszek jednak przy przysiadzie przywoływany jest do pionu bólem kolanka. współlokatorzy szepczą coś o czarownicach i zaklęciach. mówią, że bebe jest ferhekst. a może sam bebeluszek jest czarownicą. zdania co do tego są nadal podzielone. bebe podejrzewa haanyza. bo u niej ostatnio widziano łupanie kręgosłupa. fakt faktem: plan restrukturyzacyjny diabli wzięli.bebeluszek jest babcią. i pyta siebie, co mnie jeszcze nie boli?????  czynności sportowe (oprócz lajtowej wersji pilatesu dla rozluźnienia zaczarowanego kłębosłupa) zostają na czas nieokreślony zawieszone. hołk?

jezioro z rana jak śmietana

8.07.2010
pierwsza część planu restrukturyzacyjnego rozpoczęta. bebeluszek obudził się o nieprzyzwoicie wczesnej porze. wszystko przez wiewióra. lepszy jest niż budzik. podstępnie zabrał bebeluszkowi kołdrę. opatulony milusio chrapie w najlepsze. bebeluszkowi zimno. ale nie ma co walczyć o kołdrę, bo budzik się właśnie obudził. ptaki jak wariaty. wiewiór mrucząc przewraca się na drugi bok. bebeluszek na autopilocie. z okiem lekko skacowanym po wczorajszym opijaniu magisterek, tudzież brzuchem nadal w rozmiarach kilimandżaro. wbija się w strój kąpielowy...trampki, szorty....nadal się dopinają! bebeluszek z zaskoczeniem stwierdza, że nie wrócił jeszcze do dawnych rozmiarów belwederu.....ręcznik, okulary....i rower. bebe jedzie. koło przednie lekko chybotliwe. ale bebe jedzie. na szczęście do jeziora można się sturlać z górki. po drodze tylko jedne światła. bebeluszek nie ryzykuje. czeka na zielonego mena. i 3 minuty później stoi już po kolana w wodzie. plaża dzika. emeryci w negliżu sztuk dwie już się pluskają w oddali. bebeluszek nie zdradzi swej polskości. kostium zostaje na beblowym ciałku. nad jeziorem jeszcze lekka mgiełka. czapla gapi się z brzegu. ryby skubią bebelowe pięty. słońce w pełnej krasie. i bebe też. kolano pozwoliło tylko na 40minut żabki. bebe dodała do tego 10min kraulowych nóżek. na początek wystarczy. i tak jest bosko! nie ma to jak zamienić poczucie winy na coś dobrego dla siebie. jutro powtórka z rozrywki. jezioro z rana jak śmietana! hołk!

entliczek mętliczek

7.07.2010
entliczek pętliczek a w głowie mętliczek......bebe-kawalątka poturlały się po kuchennej podłodze.....bebeluszek zbiera potłuczone kawałki, niezdarnie układa je w całość....lepi masłem z musztardą...nawilża plasterkami ogórka i pomidora.....przykłada okłady z sera żółtego, fety i szynki....podmalowuje czekoladą, orzeszkami i lodami jogurtowo-truskawkowymi....

bebe jak obraz picasso....niby ten sam....a lekko odmieniony...brzuch jak kilimandżaro....oczy jakby większe a może tylko opuchnięte....bebe oblizuje łyżkę po maśle orzechowym....patrzy przez okno na otaczający las.....podnosi się z trudem z podłogi...wkłada trampki.....i zaczyna biec. w każdym kroku pewna ostateczność. jakby ten bieg miał wszystko zmienić. a przynajmniej coś. kolano podparte dobrą techniką nie skarży się bólem. pot kropelkami toczy się słodko po twarzy.....w żyły z waty cukrowej i salami wlewa się powoli życie.......po godzinie rauszu w słońcu, zieleni i wietrze bebe staje na górce z widokiem w dal i wie. jutro. jutro nie będzie lepsze. ani nowe. ani inne. jutro będzie jak zawsze. bebe, jak co rano, tuż po przebudzeniu wypije szklankę wody z cytryną i rzuci się w dywanową poniewierkę. jutro  będzie codzienniejsze. bebe będzie robić swoje. chudnąć i hodować pseudo kaloryfery na wałkach. bebe będzie piękna i baaaaardzo atrakcyjna. bebe dojdzie do celu. hołk!

chcę oglądać twoje nogi....

4.07.2010
wiewiórowa mgrka wydrukowana. leży zapakowana w gustowny plastik i czeka na jutrzejszy poranek. wiewiór podekscytowany. jak ojciec którego dziecię idzie po raz pierwszy do szkoły. niby niedaleko, ale będzie samo. zdane na własną rękę i opinie starszych kolegów. skrzydeł obronnych wiewiórowych już nad nim nie będzie. nocy nieprzespanych było z tym dzieckiem wiele. tak jak i nerwów, radości, smutków, niepewności, euforii i niekłamanego szczęścia. dlatego tak trudno puścić je teraz samo w świat. lecz wiewiór jest dumny. bebe równie blada! ostatnią prostą przebyli razem. wiewiór produkował literki, a bebeluszek układał je profesjonalną ręką w równe rządki. za tą ostatnią prostą oraz całokształt motywacyjno-wsparciowy wiewiór chciał się odwdzięczyć. i co tam bielizna! co róż bukiety! bombonierki! czy wystawne kolacje!!! bebe zasługuje na coś znacznie lepszego!!! bebe dostała od wiewióra miniówę! pierwszą od lat 15!!!!!!!! bebe czuje się bosko i baaardzo atrakcyjnie. a wiewiór podziela ten pogląd



i całokształt dla ciekawskich:

bebelates

poszedł bebeluszek do lasu. biegać. a właściwie truchtać. nie jest to to samo. mięśnie aż płaczą o więcej. ale bebe jest dzielna. nie słucha tych lamentów. cała uwaga skierowana jest na technikę. prawe kolanko ma być prosto. prawe kolanko ma się nie gibać. jest wczesny piątkowy poranek. leśna ścieżka opustoszała. słońce już całkiem wysoko. i coraz gorętsze. ptaki jak wariaty. pod stopami miękka poduszka z igliwia.nic nie boli. nic nie martwi. błogie nic. po pół godzinie bebeluszek zatrzymuje się na małej polance. empetrójka gra coś wolnego.....bardzo uspokajającego. błogie nic. ćwiczenia fizjo. ćwiczenia rozciągające. każdy miesień mile rozgrzany. bebe jakby w samym środku siebie. wraca wewnętrzny balans. empetrzy zmienia nastrój. najpierw powoli.....a potem...coraz szybciej i szybciej.....gorące takty...biodra bebeluszkowe nie mogą się oprzeć. bebe im na to pozwala.
gdyby dziwnym trafem, ktoś przechodził przez ową polankę, zobaczyłby dziewczę w kermitowych szortach uprawiająca lekko nieskoordynowaną czynność taneczną do niesłyszalnej muzyki. ruchy freestylowe. nieco afrykańskie. nieco baletowe. zmienne w tempie i wyrazie. ku swemu zdziwieniu przypadkowy przechodzień zaobserwowałby jednak, że dziewczę zaczyna w tym dzikim tańcu truchtać! że wraca na ścieżkę nie przerywając swego biego-tańca. od czasu do czasu truchtajac tyłem lub zatrzymując się, by wykonać piruet na lewej nodze. jakby dziewczę odgrywało sceny ze znanego deszczowego musicalu. czasem słychać jak śpiewa pojedyncze słowa. widok nader komiczny, ale jakże energetyzujący! pozytywnie nastrajający!

bo oto bebe zrzuciła ciężar. ciężar strachu. na chwilę zapomniała o możliwości istnienia przypadkowego przechodnia. i jego surowych oczu. bebe była tu i teraz. wolna. radosna i błogo spokojna. bebe pozwoliła sobie na to by żyć! i to pełną piersią! i czerpać radość z tej wewnętrznej wolności!

.....i tak narodził się bebelates.

czy podczas jogi można się spocić?

2.07.2010
można! zwłaszcza gdy jest to joga intensywna. uprawiana przy temperaturze wyczutej 30 stopni w cieniu. w otwartej przestrzeni łąkowo-bieżniowej, gdzie starsi panowie szurają sportowym obuwiem okrążenia spłaszczając czyniąc tym samym kroki ku spłaszczeniu piwnych brzuszków narodowych. ptaki jak wariaty. listowia szelest. a pot kropelkami toczy się po bebelowej twarzy...kap..kap...kap.....bebe trzyma ciało w pozycji horyzontalnej opierając się na czubkach palców kończyn wszelakich....wdech...kap...wydech...kap...wdech...wszystkie mięśnie napięte.....guru jest kobietą o łagodnym głosie. a głos ten przez bitą godzinę zachęca do regularnego wciągania pępka podczas przenoszenia stóp za głowę tudzież ciała skręto-gięcia w pozycji pionowej na jednej nodze...bebe nawet nie przypuszczała, że potrafi. a potrafi! ....wdech...kap...wydech...kap...wdech....bebe nawet przetrzymała całą sesję bez konieczności awaryjnej respiracji w pozycji dziecka.....wdech...kap...wydech...kap...wdech.... góra....kobra...wojownik jeden...wojownik  drugi...plank........wdech...kap...wydech...kap...wdech....góra....kobra...wojownik jeden...wojownik drugi...plank....zmiany są coraz szybsze.....bebeluszek skupia się na oddychaniu.....przy którymś powtórzeniu z rzędu gdy właśnie ciało rozpięte znów horyzontalnie do podłoża bebeluszek widzi mrówkę. a z nią kawałek czegoś białego...coś białe jest ciężkie....a najwyraźniej zaaferowana właścicielka wyznaczyła trajektorię tranzytu dokładnie i li i jedynie pod bebeluszkowym bebeszkiem....mięśnie zaczynają kłóć tysiącem szpilek.....mrówka tacha...białe coś zaczepiło się jej o wzorek maty......mrówka ciągnie...mięśnie zaczynają palić...wdech...kap...wydech...kap...wdech..białe coś uratowane z wzorkowej niedoli...mięśnie w ogniu....mrówka ciągnie swą zdobycz dalej....bebeluszkowe kończyny zaczynają trząść się niebezpiecznie...mrówka tacha...wdech...kap...wydech...kap...wdech...już jedną nogą wychodzi spoza zasięgu bebelowego cielska.....które z nieukrywaną ulgą opada na matę i przechodzi w pozycję kobry....wdech...kap...wydech...kap...wdech....

nowy dekret w kraju króla gaci:
1. joga intensywna zostaje oficjalnie włączona do planu restrukturyzacyjnego.
2. zakaz mrówkowego ruchu tranzytowego na bieżni.

bebe bez biegania

bebeluszek jest sfrustrowany....bebeluszek stacza się w czarną przepaść...bebeluszek się obżera....bieganie zawsze ratowało bebeluszka od myśli nieuczesanych...można je było wypocić na zdrowie fizyczne i psychiczne....z każdym przebiegniętym kilometrem stres ulatywał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki......teraz nie ulatuje...teraz kumuluje się....planu naprawczego nadal brak...pomysłów na plan także....frustracja sięga zenitu....5 przednia oddala się z prędkością światła wprost proporcjonalnie do spożywanych ilości produktów luksusowych i mniej....

niech ktoś zatrzyma bebe, ja wysiadam.....na pierwszej stacji..teraz! tu!

jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....jutro będzie lepiej....

Auto Post Signature

Auto Post  Signature