Chris Rea. Piosenka, która co roku nabiera dla Bebe nowych znaczeń.
Już od dziewięciu lat utwór ten opisuje bebeluszkową rzeczywistość. Ostatnia skypowa rozmowa: Wiewiór włącza to na cały regulator po swojej stronie ekranu i zaczyna śpiewać razem z Chrisem. Bebe śmieje się na tą wizję własnej przyszłości. Patrzy na człowieka na ekranie komputera i roztapia się jak czekolada w palcach trzylatka. Wiewiór to dom, choć tak nie było zawsze.
Na początku domem były zasypane śniegiem mazurskie lasy, trzypokojowe mieszkanie wśród zamarzniętych truskawkowych pól. Tam kręciła mak przy trzeszczącym czarnym radio z kolędami w programie pierwszym. W Wigilijny poranek, jako najmłodsza latorośl, ubierała chudą choinkę, pamiętającą jeszcze czasy Gierka. Na samym jej czubku różowa kula ze stalagmitem wystrzelającym srebrem w sufit a całość pokryta anielskim włosiem. Tatuś Bebeluszka już w południe podkładał prezenty pod drzewko, a następie wydeptywał w różanym dywanie ścieżkę, regularnie sprawdzając, czy już pojawiły się paczki z jego imieniem. Mama Bebeluszka, dla równowagi w rodzinnej przyrodzie, o prezentach kompletnie zapominała. Zaskoczona odkrywała niezapakowane dobra dla całej rodziny w czeluściach szafy kilka dni po podziale opłatkiem. Siostry Bebeluszkowe zjeżdżały już po pierwszej gwiazdce, żądając pasztecików z kapustą i bigosu.
Rok temu miano domu przypadło hipisowskiemu pałacowi w środku Stumilowego Lasu. Na ręcznie plecionych chodnikach pod ogromną żywą choinką w balowej sali jedli z Wiewiórem sałatkę kartoflaną z kiełbaskami i pieczone z nugatem jabłka ....a po polsku, karpia cichaczem w pokoju, bo dla sześćdziesięciu hipisów ryba nie chciała się rozmnożyć. Za to korzenne wino lało się hektolitrami. Na pasterkę była wielka bitwa na śnieżki w ogrodzie, zakończona suszeniem zmarzniętych stóp przy kominku, gdzie Gwiezdne Wojny snuły do rana niekończącą się opowieść.
W tym roku dom, to nowe gniazdo na poddaszu i pierwsze w historii święta z Wiewiórem sam na sam. Wigilijny wieczór będzie po bebeluszkowemu: choinka i pod nią prezenty. Ma być bigos (podobno bardzo śmierdzące suszone grzyby z kraju ojców już doszły, a z nimi kisiel i kiełbasa) i pierogi opieczętowane irlandzką koronką. Pierwszym dniem świąt dyryguje Wiewiór. Mają być skarpety wypełnione pomarańczami i Wiewióra ulubiona lazania autorstwa Bebe. Gwiezdne Wojny tym razem przegrają z Doctorem Who. Przedświąteczne wieczory zarezerwowali na Franka Sinatrę, czarowanie zwierzaków origami na choinkę i Schmalzkuchen na świątecznym jarmarku (coś w rodzaju małych kwadratowych pączków bez nadzienia, posypanych suto cukrem pudrem, jak śniegiem, i jedzonych patyczkiem z papierowej tutki).
Bebe ma gęsią skórkę na samą o tym myśl. Za kilka godzin pociąg zatrzyma się na na stacji w Czarnym Lesie. Jeszcze przez szybę będzie starała się dostrzec na peronie wysoką czarną kurtkę. Wysiądzie z pociągu z nerwowym uśmiechem na ustach a serce stanie jej na chwilę w suchym gardle. Nie, nie boi się niczego szczególnego, ale nie wie, jak wytrzyma te kilka najbliższych godzin oczekiwania. Ma wrażenie, że za chwilę eksploduje. To tylko to dziwne uczucie, gdy po długiej nieobecności, spotyka się znowu kogoś niemal tak znajomego jak my sami. Tak jakby ten ktoś stał się nagle odrębnym istnieniem, które na nowo trzeba oswoić. I dostrzega się znowu, jak ten ktoś naprawdę wygląda.
Na tym peronie Bebe roztopi się znowu jak czekolada, tym razem w znajomych ramionach, i zaczną się święta!
łaaadne...
OdpowiedzUsuńBebe wzruszyłam się, masz naprawdę wielki talent, czekam na Twoją książkę-to będzie hit, a i nawet czytając Twój wpis moja wyobraźnia zadziałała baardzo, że i film by niezły z tego wyszedł..pozdrawiam gorąco...Niki822 :)
OdpowiedzUsuń