bieganie z rana jak gęsta śmietana.....ta najlepszego sortu...od cioci ze wsi i jej krów.....ta zbierana łyżką z kanki......pod błękitnym niebem, kiedy jeszcze rosa na łakach.......cyklady ucichły dawno, a ptaki chóralnie obwieszczają rozczochrane słońce.......pierwsze promienie przebijają się przez żółto-zielone liście. czyżby złota yam-yamowa jesień??? ścieżka lekko mokra, wilgotna ziemia przyczepia się cieniutkimi warstwami do butów. wokół nikogusieńko. bebeluszek truchtem przez las.....szerlock holmes szepcze mu do ucha o zaginionym manuskrypcie karla marxa.....ostre jeszcze powietrze przeszywa przyjemnie płuca.....jest rześko....a bebeluszek myśli......o wszystkim i niczym....o mulionerach w ciechocinku...o tym, że trzeba kupić dzbanek-termos...o rauszu oranżadowym......i że licznik prądu nadal nie odczytany....o słuchaniu wszechświata nocą...o grejpfrutach na rynku......i o tym, że mijany właśnie czarny labrador mógłby zatrudnić się jako tancerka w moulin rouge. za labradorem pojawia się pierwszy zaspany właściciel.....jak zwiastun......po półgodzinie jest ich już całkiem sporo.....fryzury na bakier...oczy jak szparki....w końcu to niedzielny poranek. tylko ich podopieczni w pełni sil i zmysłów węszą po krzakach mnie oglądając się za siebie. bebe uśmiecha się do każdego....do rosłej właścicielki trzech czarno-białych owczarków.....do babci z wżyłem sięgającym jej do pasa....do biznesmena z eleganckim pudelkiem.....do bezdomnego z szaro-burym mieszańcem.....tutaj uśmiechy są bezpieczne. tutaj uśmiech to uśmiech. nie tak jak w parku. tam, to znak zgody na randkę a nawet propozycja matrymonialna! z każdym rozesłanym bananem, bebe może głębiej oddychać...tak jakby pojemność płuc rosła do nich wprost proporcjonalnie. jest dobrze. spokój, cisza......i tylko sherlock podekscytowany biega z rewolwerem po londyńskim bulwarze. bebe wyłącza empetrójkę.
dziś już koniec złotej yam-yamowej jesieni. pora deszczowa nastała. szaro i mokro. jak to w yam-yamowie. biegania nie będzie. sherlock musi poczekać na bulwarze na ciąg dalszy.
dziś już koniec złotej yam-yamowej jesieni. pora deszczowa nastała. szaro i mokro. jak to w yam-yamowie. biegania nie będzie. sherlock musi poczekać na bulwarze na ciąg dalszy.
Hej, Bebe;)
OdpowiedzUsuńĆwiczę się w sztuce komentowania bloga:)
Ładna ta Twoja jesień... ładnie się czyta... Ciut zaniepokoiły mnie milczące Cyklady... A może to były oniemiałe cykady?
Nieważne....
U mnie dziś Dzień Konia. Z kopytami. Juz ledwo sapię, juz ledwo dysze, a jeszcze...wiadomo co robię...
Ehhh
Cmok, Bebe... Bardzo się cieszę na nasze spotkanie:)