szedł bebeluszek przez yam-yamowo....kuszony myślami i zapachami.....i myślał....na przykład o wczorajszym wieczorze, który okazał się dietetycznym fiaskiem. rodzina k nawiedziła bebeluszka znienacka. skusiła go na wyjście do sklepu i z najwyższą perfidią naciągnęła go na czekoladę, chipsy, wafelka i kiełbasę! bebeluszkowi wstyd. ale nic to. bebeluszek już wie, że zasada pierwsza "jem kiedy jestem głodna" oznacza dokładnie i dosłownie to co mówi. jem kiedy jestem głodna. a nie godzinę później lub wcześniej. a wczoraj bebe z głodem zdecydowanie przeholowała. spodobało jej się! doprowadziło ją to na skraj czarnej dziury i dzielnice zamieszkane przez obcego. a ten uprzejmie zaprosił ją na ciasto. a później to już popłynęli......
więc dziś bebeluszek już mądrzejszy. bebe je jak jest głodna. i już! niejedzenie nie pomaga. poza tym, jak piszą wielcy badacze i liczne brukowce, zwalnia metabolizm i przyczynia się do zatrzymania wałka. a tego delikwenta bebe chce się jak najszybciej pozbyć.
bebe myślała też o nowych książkach i pierwszym przeczytanym rozdziale...a ten mówi wyraźnie: "koniec z dietami!". bebeluszek aż zamarł pod kocykiem. no ale...no ale jak to???? bebe zaczyna się bać. teraz to już na bank utyje. od tylu lat funkcjonuje przecież według jakiejś diety. jasne zasady, jeden wróg, choć zmieniany z każdą nowo obraną taktyką...czasem są to węglowodany, czasem tłuszcze, a czasem słodycze.....dieta to bezpieczeństwo, pewność i kontrola. no więc jak to koniec z dieta???? choć z drugiej strony.....gdy nie ma diety....nic nie jest niedozwolone....a przecież tylko zakazane jabłka kuszą.....bebe i tylko bebe decyduje co i kiedy je.....zupełna wolność....bebe jest zachwycona! wiec czyta dalej!
diety pakują nas w pułapkę "wszystko-albo-nic". nikt jeszcze nie wytrwał na diecie bez łamania jej zasad. mało to razy bebe będąc na smacznie-dopasowanej tygodniami odmawiała sobie słodyczy, by pewnego wieczoru nie moc już dłużej odwrócić wzroku od szyb piekarni....i chwile później znajdowała samą siebie pochłaniającą całą szarlotkę na parkowej ławce? no bo jak łamac reguły to porządnie. i do końca wieczoru. a może nawet weekendu. kajanie i dietę pozostawiała na jutrzejszy poranek a najlepiej poniedziałkowy.
diety leczą symptomy a nie przyczyny. a przyczyny to całe morze emocji....kolorowych jak tęcza i czarnych jak kosmos......emocji których bebe ani żadna inna odchudzaczka nie potrafi nazwać, za to potrafi je fantastycznie pożreć! i właśnie tą systematyką, badaniem, rozpoznawaniem i sporządzaniem maleńkich szyldzików dla emocji i myśli, będzie się bebe zajmować. dukana nie będzie...ani kapuścianej....ani innej kopenhaskiej...ani nawet detoksu.....będzie tylko smacznie - dopasowane odżywianie bebeluszkowe (choć dieta vitalijkowa nauczyła bebe dużo o gotowaniu i zdrowej żywności. a to wiedza bezcenna, kultywowana niezmiennie od kilkunastu miesięcy. i tak tez zostanie! a to ewidentnie dowód na to, że diety mogą przynieść też coś dobrego!) podobno bebe potrafi sama zadecydować, co i kiedy jeść....tylko czy potrafi zaufać sobie samej?....rada jest jedna: spróbować! w końcu do stracenia jest tylko kilka kilo na plus lub minus....ale zyskać możne znacznie więcej! choćby wolność myśli! i oddech głęboki! ekscytacja przewyższa strach. do dzieła zatem! howk!
więc dziś bebeluszek już mądrzejszy. bebe je jak jest głodna. i już! niejedzenie nie pomaga. poza tym, jak piszą wielcy badacze i liczne brukowce, zwalnia metabolizm i przyczynia się do zatrzymania wałka. a tego delikwenta bebe chce się jak najszybciej pozbyć.
bebe myślała też o nowych książkach i pierwszym przeczytanym rozdziale...a ten mówi wyraźnie: "koniec z dietami!". bebeluszek aż zamarł pod kocykiem. no ale...no ale jak to???? bebe zaczyna się bać. teraz to już na bank utyje. od tylu lat funkcjonuje przecież według jakiejś diety. jasne zasady, jeden wróg, choć zmieniany z każdą nowo obraną taktyką...czasem są to węglowodany, czasem tłuszcze, a czasem słodycze.....dieta to bezpieczeństwo, pewność i kontrola. no więc jak to koniec z dieta???? choć z drugiej strony.....gdy nie ma diety....nic nie jest niedozwolone....a przecież tylko zakazane jabłka kuszą.....bebe i tylko bebe decyduje co i kiedy je.....zupełna wolność....bebe jest zachwycona! wiec czyta dalej!
diety pakują nas w pułapkę "wszystko-albo-nic". nikt jeszcze nie wytrwał na diecie bez łamania jej zasad. mało to razy bebe będąc na smacznie-dopasowanej tygodniami odmawiała sobie słodyczy, by pewnego wieczoru nie moc już dłużej odwrócić wzroku od szyb piekarni....i chwile później znajdowała samą siebie pochłaniającą całą szarlotkę na parkowej ławce? no bo jak łamac reguły to porządnie. i do końca wieczoru. a może nawet weekendu. kajanie i dietę pozostawiała na jutrzejszy poranek a najlepiej poniedziałkowy.
diety leczą symptomy a nie przyczyny. a przyczyny to całe morze emocji....kolorowych jak tęcza i czarnych jak kosmos......emocji których bebe ani żadna inna odchudzaczka nie potrafi nazwać, za to potrafi je fantastycznie pożreć! i właśnie tą systematyką, badaniem, rozpoznawaniem i sporządzaniem maleńkich szyldzików dla emocji i myśli, będzie się bebe zajmować. dukana nie będzie...ani kapuścianej....ani innej kopenhaskiej...ani nawet detoksu.....będzie tylko smacznie - dopasowane odżywianie bebeluszkowe (choć dieta vitalijkowa nauczyła bebe dużo o gotowaniu i zdrowej żywności. a to wiedza bezcenna, kultywowana niezmiennie od kilkunastu miesięcy. i tak tez zostanie! a to ewidentnie dowód na to, że diety mogą przynieść też coś dobrego!) podobno bebe potrafi sama zadecydować, co i kiedy jeść....tylko czy potrafi zaufać sobie samej?....rada jest jedna: spróbować! w końcu do stracenia jest tylko kilka kilo na plus lub minus....ale zyskać możne znacznie więcej! choćby wolność myśli! i oddech głęboki! ekscytacja przewyższa strach. do dzieła zatem! howk!
Post Comment
Prześlij komentarz