dzisiaj bebeluszek nie poszedł na zumbę. jutro jest szansa. za to poszedł na uczelnie. wydrukował tysiąc stron do przeczytania na przedwczoraj. podyskutował filozoficznie z matką chrzestną wiekopomnego dzieła. zmęczył się myśleniem o tym co jeszcze do zrobienia.wypił kawę. wpadł w panikę, że jednak nie zdąży. zrobił ćwiczenia oddechowe w kolejce do biblioteki. starał się ratować mulionerski spęd. popadł w depresje, że jako przyszłość międzynarodowego świata naukowego jest jednak do niczego. kupił 2,5 litra bardzo chudego mleka. zestresował się brakiem stresu. a teraz pije kakałko.....a to jest zły omen.
bo bebeluszki kakałka nie lubią. już jako dziecko, bebeluszek musiał zostawać, wraz z marcinem-niejadkiem, przy przedszkolnym stoliku z nosem spuszczonym nad kubkiem niewypitego kakałka. dzisiejsze kakałko to koło ratunkowe. bo bebe już miała buty na nogach i portfel w kieszeni. a myśl rysowała tłustą kreska smażoną rybę i ciasteczka owsiane w czekoladzie.....w ostatniej chwili bebe przytrzymała się za rękę i poprowadziła do łóżka. klapnęła pod kocyk. włączyła jamiego walczącego o brokuły w amerykańskich szkołach i przez 45 minut biła się z myślami. nie muszę jeść...nie chce jeść...nie będę jeść.....nie potrzebuje jeść, gdy jestem zmęczona, samotna a różowe okulary zawieruszyły się gdzieś w stosie papierów na biurku. a poza tym, bebe nie może pójść paść się frytkami, jeśli gdzieś tam w odległej ameryce czternastoletnie dzieci umierają na cukrzyce spowodowaną otyłością. jeśli nie dla siebie, to chociaż dla nich. fantazja bebelowa nie zna granic.....a logika tym bardziej.......
bebe lubi robić coś w "imię". dla kogoś. dla czegoś wyższego. dla czegoś dobrego! bebe wspina się na wyżyny myślowe i odpływa w nowej wizji....w końcu tonący...wszystkiego się chwyta.....jeśli katolicy mogą modlić się za wyimaginowane nienarodzone dzieci.......jeśli fejsbukowcy mogą pisać o torebkach w ramach ratowania kobiecych piersi.......to bebe może odchudzać się dla otyłych amerykańskich dzieci. jeden kilogram. jedno dziecko. pierwsza na tapetę idzie britney. ma 16 lat. wystąpiła w programie jamiego, bo lubi gotować. waży ponad 120kg a przez to chora wątrobę. lekarze dają jej 7 lat życia...bebe będzie mocna. dla britney.
a po kakałku..... nawet wczesno-nastoletnie potomstwo sąsiedztwa lubujące się w wieczornej kakofonii nie zburzy bebeluszkowi spokoju ducha.....om...ommm.....ommmm.....
bo bebeluszki kakałka nie lubią. już jako dziecko, bebeluszek musiał zostawać, wraz z marcinem-niejadkiem, przy przedszkolnym stoliku z nosem spuszczonym nad kubkiem niewypitego kakałka. dzisiejsze kakałko to koło ratunkowe. bo bebe już miała buty na nogach i portfel w kieszeni. a myśl rysowała tłustą kreska smażoną rybę i ciasteczka owsiane w czekoladzie.....w ostatniej chwili bebe przytrzymała się za rękę i poprowadziła do łóżka. klapnęła pod kocyk. włączyła jamiego walczącego o brokuły w amerykańskich szkołach i przez 45 minut biła się z myślami. nie muszę jeść...nie chce jeść...nie będę jeść.....nie potrzebuje jeść, gdy jestem zmęczona, samotna a różowe okulary zawieruszyły się gdzieś w stosie papierów na biurku. a poza tym, bebe nie może pójść paść się frytkami, jeśli gdzieś tam w odległej ameryce czternastoletnie dzieci umierają na cukrzyce spowodowaną otyłością. jeśli nie dla siebie, to chociaż dla nich. fantazja bebelowa nie zna granic.....a logika tym bardziej.......
bebe lubi robić coś w "imię". dla kogoś. dla czegoś wyższego. dla czegoś dobrego! bebe wspina się na wyżyny myślowe i odpływa w nowej wizji....w końcu tonący...wszystkiego się chwyta.....jeśli katolicy mogą modlić się za wyimaginowane nienarodzone dzieci.......jeśli fejsbukowcy mogą pisać o torebkach w ramach ratowania kobiecych piersi.......to bebe może odchudzać się dla otyłych amerykańskich dzieci. jeden kilogram. jedno dziecko. pierwsza na tapetę idzie britney. ma 16 lat. wystąpiła w programie jamiego, bo lubi gotować. waży ponad 120kg a przez to chora wątrobę. lekarze dają jej 7 lat życia...bebe będzie mocna. dla britney.
a po kakałku..... nawet wczesno-nastoletnie potomstwo sąsiedztwa lubujące się w wieczornej kakofonii nie zburzy bebeluszkowi spokoju ducha.....om...ommm.....ommmm.....
Melduję się na blogusiu. Mój wyczyściłam ze starych wpisów, a chwilowo nie mam czasu na nowe, ale konta są i grzecznie czekają np. na Nowy Rok i nowe postanowienia. A może na początek Nowego Bąbelka? :-)
OdpowiedzUsuńFajne pomysły na nagrody. Dzień absolutnie wolny będzie tylko na koniec, bo to na razie abstrakcja, ale popołudnie z książką po każdym etapie zakończonym sukcesem brzmi bosko! Tylko nic o projektowaniu, szyciu ani na studia.
Pozdrawiam, DeeDee.
to ja z ciebie dumna jestem i z twoich paskow rowniez:)
OdpowiedzUsuńbe be - ja chętnie bym ten twój patent modlitewno-ideowy przechwyciła, tyle, że pomysłu mi brak na te idee??? wszystkie jakie próbowałam nie podziałają - szans nie ma! obeznanś w tańcu: co wybrać salse solo czy ...bolywood??? Jest jeszcze taniec brzucha, ale obawiam się o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników, jak zacznę nim ruszać...Innych opcji tanecznych ni ma.
OdpowiedzUsuńC'est moi matka
OdpowiedzUsuńBebe jesteś cudowna - takiego wsparcia jakie mi udzielasz, nie udziela mi chyba nikt :))) Piszesz cudownie aż oczy same pragną czytać - na pewno stworzysz piękne dzieło :) I masz rację, wszystkie te argumenty, wizualizacje to powinno podziałać. Ale wiesz co mi dziś najbardziej przypomina o kiepskim dietetycznym dniu? to uczucie ciężkości w brzuszysku :( jutro tj dziś postaram się by było lekko i zdrowo :) bo przecież chcę być CHUDA :D przesyłam buziaka gorącego
OdpowiedzUsuń