Zmartwienia bywają różnokalibrowe, takie na grubość włosa i takie, że o mały włos. Człowiek, zwłaszcza nadwiślany, potrzebuje zmartwień. Jak się w nich porządnie unurza, ręce po łokcie umaże, spoci się przy tym na zimno jak mysz, to wie, że żyje. Jak człowiek nie ma się czym martwić, to sobie wymyśli. Zmartwienie na zapas, to bardzo przydatna sprawa. Gdy w końcu się zdarzy (co całe szczęście następuje rzadko), to człowiek martwi się potrójnie, bo przecież już wie, co go czeka.
Bliźni to niewyczerpane źródło zmartwień. Nic dziwnego, że człowiek to istota stadna. Czy bliźni zjadł wystarczająco duże śniadanie? Czy aby mu nie zimno? Czy niczego mu nie brakuje? Bliźni to także katalizator. Zmartwienia podzielone z bliźnim, dwoją się bowiem i troją. Pączkują we wspólnym garnku ciężkości życia, aż im urosną wielkie oczy i świeczki trzeba kupić, bo koniec świata na pewno będzie na Wigilię 2012.
Nie daj Boże, człowiekowi dobrze. Siedzi sobie cały szczęśliwy, nogą macha w powietrzu. Trochę mu nieswojo z tej dobroci bytu, mdli go nieco nawet. Żeby sobie trochę ulżyć, rodzi pytanie, nagłą wątpliwość.
I od razu mu lepiej, że mu gorzej.
Bliźni to niewyczerpane źródło zmartwień. Nic dziwnego, że człowiek to istota stadna. Czy bliźni zjadł wystarczająco duże śniadanie? Czy aby mu nie zimno? Czy niczego mu nie brakuje? Bliźni to także katalizator. Zmartwienia podzielone z bliźnim, dwoją się bowiem i troją. Pączkują we wspólnym garnku ciężkości życia, aż im urosną wielkie oczy i świeczki trzeba kupić, bo koniec świata na pewno będzie na Wigilię 2012.
Nie daj Boże, człowiekowi dobrze. Siedzi sobie cały szczęśliwy, nogą macha w powietrzu. Trochę mu nieswojo z tej dobroci bytu, mdli go nieco nawet. Żeby sobie trochę ulżyć, rodzi pytanie, nagłą wątpliwość.
Manewry ćwiczebne odbyte. Pozostaje czekać na próbę generalną. |
hehehe rozbawiłaś mnie do łez :D
OdpowiedzUsuńŁzy, jak wiemy, niekoniecznie oznaczają zmartwienie. Ale, tak jak piszesz, coś sobie wymyślę, żeby się pozamartwiać, bo jak to tak - Polka z krwi i kości ma się uśmiechać ;P
"Boczkiem na krowę" :) Nie mogę z tego
Usuńtak, boczkiem na krowę jest najlepsiejsze. Ale to tylko na parę miesięcy! Tak ze 3 ostatnie! A co?...
OdpowiedzUsuńNa krowę sprawdza się najlepiej?
UsuńNo to życzę wam dnia pełnego zmartwień, prawdziwych i zmyślonych!
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki za pomysły, jak przyjdzie ten czas, to je wykorzystam, a co! A ty masz coś w planach, a może już coś jest, a ja o tym nie wiem...?
OdpowiedzUsuńPlany są zawsze! Wiewiórowy zegar zaczął tykać jakoś wtedy: http://bebeluch.blogspot.com/2011/05/kalarepka-z-truskawkami.html
UsuńNiektore ciezarne do ostatniego miesiaca wygladaja jakby nie byly ciezarne i nic im nie przeszkadza przytulac sie 'na czlowieka'.
OdpowiedzUsuńCzego zycze, a rachunek prawdopodobienstwa plaskosci kaczka zawyza dla Bebe, gdyz jak wiadomo byla kaczka kobieta, ktora polknela Dynie :-)
Będę niewątpliwie rakietą odrzutową dla kosmonauty na orbicie. W rodzinie tendencja do ciężarnych Muminków :)
OdpowiedzUsuńNa Krowe wyprobuje jak sie bedzie dalo za niedlugo :) relacje zdam na pewno :P
OdpowiedzUsuńCzekam zatem! i zacieram ręce!
UsuńUrocze! :)))
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że ty się przygotowujesz do takich tuleń, nie doczytałam? Z moich ciężarno-zoologicznych doświadczeń przypominam sobie, ze najwygodniej było całym cielem z boku czyli na krówkę ciągutkę, bo człowiek to się musi (ten bez wypukłosci) ponaciągać by objąć tych dwóch w jednym, że człowiek guma się chowa ;)
OdpowiedzUsuń