Po perypetiach basenowych, Bebeluszek postanowił przejść do kolejnego stopnia wtajemniczenia fitnessowego i dołączyć do zastępów posiadaczy zielonej karty wstępu. Korzystając z przywileju możliwości spocenia się w obecności osobistego trenera, Bebeluszek zabukował sesję z Guru. Guru do zdobycia nie jest łatwy, bo niesłychanie popularny. Polecony Bebeluszkowi przez Watsona, żaden inny nie wchodził w rachubę.
Po dwóch tygodniach niecierpliwego oczekiwania nadszedł ten dzień. Bebeluszek wszedł do sali tortur w przebraniu godnym Karate Kid, dzierżąc butelkę wody w dłoni i przygotowany na najgorsze. Guru przyszedł cały rozpromieniony, jak zwykle zresztą. Mięśni góra rysowała piękne krajobrazy pod firmową koszulką polo. A te błękitne miłe oczy....bardzo miłe. No guru z krwi i kości! Randka zaczęła się po dżentelmeńsku, od rozmowy. Sprawnym ruchem Guru wyczarował centymetr i pomierzył dokładnie wszelkie bebeluszkowe, trzęsące się z wrażenia kończyny. Bebeluszek dech zaparł w oczekiwaniu na wyrok. A Guru ogłosił z aprobatą w głosie, że sylwetka proporcjonalna i ładna, tylko ją trzeba troszeczkę tu i ówdzie dorzeźbić! Bebe prawie zemdlała z radości. Jak to Guru tak mówi, to musi być prawda!
Wstępną euforię zagłuszyła seria pytań z dziedziny fitnessu. Jak na rozmowie o pracę: pytanie-odpowiedź, pytanie-odpowiedź, pytanie-odpowiedź. Cała prawda na wierzch, bez okręcania w bawełnę. Bebeluszkowe serce wspina się w okolice gardła.....a Guru słucha....słucha...słucha.....a twarz jego coraz bananowsza! Bebeluszek myśli, że to może banan kpiny. A Guru ze stoickim spokojem na wykresiku pod hasłem “poziom fitness” zaznacza: zaawansowany. A pod rubryczką “motywacja”: wysoka. Bebeluszek zaczerwienił się, aż po opaskę na głowie! Okazało się bowiem, że Bebe to klientka jedna na tysiąc. Zazwyczaj Guru ma do czynienia z bieżniowymi dziewicami, cierpiącymi na permanentną zadyszkę, wynikającą z nadmiaru kochanego ciała. Takie zawodniczki czerpią motywację z hasła “bo lekarz kazał” bardziej niż z wewnętrznego przekonania, a ruch jest im karą i niepotrzebnym zaśmiecaniem wolnego czasu. A takiego Bebeluszka to ze świecą szukać!
Bebe w niebie. Na wieść, że nowa klientka bardzo chciałaby dostać nie tylko normalny plan treningowy na siłownię, ale też dodatkowy bez-sprzętowy (żeby będąc u Wiewióra i tam dłutem wywijać planowo), Guru uniósł się na siódmą chmurkę. Uwielbia przecież układać treningi “improwizowane”, a tak dawno tego nie robił, bo w fitness klubie nikt go o to nie prosi. Guru, jak masło latem rozpłynięty w marzeniach, oczyma wyobraźni knuje już morderczy plan!
Koniec końców i gadania, czas się zabrać do roboty. A stawka jest wysoka: kaloryfer brzuszny, dziura międzyudowa i wydajność godna sprinterów olimpijskich! Trening w siłowni Guru zaczyna od stepu. Wchodzi na niego lewą nogą, potem prawą, potem schodzi lewą, a potem prawą. Łatwe – myśli Bebeluszek – Więc gdzie haczyk??? Guru jakby w myślach czytał i mówi: „Teraz ty, ale w tempie błyskawicy.” Czego gurowe ciało nie omieszkało bebeluszkowemu zaprezentować. Ze strachem w oczach, by utrafić w step, tudzież nie potknąć się i nie stracić siekaczy, Bebeluszek poszedł w ślady mistrza. 30 sekund sprintu stepowego...krótki odpoczynek...i jedziemy dalej z tym koksem....! Bebeluszek prawie ducha wyzionął. Serce wali mu jak armata. Pierwszy hektolitr leje się po oczach. Potem to już poleciało: pompki przednie i tylne, przysiady głębokie i mniej, rower bardzo pod górkę, brzuchy na tysiąc sposobów. Bebeluszek wyszedł z tej tyrady jak Lucky Luke: na ugiętych nogach, ale z dumą w oczach swych i gurowych. Kolejna randka za tydzień, w sali do spinningu. Howk!
Post Comment
Prześlij komentarz