Teutońskie elfy |
- Szczęśliwego Nowego Roku! - powitaliby Cię w drzwiach domostwa Celtowie mniej więcej o tej porze roku mniej więcej dwa tysiące lat temu - Kto to widział włóczyć się po zachodzie słońca w Samhain!
Ciężkie drzwi zamknęliby za tobą na zasuwy, a Ciebie poprowadziliby do ciepłego wnętrza pełnego jadła, napitku i świętujących ludzi.
Dziwna to była noc. Między zachodem a wschodem słońca, gdy stary rok się skończył a nowy jeszcze nie zaczął, otwierały się wrota między światami: realnym i magicznym. Elfy i duchy (ang. spirits - nie mylić z umarłymi) kradły tej nocy ludzkie dusze. Celtowie nie wyściubiali nosa za próg, a dzieci, dla zmylenia przeciwnika, przebierali za elfy. A że przez żołądek do serca, na wycieraczkach, o ile takowe posiadali, zostawiali coś na elfi ząb. Przed drzwiami ustawiali też latarnie z rzepy (dynie na wyspach nie rosną), na wypadek, gdyby kolejny spóźniony gość zgubił się w wyspowych ciemnościach.
Tego jednego wieczoru żaden mały Eogan ani mała Fedelmid nie mogli pójść spać. Sen bowiem to też stan przejściowy między jednym światem a drugim. Kto wie, czy nie otworzyłby wrót podświadomości. Żeby nie zasnąć umilano sobie czas lekką rozrywką, na przykład wyławianiem zębami jabłek z wielkiej balii wypełnionej wodą.
Piegowaty rodzynkami drożdżowy bairín breac (ang. barmbrack) cieszył się szczególnym zainteresowaniem. Oprócz suszonych owoców krył w swoim wnętrzu ziarenko grochu, monetę, pierścionek i kawałek materiału. Oczywiście każda panna chciała znaleźć w swym kawałku ciasta pierścionek - niechybną wróżbę rychłego ślubu. Grochu i materiału uniknąć chciał każdy. Pierwszy oznaczał kolejny rok singla, a drugi brak szczęścia. Cokolwiek to miało oznaczać.
Z gorących mis pachniało ziemniakami z kapustą - Colcannon. Gwarno było, wesoło.
Taka była tradycja. A co stało się później? Najpierw przyszli chrześcijanie i ochrzcili Święto nowym imieniem: Halloween. Hiszpanie zabrali je później do Ameryki, gdzie spotkało pewnego Meksykańczyka zwanego Dniem Zmarłych. Dzieci zaczęto przebierać nie tylko za elfy, ale inne stworzenia wzbudzające strach. Święto przebrano w kostium śmierci. Tak zawędrowało na północ, gdzie przyozdobione dyniami, zamiast zostać w domu, pielgrzymowało od drzwi do drzwi w poszukiwaniu słodkości. W końcu zmęczone Święto wróciło do europejskich korzeni. Tylko nikt go niestety już nie rozpoznał. Choć wielu zaakceptowało jego nową formę.
----
Bebe to konserwatywna tradycjonalistka. Poza tym nie cierpi dyni.
W domu pachnie drożdżowym ciastem. Colcannon grzeje nam już brzuchy.
Noc jak żadna inna. Pusta strona między rozdziałami.
Athbhliain faoi mhaise dhuit! - życzy wam Wiewiór
Chcę tak świętować!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ta historia i niezwykła, magiczna tradycja :)
Masz jeszcze czas Mery! Choć uważam, że polskie tradycje też są całkiem fajne. Jutro idziemy szukać nagrobka ;) żeby zapalić świecę.
OdpowiedzUsuńFidrygauka też raczej tradycjonalna i też dyni nie lubi.
OdpowiedzUsuńA historia pięknie opowiedziana :)
:D Bratnia duszo!
Usuńno proszę czego to się człowiek nie dowiaduje :) chyba wersja celtycka podoba mi się bardziej niż obecna halloweenowa :) Pozdrowienia dla Wiewióra :)
OdpowiedzUsuńTeż taką wolę. Ta nowa jest płaska jak czekoladowy zając, który pół roku później, przywdziany w inne sreberko, robi za Świętego Mikołaja.
UsuńHalloween? Hm. Tę noc mam zamiar smacznie przespać:) Ale lubię nasze tradycyjne Andrzejki:)
OdpowiedzUsuńHihihi....i wychodzi na to, że dla nas każde święto to przede wszystkim pretekst do uczty podniebienia :)
UsuńA ja mimo wszystko w swoim konserwatywnym tradycjonaliźmie wybieram słowiańskie DZIADY ;)
OdpowiedzUsuńA co tam, że pogańskie...
A wiesz jaka smaczna jest ZUPA z dyni, no bebe... Warto ;)
Maryś nie warto. Tak samo, jak szparagów nie warto.
UsuńNiech żyje tradycyjny tradycjonalizm!
a ruskie pierogi warto - ja mam w domu łasuchów na takie ;)))
Usuńale zupa krem z dyni jest kurcze smaczna, no ;)
Dyni nie lubicie?!
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że tak będzie.
UsuńBrzmi magicznie :)
OdpowiedzUsuńA bo w Irlandii pełno jest elfów. Dziwne, że w Polsce się nie zadomowiły, choć ewidentnie od nas importują ważki.
UsuńŚwietnie napisane, Bebe :).
OdpowiedzUsuń