I jak Irenka, co wpadła w głębinę,
J jak Jakubek, co wypił strychninę.
Autor: E.Gorey |
Cytatcik w sam raz na rychłą inaugurację sezonu cmentarnego (Wiewiór szykuje się już z irlandzkim Halloween. Dyń brak.), przyznajcie sami. Autorem jest pewien Edward, o którym to rozpisałam się w najnowszym numerze "Ryms". Nota bene, autor cieszył się platoniczną miłością najmłodszych.
E. Gorey: Autoportret z psem. |
Kątem oka spostrzegasz, a może tylko ci się wydawało, że coś się rusza pod dywanem, coś spada ze schodów, coś łypie znudzonym okiem z okna naprzeciwko. Włosy się jeżą na głowie. Zamierasz w bezruchu i jest ci co najmniej nieswojo. Czy to sen? Czy dziewiętnastowieczna Anglia? Nie, to po prostu świat Edwarda Goreya. Kogo? – zapytasz niepewnie. Nic dziwnego, twórczość Goreya to zjawisko wyjątkowe na anglojęzycznym rynku wydawniczym, a na polskim niespotykane (i niemal niewydawane). Jednak w „Rymsie” o tajemnicach i grozie, duchowego protoplasty Tima Burtona i Neila Geimana zabraknąć nie mogło.
Gdyby styl prac określał tożsamość autora, Edward Gorey byłby przedstawicielem angielskiej arystokracji z końca dziewiętnastego wieku. Nic bardziej mylnego. Urodził się bowiem w Chicago w 1925 roku, a Anglię znał tylko z literatury i filmu. Spotkać go można było podczas antraktów przedstawień baletowych w nowojorskim teatrze miejskim. Wysoki, brodaty jegomość w długim szalu, futrze i trampkach zagłębiał się chętnie w kuluarowych dyskusjach z innymi teatromanami. Podobno, gdy się z nim rozmawiało, miało się wrażenie, że przeczytał wielokrotnie wszystkie książki i obejrzał wszystkie filmy i seriale telewizyjne, a do tego pamiętał każdy detal. To jednak dopiero początek zainteresowań Goreya.
„Wiem niewiele o wielu rzeczach”
Erudycja Goreya to wynik szerokich zainteresowań, do których autor nie wstydził się przyznać. Twierdził bowiem, że należy być otwartym, bo nie wiadomo skąd może przyjść kolejny pomysł. Pasjonowały go zarówno sztuki piękne, szczególnie prace surrealistów, jak i najbardziej popularna popkultura. Zaczytywał się w literaturze dziewiętnastego wieku oraz powieściach japońskich, chętnie oglądał filmy nieme oraz współczesne wielkie produkcje filmowe. Czerpał też z fotografii prasowej, zwłaszcza z działu sportowego; zamieszczane tu zdjęcia były dla niego inspiracją przy ilustracjach stylizowanych ciał w ruchu.
ŁAJDAK gdy romans mu się znudzi
i namiętność żar wychłodzi,
oświadcza swojej utrzymance,
że strasznie zbrzydła. I odchodzi.
Nie opuścił niemal żadnego przedstawienia baletowego w choreografii George’a Balanchine’a; warto tu dodać, że jego śmierć wyznaczyła ostateczne rozstanie Goreya z Nowym Jorkiem i osiedlenie się na półwyspie Cape Cod. Zamieszkał tam samotnie w domu, The Elephant House, który niechętnie opuszczał (nie związał się z nikim, twierdząc, że nie interesuje go seksualność). Poza granicami kraju był tylko raz, w Szkocji, by zobaczyć potwora z Loch Ness. Rozczarowany jego brakiem, utwierdził się w przekonaniu, że podróżować nie warto. (...)
C.d. tekstu znajdziecie w kwartalniku"Ryms" nr 18, do nabycia już w tym tygodniu.
*dwa zbiory opowiadań Goreya (z nich też cytaty) w przekładzie Michała Rusinka wydane zostały w naszym pięknym kraju przez Znak Emotikon. Zajrzyjcie do środka: "Osobliwy Gość i inne utwory" oraz "Pamiętna wizyta i inne utwory". Los chciał, że twórczość zacnego Edwarda znam tylko w angielskich oryginałach. Czas pisać list do Mikołaja.
** Ilustracje zbiory własne.
Świetny tekst. Klimatycznie się zrobiło... Halloweenowo! :)
OdpowiedzUsuńNawet udało mi się może przez chwilę być blogerką książkową ;) ale o Haloween jeszcze będzie. Oddzielnie.
UsuńSię skuszę :)
OdpowiedzUsuńAnuszko, a twa świątynia książek nie prenumeruje?
UsuńKto wie, może i nabyję :P
OdpowiedzUsuńWydanie z dreszczykiem, tylko dla odważnych i lubiących czekoladę ;)
Usuń"Poza granicami kraju był tylko raz, w Szkocji, by zobaczyć potwora z Loch Ness. Rozczarowany jego brakiem, utwierdził się w przekonaniu, że podróżować nie warto."
OdpowiedzUsuńPIĘKNE :)
Nie znałam gościa, przyznaję. Dziękuję, że o nim opowiedziałaś :)
Z przyjemnością. Jak będziesz miała okazję, to zajrzyj do polskich wyda Goreya. Rysunkowe mini-arcydzieła.
UsuńZaczęłam czytać i właśnie pierwszą moją myślą było "O, Burton". Zwłaszcza z tych jego wczesnych mrocznych krótkometrażówek, po których wyleciał z Disneya ;). Bardzo ciekawa postać i fajny tekst, Bebe :).
OdpowiedzUsuńDziekuję. Gorey to twórczy dziadek Burtona (i dobrze, że nie pracuje dla Disneya. Nie pasował do ich estetyki), którego animacje uwielbiam!
Usuń