Trzeciego października, w dzień zjednoczenia teutońskiego wschodu z zachodem, pociągi Czarnego Lasu wypełnione są po brzegi autochtońskim przekrojem demograficznym w strojach ludowych. Dirndl z naszyjnikami w kształcie piernikowego serca siedzą na kolanach Lederhosen w koszulach w kratę. Na co dzień powściągliwy naród rżnie w karty, pije piwo, zagryza preclami, śpiewa i zalewa salwami śmiechu komunikaty konduktora z literackim polotem: Drodzy pasażerowie, ten pociąg jest ponad brzegi przepełniony.
Wjeżdżamy w fototapetę:
{...}
Rzeka Inn przecina północny Tyrol szeroką mętną wstęgą w kolorze spranego turkusu. Powietrze jest szorstkie i czyste. Turyści uwieczniają się ze złotym gontem, a autochtoni patrzą na to widowisko z politowaniem znad Melange z Topfenstrudel (cappuccino i strucla z białym serem).
Tyrolczycy poza tym:
- Lubują się w potrawach z makiem (Bułeczki palce lizać).
- Kluski! Kluski!
- Mają małe głowy, może od ciśnienia.
- Śpią na małych i miękkich łóżkach.
- Wokół domów budują labirynty z roślin, zapewne w celach zmylenia przeciwnika.
{...}
Pamiętajcie, jak się zgubicie to kierujcie się w stronę gór. One są zawsze na północy.
- Wiewiór, gdzie jesteśmy?
- Nie wiem. Ale góry są tutaj.
- Za nami też jakieś są. I tam po prawej także.
- Północ jest wszędzie?
{...}
Pierwszego ranka wychodzą z domu. Bebe czuje, że coś za nią stoi.
Odwraca się i wrzeszczy ze strachu na całe gardło.
Fototapeta do nieba. Aż szyja boli. O taka:
Autochtoni mieli ubaw.
{...}
Najpierw obowiązki, potem przyjemność. Wiewiór z zaprzyjaźnioną Tyrolką* zwiedzał okoliczne sklepy z zabawkami a Bebe poniosła kaganek oświaty do naukowców, jak się okazało, głównie Włochów i Holendrów. Konferencja dla pasjonatów kreatywności w muzeach wpleciona została w większą konferencję dla komputerowych maniaków, którzy skutecznie wyjadali wszystkie ciastka i desery podczas kawowych przerw. Bebe siedziała tuż za jasnowłosą Włoszką komentującą głośno każdą prezentację i zagłuszającą resztę prelekcji dzwoniącą bransoletką z miniatur architektonicznych cudów świata. Reszta zgromadzonych sprawdzała tymczasem maile, chatowała na Skypie, uaktualniała statusy na Facebooku, dokańczała własne prezentacje w Power Poincie i składała światu raporty na Twitterze. Bebe bez ekranu medytowała tymczasem nad sensem tu i teraz w dobie wifi. Podczas własnego wykładu nadepnęła umiejętnie na kabel głośnika, który dźwięcznym barytonem wybił obecnych z ekranowego letargu.Obudzili się wszyscy i wpatrzyli w Bebe jak w medalik. Dziesięć minut dla naukowego ego i wizytówka od włoskiej muzealnej Mekki. Czyżby wróżba na przyszłość w dolinie Tybru?
*Tyrolka wyglądała tak:
{...}
By dostać się na szczyt należy:
a) pokonać klaustrofobię (Bebe) i wysiedzieć osiem minut w wagoniku pędzącym przez wnętrze góry w stylu jednostek bojowych z Seksmisji.
b) pokonać akrofobię (Wiewiór) i przeżyć w brzuchu metalowej gąsienicy wspinającej się mozolnie po linach.
c) nie zachłysnąć się pięknem okoliczności przyrody i nie wypluć płuc na przydrożne skałki. Powietrze jest tu cienkie jak opłatek (Czego nasza autochtonka nie raczyła nawet zauważyć. Lekkim krokiem, z gustowną torebusią pod pachą i komórką przy uchu zdobyła wierzchołek pierwsza. Za nią Wiewiór długonogi. Potem długo, długo, naprawdę długo nic. A na końcu Bebe Czerwony Burak).
Nagrodą za te wysiłki był Sachertorte (o nie! zapomniałam wziąć go z lodówki!) tudzież tradycyjne danie obiadowe w schronisku:
{...}
- Pamiętasz, jak Twoja siostra opowiadała nam o polskich sklepach w Irlandii? Że je lubi, bo taka ilość pełnych jedzenia słoików, czyni ją szczęśliwą?
- Mhm.
- Taka ilość skały w krajobrazie czyni mnie szczęśliwą.
Wjeżdżamy w fototapetę:
{...}
Rzeka Inn przecina północny Tyrol szeroką mętną wstęgą w kolorze spranego turkusu. Powietrze jest szorstkie i czyste. Turyści uwieczniają się ze złotym gontem, a autochtoni patrzą na to widowisko z politowaniem znad Melange z Topfenstrudel (cappuccino i strucla z białym serem).
Strucla z serem, a jak! |
Tyrolczycy poza tym:
- Lubują się w potrawach z makiem (Bułeczki palce lizać).
- Kluski! Kluski!
- Mają małe głowy, może od ciśnienia.
- Śpią na małych i miękkich łóżkach.
- Wokół domów budują labirynty z roślin, zapewne w celach zmylenia przeciwnika.
{...}
Pamiętajcie, jak się zgubicie to kierujcie się w stronę gór. One są zawsze na północy.
- Wiewiór, gdzie jesteśmy?
- Nie wiem. Ale góry są tutaj.
- Za nami też jakieś są. I tam po prawej także.
- Północ jest wszędzie?
{...}
Pierwszego ranka wychodzą z domu. Bebe czuje, że coś za nią stoi.
Odwraca się i wrzeszczy ze strachu na całe gardło.
Fototapeta do nieba. Aż szyja boli. O taka:
Ot, taki zwykły widok ulicy. |
{...}
Najpierw obowiązki, potem przyjemność. Wiewiór z zaprzyjaźnioną Tyrolką* zwiedzał okoliczne sklepy z zabawkami a Bebe poniosła kaganek oświaty do naukowców, jak się okazało, głównie Włochów i Holendrów. Konferencja dla pasjonatów kreatywności w muzeach wpleciona została w większą konferencję dla komputerowych maniaków, którzy skutecznie wyjadali wszystkie ciastka i desery podczas kawowych przerw. Bebe siedziała tuż za jasnowłosą Włoszką komentującą głośno każdą prezentację i zagłuszającą resztę prelekcji dzwoniącą bransoletką z miniatur architektonicznych cudów świata. Reszta zgromadzonych sprawdzała tymczasem maile, chatowała na Skypie, uaktualniała statusy na Facebooku, dokańczała własne prezentacje w Power Poincie i składała światu raporty na Twitterze. Bebe bez ekranu medytowała tymczasem nad sensem tu i teraz w dobie wifi. Podczas własnego wykładu nadepnęła umiejętnie na kabel głośnika, który dźwięcznym barytonem wybił obecnych z ekranowego letargu.Obudzili się wszyscy i wpatrzyli w Bebe jak w medalik. Dziesięć minut dla naukowego ego i wizytówka od włoskiej muzealnej Mekki. Czyżby wróżba na przyszłość w dolinie Tybru?
*Tyrolka wyglądała tak:
Nota bene: na słupach w tyrolskich miastach pod takowymi plakatami w plastikowych tutkach znajdują się gazety. Jeśli są płatne, to pod kłódką pojawia się też puszeczka na drobne. Cóż za zaufanie do narodu! |
{...}
Pasmo górskie Karwendel. Piękna nazwa, prawda? ktoś wypatrzy elfy? [Klik!] by powiększyć |
By dostać się na szczyt należy:
a) pokonać klaustrofobię (Bebe) i wysiedzieć osiem minut w wagoniku pędzącym przez wnętrze góry w stylu jednostek bojowych z Seksmisji.
b) pokonać akrofobię (Wiewiór) i przeżyć w brzuchu metalowej gąsienicy wspinającej się mozolnie po linach.
c) nie zachłysnąć się pięknem okoliczności przyrody i nie wypluć płuc na przydrożne skałki. Powietrze jest tu cienkie jak opłatek (Czego nasza autochtonka nie raczyła nawet zauważyć. Lekkim krokiem, z gustowną torebusią pod pachą i komórką przy uchu zdobyła wierzchołek pierwsza. Za nią Wiewiór długonogi. Potem długo, długo, naprawdę długo nic. A na końcu Bebe Czerwony Burak).
Nagrodą za te wysiłki był Sachertorte (o nie! zapomniałam wziąć go z lodówki!) tudzież tradycyjne danie obiadowe w schronisku:
Pokarm bogów na alpejskim Olimpie: smażone kartofle z kaszanką i jajkiem sadzonym. |
{...}
- Pamiętasz, jak Twoja siostra opowiadała nam o polskich sklepach w Irlandii? Że je lubi, bo taka ilość pełnych jedzenia słoików, czyni ją szczęśliwą?
- Mhm.
- Taka ilość skały w krajobrazie czyni mnie szczęśliwą.
Pięknie :)
OdpowiedzUsuńUwiebiam Bebeluchowe słowne strzały w dziesiątkę!
Ognia!
UsuńMam wrażenie, że twój lis wodzi wzrokiem za myszką.
My też mamy swoje labirynty, np. przed monopolowym, aby droga ze szkoły do najbliższego monopolowego miała wymaganą prawem długość - w metrach, nie w linii prostej :)))
OdpowiedzUsuńPetroff rozejrzyj się, może są tam też Alpy.
UsuńNie, ale my tu na południu często jesteśmy myleni z góralami.
UsuńZazdraszczam fototapet i strucli z serem!
OdpowiedzUsuńZapodaj przepis Evitaa, zwłaszcza tajemna technikę zawijania strucla.
UsuńTaka ilość skały również uczyniłaby mnie szczęśliwą !!!Że o słońcu nie wspomnę. Paczocha
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Karwendel otwiera się na osi wschód-zachód. Szczęściarze!
Usuńpięknie tam... naprawde z przyjemnością się patrzy :)) A chodzi chyba z jeszcze wiekszą :))
OdpowiedzUsuń:):):) nawet jak powietrze cienkie jak opłatek, to pewnie odpowiednio pobłogosławiony ;)
OdpowiedzUsuń