bebeluszek w okolicach połowy przeżytego dotychczas żywota przestał się lubić z laktozą. niby się oboje w małych ilościach tolerują, ale generalnie bebeluszek czuje się znacznie lepiej, gdy laktozy w pobliżu nie ma.początkowo sytuacja ta była lekko nieznośna, bo z laktozą odeszły też sery żółte i masło....gdyby reinkarnacja w postaci kanapek byłaby możliwa, to bebe wróciłaby z pewnością jako kanapka z centymetrem masła i serem żółtym gouda.....lecz laktoza zabrała jeszcze jednego przyjaciela bebeluszkowego podniebienia....mleko....a z nim kawę...przez długie lata na ojczystej ziemi, bebe patrzyła tęsknie w stronę piankowych kaupczino i wielkich spodków kawy z mlekiem...z sojowym nigdy nie smakowały tak dobrze...lecz w świecie zachodniego kapitalizmu bebe odkryła wybawienie! mleko bezlaktozowe....dostępne w normalnej cenie nawet w bebelowym supermarkecie!
kolacja. na stole najprawdziwsze mleko. do herbaty wiewiórowej przygotowane. a na nim dumne 3,9%. bebe nie może uwierzyć oczom własnym. cóż za luksus! prawie jak skondensowany smak dzieciństwa. gdy się wieczorem mleko od mućki na ciocinej wsi popijało. bebe nie może się oprzeć. mmmm...te 68kcal na 100g smakuje...tłusto i pysznie! ale więcej nie można. bebe sięga po niebieski kartonik bezlaktozowy. próbuje....i prawie się udławiła! podejrzanie słodkie to bezlaktozowe!!!!! dużo słodsze niż mleko mleko. czyżby dodawali do bezlaktozowego cukier????? dla poprawy smaku? bo skoro ono już takie "bez", to może je trzeba ulepszyć? sojowe niesłodzone smakuje przecież jak mydło w płynie....bebeluszek z biciem serca studiuje kartonikowe napisy. zwłaszcza te drobnym maczkiem. oczami wyobraźni widzi już te nadprogramowe cukry radośnie zadomawiające się w bebeluszkowym wałku....46kcal na 100g......lekko uspokaja bebeluszkowe sumienie....w składzie niby tylko mleko...bebe nadal nie wierzy....gdy już nic drobnego do przeczytania nie zostało, rozczarowany brakiem rzetelnych informacji ogarnia wzrokiem i duże litery....a tam jak wół mądry producent wydrukował "poprzez usunięcie laktozy powstaje lekko słodkawy smak, który nie ma jednak wpływu na wartość kaloryczną produktu". bebe oddycha z niekłamaną ulgą. nalewa pół kubka bezlaktozowego i zamienia je beztrosko na puszystą piankę.
kolacja. na stole najprawdziwsze mleko. do herbaty wiewiórowej przygotowane. a na nim dumne 3,9%. bebe nie może uwierzyć oczom własnym. cóż za luksus! prawie jak skondensowany smak dzieciństwa. gdy się wieczorem mleko od mućki na ciocinej wsi popijało. bebe nie może się oprzeć. mmmm...te 68kcal na 100g smakuje...tłusto i pysznie! ale więcej nie można. bebe sięga po niebieski kartonik bezlaktozowy. próbuje....i prawie się udławiła! podejrzanie słodkie to bezlaktozowe!!!!! dużo słodsze niż mleko mleko. czyżby dodawali do bezlaktozowego cukier????? dla poprawy smaku? bo skoro ono już takie "bez", to może je trzeba ulepszyć? sojowe niesłodzone smakuje przecież jak mydło w płynie....bebeluszek z biciem serca studiuje kartonikowe napisy. zwłaszcza te drobnym maczkiem. oczami wyobraźni widzi już te nadprogramowe cukry radośnie zadomawiające się w bebeluszkowym wałku....46kcal na 100g......lekko uspokaja bebeluszkowe sumienie....w składzie niby tylko mleko...bebe nadal nie wierzy....gdy już nic drobnego do przeczytania nie zostało, rozczarowany brakiem rzetelnych informacji ogarnia wzrokiem i duże litery....a tam jak wół mądry producent wydrukował "poprzez usunięcie laktozy powstaje lekko słodkawy smak, który nie ma jednak wpływu na wartość kaloryczną produktu". bebe oddycha z niekłamaną ulgą. nalewa pół kubka bezlaktozowego i zamienia je beztrosko na puszystą piankę.
Post Comment
Prześlij komentarz