Jestem trójjęzyczna z konieczności. Staram się więc czytać naprzemiennie.
Raz po angielsku, raz po polsku, raz po niemiecku. Jednak tylko kiedy
czytam po polsku czuję jak defragmentuje wygładza mi się mózg. Wszystko
układa się na swoim miejscu, odpręża, dosięga nirwany.
Z angielskim - coraz częściej -
bywa podobnie, choć są pisarze, którzy z uporem maniaka próbują mi udowodnić, że ta część
słownika z Oxfordu, do której tak rzadko zaglądam, bywa jednak
przydatna. Panie Prattchet!
Z niemieckim, ku mojemu ubolewaniu, to jeszcze nie ten poziom. Tutaj nadal przeprowadzam ćwiczenia na poligonie z deklinacji i słowotwórstwa. Barankauf wciąż czytam jako Barankauf. Ale "Momo" w oryginale to jest jednak inna jakość niż polskie tłumaczenie (od którego proszę się trzymać z daleka). Medal z ziemniaka wykrawam sobie jednak za to, że w tym domu to ja przedzieram się przez uroki pism z tubylczych urzędów.
°°°
Tymczasem Grudka też czyta w trzech językach. Naraz.
°°°
A w ostatnim numerze Rymsa, który w Empikach i fajnych warszawskich księgarniach, do nabycia być powinien, opowiadam o zagranicznych książkach, które z Grudką najchętniej czytamy. Artykuł zaczyna się tak:
"Nie kupujemy książek obrazkowych dla dziecka, kupujemy dla całej rodziny. Dlatego tak ważne jest dla nas, by się przy czytaniu z Potomką nie nudzić – estetycznie i tekstowo. Nie boimy się pokazywać córce książek na pozór „nieodpowiednich”, wyprzedzających grupę wiekową. Uważamy, że książki można czytać na wiele sposobów, że są one jak cebule, które można obierać z kolejnych warstw. Dajemy Potomce i sobie czas, by dotrzeć do sedna."
Resztę można doczytać TUTAJ przy okazji poznając prawdziwe imię Grudki ;)
A Wy? Kupujecie książki obrazkowe też z myślą o sobie?
°°°
Jeszcze do jutra wieczorem można wylicytować sobie Bebe-Plakat i Bebe-Pocztówki. Przypomnę też szeptem, że wśród wszystkich licytujących rozlosuję dodatkowe fanty.
Cała garść aktualnych aukcji dla Ady do znalezienia tutaj: KLIK!
pięknie ma na imię...
OdpowiedzUsuń:* Wybor byl droga przez meke. Bo mialo "dzialac" w trzech jezykach i jescze, o zgrozo!, podobac sie obojgu rodzicom. No i coz z tego, jak dla irlandzkiej babci Grudka to nadal Polyanna.
UsuńBarankauf mnie rozlozyl, rozpadlam sie na atomy, leze na podlodze i oby tylko sluzby sprzatajace nie przyszly z odkurzaczem teraz! :)))
OdpowiedzUsuńTo sobie pomysl, ja te Barany widze codziennie! DWA razy! W drodze do i z etatu. I za KAZDYM razem czytam zle!
UsuńAle byl jeszcze jeden slawatny przypadek... Na mojej niemieckiej uczelni w toaletach ktos powiesil odezwe przeciwko idei zwanej RechtsEXTREMISMUS, co ja przez dlugie miesiace czytalam ze zdziwieniem (moj niemiecki nie byl jeszcze tak lotny) jako rechtSEXtremismus.
Wiesz, ze blogger nadal nie wysyla mi maila, ze zostawilas mi komentarz?
UsuńMasz piekielne ustalenia z Googlem?
Zazdroszczę Potomce, być trójjęzyczną już na sam start, niejako bez wysiłku... Piękna sprawa :) A czytanie książek w oryginale nie ma sobie równych, chociaż akurat u Pratchetta doceniam genialny wkład tłumacza i z szacunku oryginałów nie czytam :P (Dobra... cienki Bolek jestem w tych pratchettowskich wygibasach językowych).
OdpowiedzUsuńHa! I tu sie zgodze gnomie! Dane mi bylo czytac jedna czesc Pratchetta po polsku i przynam: geniusz! Nawet oryginal mnie tak nie zachwycil. Pratchett to jest jakis inny level angielskiego kurde.....i gdy go czytam mam wrazenie, ze odbywam mentalny triathlon.
Usuń