Londyńskie "ciasteczko" na dobry początek Tłustego Tygodnia (Kaczko patrz!!!). |
Komisja w postaci dwóch profesorek z dziedzin pokrewnych wykorzystuje akademicki kwadrans, po czym z uśmiechem, dla zachowania pozorów prawdziwości sytuacji, wyprasza mnie za drzwi. Krążę korytarzem wydziału ilustracji. W lewo i w prawo. Książki dla dzieci, okładki dla dorosłych, studia postaci kreskówek. W witrynie odnajduję polską wersję "Trzech świnek" (Nasi tu byli!). Z pokoju tortur wypływają salwy śmiechu. Czy to dobrze? W prawo i w lewo. Przytłumione odgłosy zagorzałej dyskusji. Planuję ucieczkę.
Tak jak trzy lata temu, burza loków (choć inna) wyłania się zza drzwi. Jeszcze nie uciekłaś? - czyta mi w myślach. Na stole trzy egzemplarze wiekopomnego dzieła. Moja wyłożona, jak grecka mozaika, karteczkami notek. Ich w hieroglifach lekarskiego pisma.
Nie staraj się im imponować - uspokajał Wiewiór trzy dni wcześniej - Opowiadaj. Snuję zatem nitkę odpowiedzi krótkich i rzeczowych. Zaczynamy od pytań ogólnych. Co, jak, dlaczego? Kiwają głowami w namyśle. Po co, na co, gdzie i kiedy? Pod nosami mruczą. Na koniec uwagi. Że język obcy nowożytny na poziomie natywnym. Że erudycja rozwinięta. Że ibidów się tu nie używa. Że przecinek w złym miejscu. Że w ostatnim rozdziale proszę dokonać symfonii argumentów. Za trzy tygodnie może Pani złożyć całość. Przytakuję, przełykając konfuzję. Czy to aby o mojej pracy?
Opadam jak przekłuty szpilką balon dopiero dobę później. Pociągu do Londynu, miasta którego nie ma.
Londyn, takie miasto w Anglii. Pojawia się i znika. |
Niedziela to:
Metro.
Pożar.
Metro.
Bieg na oślep.
Pociąg.
Zwierciadło z Polish shop "Panadam".
Bagietka z kurczęciem.
Powolna odprawa.
Gorąca czekolada w Costa.
"Złodziejka książek" w oryginale.
Lot niemal prywatnym samolotem (nie licząc pozostałych 9 pasażerów).
Metro.
Sernik z herbatą.
Szalony fan piłki nożnej.
Gol
Anglik obserwujący mnie zamiast piłki.
Gol.
Pociąg.
Autobus.
Nie ma przyjemniejszego widoku po długiej podróży, jak zapalone światło w oknach mieszkania.
Odsypiam.
* "Jeśli nie mieścisz się już w garderobę, pożycz coś od pulchniejszej koleżanki." - cytat z teutońskiej pracy dla matek spod tęczy. Ciekawe od kogo pożyczę ja?
Po pierwsze: dumna jestem z Bebe bardzo! Po drugie: i tak nie uwierzę, że Bebe musi coś pożyczać, bo chudzinka i tylko tak gada (jak to baba!)...a po trzecie (i zarazem ostatnie, co by nie przynudzać) to Londyn kocham, uwielbiam i będę tam wracać ile razy się da...do tej pory odnotowano wizyt trzy!
OdpowiedzUsuńOj tam, lubię się przydać, choćby rozmiarem garderoby ;)
UsuńLondek da się lubić, zwłaszcza za mango lassi i antykwariat!
Kochana, cudownie sobie dajesz radę. Jesteś dzielna i zdolna. Ot co! :)
OdpowiedzUsuńmantruję to sobie... :)
UsuńGorąca czekolada z Costa dodaje Ci skrzydeł, co? Ściskam! :*
OdpowiedzUsuńA jak! Aurora czekolady w tekście nie przegapi ;)
UsuńPrzyznam, że intryguje mnie ten szalony fan piłki ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście, zwłaszcza moje, nie jest on zagorzałym miłośnikiem dwudziestu dwóch na trawie.
UsuńBebe kochana, ściskam mocno i cieszę się bardzo bardzo :))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się ze mną cieszysz. Latem będziemy wychylać kielichy!
UsuńGratuluje!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
Usuń:)
OdpowiedzUsuńGromadze sciski!
OdpowiedzUsuńW Asda promocja ;)
UsuńGratulacje i zazdroszczę wyprawy do miasta Londyn. Ja też tam powinnam, curuś wzywa:))
OdpowiedzUsuńJedź na wiosnę Paczuszko. Opady atmosferyczne wtedy w niżach.
UsuńDedykuję Ci słowa i piosenkę (która mi zawsze, zawsze pomagała przed egzaminami wszelkimi - oswajała stracha) hahaha
OdpowiedzUsuńNo i jak śpiewają "Nie bój się byle czego..." :)))
Piosenka na STRACH
:* Ściągam na empetrójkę!!!!
UsuńPuszczę egzaminatorom przed obroną ;)