Bebe nadrabia zaległości z
klasyki kina. Rano, w południe, wieczorem – Seks.
Dzień zaczyna się od obgryzania czerwonego jabłka między zdaniem a zdaniem. Bebe odkłada je na talerzyk i artystycznie zamyśla się w przestrzeń. Biały podkoszulek produkcji azjatyckiej robi za zwiewną bawełnę od Prady.
Po południu Wiewiór podjeżdża podmiejską limuzyną, bilety ostemplowane tarczą przed kanarami. W centrum pałacowa wyspa z przyległymi parkami. A w jego cieniu skromne miasto. W cieniu cienia rynek z piramidą i pustymi budkami. Przysmaki z keczupem curry pocą się w słońcu, zdradzone przez tubylców dla waniliowych z truskawką. Siadają pod parasolką z dala od papierosowej wędzarni. Wokół kryształy udają wykwint. Ciemnoskóry kelner nie raczy spojrzeć na Bebe nawet z góry. T Bebe, jak to w Seksie, żywi się jednak cieczą. Mrożona herbata z owocami leśnymi, po których zostało tylko wspomnienie koloru. Plaster pomarańczy więdnie nabity na sztorc wysokiej szklanki. Pan po lewej klepie po tyłku panią po prawej. Toaleta na żeton, który uprawnia do pięćdziesięciocentowej zniżki na ciasto. Samotny staruszek zatapia widelczyk w torcie czarnoleskim. Chłopczyk próbuje wciągnąć lody nosem przez neonową rurkę. Sielanka wielkomiejska.
Seksu nie byłoby bez zakupów obuwniczych. Manolo B. dla wykwintnych inaczej. Przepraszam, czy mogłaby Pani przynieść nam buty do pary? Które? Wszystkie! A te zielone? Podobają ci się? Podobają! To bierzemy! Zrobili im utarg miesiąca, kasjer szczerzy się z wdzięcznością. Nawet im gratisowej szczotki do nubuku nie poskąpili.
A wieczorem na kanapie Wiewiór włącza jazz w wykonaniu własnym. Przypomina to Cole’a Portera. Nie śpiewaj nazistowskich piosenek, powiedzieli mi kiedyś w pracy. Okazuje się, że Marlena Dietrich też to śpiewała. Po angielsku, z okropnie niemieckim akcentem. Ju du zat somzink tu mi zat… Marleny słuchali przecież w Rzeszy. A ja śpiewam ci wersję irlandzką. Bose pantofelki na laminacie. Zamiast seksu tantrycznego partyjka tantrix i eleganckie piwo, bo ze szklanki. Cięcie, napisy końcowe.
Jutro w programie „Przystanek Alaska”.
Dzień zaczyna się od obgryzania czerwonego jabłka między zdaniem a zdaniem. Bebe odkłada je na talerzyk i artystycznie zamyśla się w przestrzeń. Biały podkoszulek produkcji azjatyckiej robi za zwiewną bawełnę od Prady.
Po południu Wiewiór podjeżdża podmiejską limuzyną, bilety ostemplowane tarczą przed kanarami. W centrum pałacowa wyspa z przyległymi parkami. A w jego cieniu skromne miasto. W cieniu cienia rynek z piramidą i pustymi budkami. Przysmaki z keczupem curry pocą się w słońcu, zdradzone przez tubylców dla waniliowych z truskawką. Siadają pod parasolką z dala od papierosowej wędzarni. Wokół kryształy udają wykwint. Ciemnoskóry kelner nie raczy spojrzeć na Bebe nawet z góry. T Bebe, jak to w Seksie, żywi się jednak cieczą. Mrożona herbata z owocami leśnymi, po których zostało tylko wspomnienie koloru. Plaster pomarańczy więdnie nabity na sztorc wysokiej szklanki. Pan po lewej klepie po tyłku panią po prawej. Toaleta na żeton, który uprawnia do pięćdziesięciocentowej zniżki na ciasto. Samotny staruszek zatapia widelczyk w torcie czarnoleskim. Chłopczyk próbuje wciągnąć lody nosem przez neonową rurkę. Sielanka wielkomiejska.
Seksu nie byłoby bez zakupów obuwniczych. Manolo B. dla wykwintnych inaczej. Przepraszam, czy mogłaby Pani przynieść nam buty do pary? Które? Wszystkie! A te zielone? Podobają ci się? Podobają! To bierzemy! Zrobili im utarg miesiąca, kasjer szczerzy się z wdzięcznością. Nawet im gratisowej szczotki do nubuku nie poskąpili.
A wieczorem na kanapie Wiewiór włącza jazz w wykonaniu własnym. Przypomina to Cole’a Portera. Nie śpiewaj nazistowskich piosenek, powiedzieli mi kiedyś w pracy. Okazuje się, że Marlena Dietrich też to śpiewała. Po angielsku, z okropnie niemieckim akcentem. Ju du zat somzink tu mi zat… Marleny słuchali przecież w Rzeszy. A ja śpiewam ci wersję irlandzką. Bose pantofelki na laminacie. Zamiast seksu tantrycznego partyjka tantrix i eleganckie piwo, bo ze szklanki. Cięcie, napisy końcowe.
Jutro w programie „Przystanek Alaska”.
OMG! Jaka elegancka Bebe!! Pięknie.
OdpowiedzUsuńbo we mnie jest SEKS! ;D
OdpowiedzUsuńLubiemto!
OdpowiedzUsuńBebe! oj maj gad! toż to taka seksualność w Tobie uśpiona jest? nie podejrzewałam :)
OdpowiedzUsuńFilmów się naoglądałam ;)
Usuńale bym wytarmosiła i utuliła, tylko żal pomietolić taką ładną sukienkę!
OdpowiedzUsuńSukienka nieprasowana! Ale też nie gniecie się! Chodź Radomska! Tulimy Tulimy!
UsuńNiezły patent wymyślił sobie ten chłopczyk na łykanie lodów. Ja próbowałem kiedyś polizać zamarzniętą barierkę na wiadukcie i tak mi ten język przyssało, że do dziś piecze.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz Bebe.Polubiłem Twoje przysmaki, a i elegancki strój wzbudza mój zachwyt oraz przynosi wiosenny uśmiech.Będę czekał na Przystanku Alaska. Poznasz mnie po stercie butelek pod nogami.Bywaj!
Józef Jethro
Witaj Józefie! Chłopczykowi nie szło, bo słomka była w kolankiem. W Przystanku Alaska właśnie puściły lody! Oglądam dalej :) Ukochuję!
UsuńDo twarzy Ci w różowym heheh ,cmok
OdpowiedzUsuńsielanka:-)))
OdpowiedzUsuń