Czort by wziął te bakterie E Coli! Nie mogłyby zadomowić się na czekoladzie albo ciastkach??? Frytkach lub hamburgerach???
Ledwo się człowiek przemoże, zmieni nawyki, przyzwyczai, a już mu rzeczywistość kopie dołki pod nogi! I to w taki perfidnie uknuty skrzętnie sposób! Niepozornych zarazków kamikadze. Człowiek się stara, żeby jeść jak najwięcej surowizny, bo człowiek wie, że to samo zdrowie. Od samego zdrowia umarło w Keczupowie 17 osób, a w ponad 1700 kamikadze znalazły nowy dom.
W Yam-Yamowie niemal wszystko rośnie z importu: jabłka z Kenii, pomidory z Francji, ogórki z Holandii i ziemniaki z Ekwadoru. Tubylcze warzywo pojawia się, ale sporadycznie. Naukowe mózgi tubylcze i kontynentalne (tym bardziej, że niezgodne, co do bakteryjnej ojczyzny) od tygodnia trąbią, żeby prewencyjnie gotować wszystkie warzywa i owoce. Gotowana sałata Bebeluszkowi się jakoś nie widzi, więc od trzech dni na śniadanie jest szpinak. Z jajkiem jakoś ujdzie. Bebe tymczasem siedzi w kuchni, obserwując rzeżuchę w stołowym ogródku i modli się o jej rychłe wyklucie.
Oczywiście, zamiast europejskiej surowizny, Bebe mogłaby kupić pomidory chilijskie, ogórki amerykańskie i sałatę z Nowej Zelandii. Ale jako ex-hippis, woli jednak przejść na ścieżki warzywnej ascezy niż wspierać precedensowy handel o czarnych węglowych stopach.
I kto by pomyślał, że Bebe zatęskni za świeżym ogórkiem????
Tymczasem upolowała tubylczą cebulę. Jutro będzie szczypior. Z jajkiem, też wyspowym.
Howk!
Ledwo się człowiek przemoże, zmieni nawyki, przyzwyczai, a już mu rzeczywistość kopie dołki pod nogi! I to w taki perfidnie uknuty skrzętnie sposób! Niepozornych zarazków kamikadze. Człowiek się stara, żeby jeść jak najwięcej surowizny, bo człowiek wie, że to samo zdrowie. Od samego zdrowia umarło w Keczupowie 17 osób, a w ponad 1700 kamikadze znalazły nowy dom.
W Yam-Yamowie niemal wszystko rośnie z importu: jabłka z Kenii, pomidory z Francji, ogórki z Holandii i ziemniaki z Ekwadoru. Tubylcze warzywo pojawia się, ale sporadycznie. Naukowe mózgi tubylcze i kontynentalne (tym bardziej, że niezgodne, co do bakteryjnej ojczyzny) od tygodnia trąbią, żeby prewencyjnie gotować wszystkie warzywa i owoce. Gotowana sałata Bebeluszkowi się jakoś nie widzi, więc od trzech dni na śniadanie jest szpinak. Z jajkiem jakoś ujdzie. Bebe tymczasem siedzi w kuchni, obserwując rzeżuchę w stołowym ogródku i modli się o jej rychłe wyklucie.
Oczywiście, zamiast europejskiej surowizny, Bebe mogłaby kupić pomidory chilijskie, ogórki amerykańskie i sałatę z Nowej Zelandii. Ale jako ex-hippis, woli jednak przejść na ścieżki warzywnej ascezy niż wspierać precedensowy handel o czarnych węglowych stopach.
I kto by pomyślał, że Bebe zatęskni za świeżym ogórkiem????
Tymczasem upolowała tubylczą cebulę. Jutro będzie szczypior. Z jajkiem, też wyspowym.
Howk!
obkupiając się dziś na targu w rodzime warzywka na chłodnik zapłaciłam za sporego zielonego ogórasa... 22 grosze!
OdpowiedzUsuństary zasuszony pan ogrodnik w odpowiedzi na moje niedowierzanie jął ubolewać nad panikarzami, przez których ceny lecą jak na bungee.
chłodnik wyszedł pierwsza klasa. a teraz mrożę samodzielne lody! z pomarańczy :o)