"Jedne dzieci przynosi bocian, inne helikopter!"
Kaczka (o Grudce) i nie to nie jest bajka
Rok temu o tej porze nikt nie przypuszczał nawet.
Że będzie miała blond czuprynę z idealnym tornado w samym epicentrum, asymetryczny kasownik z pięciu siekaczy i błękitne jeziora pod kurtyną rzęs.
Że jest z waty cukrowej o smaku karmelkowym, ergo przepisywać ją można na receptę pacjentom chorym na depresję i zgorzknienie duszy. Za to na diabetologię ma zakaz wstępu.
Że to miś koala. Pałający nienawiścią do wózkowych gondoli, fotelików samochodowych, mat edukacyjnych, okrutnego wygnania na zimne i nieznane lądy otwartych przestrzeni. Wiszący najczęściej na konarach moich ramion. Twarzą do świata (no bo ile, przepraszam, można oglądać facjatę matki?!). Tym samym w głębokim poważaniu mający ruch przeciw bocianim-gniazdom.
Że będzie człowiekiem do ludzi i nie przepuści nikomu.... adin, dwa, tri....spójrz mi głęboko w oczy...
Że ani na plecach, ani w śpiworku, ani ze smoczkiem, ani pod kocykiem, ani z misiem, ani z butelką. Za to na boku, z nogą zarzuconą na wałek koca z twarzą zakopaną w barchanach tak, że trudno jest nie przypuszczać, że będzie kiedyś nurkować w głębinach bez akwalungu.
Że szerokim łukiem a dwunożnie objedzie stadium raczkowania i ludzika Michelin.
Że z Frankiem Sinatrą, Georgem Michaelem, Koko, Bintą i Niebieskim Poniedziałkiem by New Order.
Że z przeźroczystym pudełkiem na głowie eksplorować będzie kolejne kosmosy.
Że najchętniej będzie słuchać głosu. Swojego głosu. A na początku 2016 otworzy słownik i poleci w długą. M(i)auu, (s)ka(r)peta, ba(m), ta(k) i (wzrusz!) Kac(z)ka!
Że ponad wszystko przedkładać będzie mandarynki, kiszone ogórki, szpinak i salami. Pluć mlekiem, papkami i marchewką w każdej postaci (spoglądając nam w oczy z wyrzutem "Znów próbujecie mnie otruć?!").
Że często będę widywać jej nogi dyndające w paszczy pralki.
Że w wieku 10 miesięcy zakocha się na zabój w polimerowym wyrobie przemysłu lalkarskiego lat 80-tych i że będzie z nim chodzić za rękę. Wszędzie. Nawet do łóżka.
Że przez bity rok nie prześpi ciurkiem dłużej niż pięć godzin - co zdarzyło się raz. Ot, taki biały kruk naszego rodzicielstwa.
Że mimo usilnych starań rodziny i znajomych Królika, najbardziej cieszyć ją będzie pudełko z kolekcją washi tape, własne skarpety, nakrętki dla Franka i stara klawiatura. Oraz książki, konstrukcja książki, a nie tam jakieś "A powiedz, jak robi kurka?". Od święta zaś balon na patyku.
Że zmieni nic i wszystko. Prawie.
Rok temu o tej porze nikt nie przypuszczał, że napiszemy sobie taki scenariusz.
Kolejnych tęczowych Potomko!
Wszystkiego najpiękniejszego i najwspanialszego!
OdpowiedzUsuńWiwat Grudka! :)
Wzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny poemat. Prawdziwy i pisany sercem:)
OdpowiedzUsuńDobrego życia!
OdpowiedzUsuńGrudko, jestes fascynujacym malym czlowiekiem i juz sie ciesze na mysl o tym wszystkim, co dopiero zbroisz i co tu jeszcze o Tobie przeczytam:-) Samych cudownosci, roczniaku!:-*
OdpowiedzUsuńWreszcie na rycinie sama prawda. Jedna skarpeta!
OdpowiedzUsuńEch i niebieski poniedziałek.... CUD nad Cudy!!! ♥ wspaniałości życzę i uscisków urodzinowych ślę moc :):*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOch, pamiętam, jak czytałam dziejącą się historię Grudki... Sto lat!
OdpowiedzUsuńA teraz sama mam takie małe, w 1/3 Grudkowej drogi, śpiące za ścianą.
Wzrusz nad wzrusze :D
samych najlepszości :)
OdpowiedzUsuńCudownych chwil, momentów, razów i wieczności. Buziaczki
OdpowiedzUsuńTęczowych!!
OdpowiedzUsuń:-) wesołego!I niech jej się żyje jak najlepiej - Od Wróżki Świniuszki:-)
OdpowiedzUsuńDalej, w długą i zawsze do przodu Grudko! Smiało i z przytupem :)
OdpowiedzUsuńJaki cudny portret. Wszystkiego naj naj, Grudko i zacni rodziciele! :-)
OdpowiedzUsuń