W ramach urlopu przed debiutem w kieracie pojechałam na wakacje do Kaczki.
A u niej same lajfy i style. Pierwszych dostarczają potomki.
Baby-sister zaczyna wyglądać jak ktoś. Bezzębnym uśmiechem łagodzi od ręki konflikty zbrojne, a gestem kosmonauty w nieważkości zbiera pokojowe Noble z najbliższej dekady. Palce pianistki ma po matce, której wielkodusznie zasposnorowała quality time u dentysty zabierając ciotkę Bebe na tete-a-tete po dzielni. Póki ciotka posłusznie pchała karocę nie trzeba było na nią krzyczeć.
Dynia nauczyła ciotkę Bebe kaligrafować polski alfabet na znikopisie, wykorzystywać dramaturgię uczuć do ogrywania współlokatorów w loteryjkę, rozwiązywać labirynty na skróty, rozsmarowywać śmietanę w fale Dunaju na lokalnej odmianie pizzy oraz uświadomiła, że zęby ludziom wypadają, by zrobić miejsce dla kolejnych very big ones. Zaprosiła nas uroczyście na obchody urodzin, po czym wyrwała inwitację z rąk na wieść, że nie zostaję w odwiedzinach na zawsze.
Potwierdzam: W kaczkowej części Teutonii oszukują, naciągają, kręcą, szachrują, wpuszczają w bambuko i maliny! Chwila nieuwagi, a już zapomną człowiekowi dosypać lansiarskich owocowych kulek do napojów herbacianych z fosforyzującą słomką. Na paragonie wybiją też inną cenę unikając tym samym reklamacji. Skandal w słoneczny dzień!
Lajfstajlowy lans na Hauptstrasse uwieczniłyśmy for you w fotoreli:
Z obserwacji dziennych Kaczki wynika, że porusza się w internetach w licznych wcieleniach. Tu wyskoczy jako Faszjonelka, tam jako Kasia T. Kaczka w odwecie twierdzi, że jestem ekspresową blogerką kulinarną*, która rozpuści każdego męża i zawyży standardy życia rodziny. Tu gospodynie domowe spluwają przez ramię, tudzież wręczają mi niemowlęta częstujące hojnie serwatką. Nic nam z tych rozważań nowego nie wynikło. Apoteoza nihilnovizmu: Piszmy, rysujmy - róbmy swoje.
Oświadczam przy okazji, że pobytem u Kaczki zasłużyłam się na rzecz kultury i literackiej przyszłości języka ojczystego. Rzuciłam Kaczce temat, przyczynek do improwizacji. Kaczka rękawiczkę podniosła celem słowotwórczych aspiracji. Teraz należy już tylko podlewać, trzymać w słońcu, siedzieć w kucki i nie spuszczać z oczu. Amen-t!
*ilustrowany przepis na szybką a efektowną zupę cytrynową niebawem.
A u niej same lajfy i style. Pierwszych dostarczają potomki.
Baby-sister zaczyna wyglądać jak ktoś. Bezzębnym uśmiechem łagodzi od ręki konflikty zbrojne, a gestem kosmonauty w nieważkości zbiera pokojowe Noble z najbliższej dekady. Palce pianistki ma po matce, której wielkodusznie zasposnorowała quality time u dentysty zabierając ciotkę Bebe na tete-a-tete po dzielni. Póki ciotka posłusznie pchała karocę nie trzeba było na nią krzyczeć.
Dynia nauczyła ciotkę Bebe kaligrafować polski alfabet na znikopisie, wykorzystywać dramaturgię uczuć do ogrywania współlokatorów w loteryjkę, rozwiązywać labirynty na skróty, rozsmarowywać śmietanę w fale Dunaju na lokalnej odmianie pizzy oraz uświadomiła, że zęby ludziom wypadają, by zrobić miejsce dla kolejnych very big ones. Zaprosiła nas uroczyście na obchody urodzin, po czym wyrwała inwitację z rąk na wieść, że nie zostaję w odwiedzinach na zawsze.
Potwierdzam: W kaczkowej części Teutonii oszukują, naciągają, kręcą, szachrują, wpuszczają w bambuko i maliny! Chwila nieuwagi, a już zapomną człowiekowi dosypać lansiarskich owocowych kulek do napojów herbacianych z fosforyzującą słomką. Na paragonie wybiją też inną cenę unikając tym samym reklamacji. Skandal w słoneczny dzień!
Lajfstajlowy lans na Hauptstrasse uwieczniłyśmy for you w fotoreli:
Lansujemy się z Biswkitem, rzecz jasna! |
Limitowana seria "I ty możesz być Minotaurem" z dedykacją i na zamówienie Dyni powstała gdzieś między Ulm a Stuttgartem. |
'Tylko sfotografuj tego precla, żeby wyglądał na większego niż w rzeczywistości" - Kaczka. |
Biswkit rządzi. |
Truskawki na balkonie. |
Na straganie "tylko regionalne produkty" - czosnek z Argentyny. |
Dynia przodowniczka stada. |
Z obserwacji dziennych Kaczki wynika, że porusza się w internetach w licznych wcieleniach. Tu wyskoczy jako Faszjonelka, tam jako Kasia T. Kaczka w odwecie twierdzi, że jestem ekspresową blogerką kulinarną*, która rozpuści każdego męża i zawyży standardy życia rodziny. Tu gospodynie domowe spluwają przez ramię, tudzież wręczają mi niemowlęta częstujące hojnie serwatką. Nic nam z tych rozważań nowego nie wynikło. Apoteoza nihilnovizmu: Piszmy, rysujmy - róbmy swoje.
Oświadczam przy okazji, że pobytem u Kaczki zasłużyłam się na rzecz kultury i literackiej przyszłości języka ojczystego. Rzuciłam Kaczce temat, przyczynek do improwizacji. Kaczka rękawiczkę podniosła celem słowotwórczych aspiracji. Teraz należy już tylko podlewać, trzymać w słońcu, siedzieć w kucki i nie spuszczać z oczu. Amen-t!
*ilustrowany przepis na szybką a efektowną zupę cytrynową niebawem.
Lecę z konewką pełną dobrych słów na zachętę! Gotowam do podlewania, choćby dwa razy dziennie.
OdpowiedzUsuńNiech kiełkuje, rośnie, niech nam zakwitnie na żyznym gruncie waszych talentów, słowem i obrazem:)
Już nie mogę się doczekać!
Chyba częściej musisz w ten pociąg wsiadać, skoro takie owocne spotkania się z tego rodzą!
Twoje życzenie jest dla mnie możliwością. Teutońska kolej udzieliła mi stałej zniżki na trasie Bebe-Kaczka. Prorokuję bogate plony z Kaczkowego słowotwórstwa!
UsuńKocham Bebe i Kaczkę
OdpowiedzUsuńjak ostatnią łajdaczkę (why-duckę).
Dla Kaczki ta paczka wyborna.
Przy paczce ta Kaczka pokorna.
Trze paczkę o paczkę ta Kaczka.
Czy była w tej paczce trzepaczka?
Zanim pójdę spać z lekkim niedowładem umysłowym z radości po przeczytaniu wpisu Twojego i wpisu Kaczki, informuję, że kocham Was nad życie i jesteście wspaniałe.
I my cię kochamy miłością odwzajemnioną! Jak uroczo :) Nawet jeśli wiercisz nam dziury w mózgach ostatnim słowotwórstwem.
UsuńPaczka od dwóch łajdaczek już na listonosza taczce. Wyglądaj!
Jeszcze nie, jeszcze nie na taczce, ale lada moment :-)
UsuńTrzepaczki nie bylo. Byly mandarynki. Od biedy mozna nimi ciskac w dywan w celu wytrzepania :-)
Bebe, otworzylas mi oczy. Czyli takie zdjecia tylko TAKIM aparatem! Nic dziwnego, ze Vogue jeszcze do mnie nie dzwonil :-)))
Kaczko, ty dopiero przejrzysz na oczy, jak ci wyślę potomstwa portrety. Mówiłam, że obiektyw! Obiektyw!
UsuńDobrze, ze podarowalas tysiac gwozdzi. Bede wieszac te portrety :) i nurzac sie w cieplym swietle!
UsuńMowilas, a ja nie wierzylam!
Juz teraz we wszystko uwierze!
O, rany-rany! Tak słodko się zrobiło, że cukier mi się we krwi podniósł. Ciastko z kremem normalnie! Proszę o trochę soli w celu wyrównania smaku:))) Jeden czosnek nie wystarczył:))) Ściskam
OdpowiedzUsuń...i doprowadziłyśmy do wymiotów całe przedszkole?
UsuńPaluszki były! Precelki też! Ale tak szybko pochłaniane, że nie zdążyłam uwiecznić. Za to Dynia oblała to wszystko rzewnymi łzami, całym potopem - myślę, że wyrównała tym samym smakowy rachunek.
Takie wakacje ... no uwielbiam czytać, uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam - ty lepiej przyjedź!
UsuńCudnie! Co ja więcej mogę powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńCudnie, nie ma co za dużo gadać :)
UsuńPrze-pis! Prze-pis! Prze-pis! :D
OdpowiedzUsuńZara! Rysuje się.
Usuńczy to jest precel z cukrem? cos á la paczek jakby tak? Bo pierwsze widze, w Hamburgerii takich nie daja.
OdpowiedzUsuńPączkowy precel z cukrem pudrem. Wielkości głowy, jak każdy precel w tej części Teutonii. W Hamburgerii Hamburgery i moje ulubione Schmalzkuchen na Bożonarodzeniowym Jarmarku. Zgłodniałam ;)
Usuń