....czyli jak przygotować się na przyjazd teściowej wyspowej?
Dla utrudnienia, dwa dni przed przyjazdem teściowej zapominasz zrobić zakupy.
Dodatkowo, w przeddzień przyjazdu mamusi towarzyszysz Wiewiórowi w całodniowej wycieczce służbowej do Muzeum Designu Vitra.Oglądasz miliony krzeseł w piwnicach dostępnych tylko dla wybrańców (lub krewnych konserwatora). Pod koniec dnia czujesz się jak w świecie Kafki, bo naprawdę chcesz już usiąść i nie oglądać żadnych siedzisk.
W dzień przyjazdu teściowej.
Odprawiasz Wiewióra na lotnisko, ubrawszy go przytomnie w T-shirt od teściowej z napisami w jej ojczystym języku. W ten sposób, zdobywasz dodatkowe punkty. Na szczęście lotnisko jest daleko, a połączenia kolejowe nieczęste, czym wygrywasz trochę czasu.
Najpierw, dla rozgrzewki, odbywasz cotygodniowy trening biegowy w lesie. Następnie, nie zdejmując stroju sportowego (bo przecież i tak się spocisz), gotujesz wołowinę na obiad. Danie z krowy jest tutaj zasadnicze. Na wyspowym talerzu krowa ma status indyjski, niepodzielny i bezdyskusyjny. Mięso z krowy wkomponujesz jednakże w teutońskie danie tradycyjne, dbając o aspekty turystyczne pobytu teściowej w Czarnym Lesie. I tutaj można pójść na skróty, bo przy stole i tak nikt nie wie, jak to danie ma smakować. Zatem semmel knoedl z paczki.
Zostawiasz krowę na wolnym ogniu, i przystępujesz do konserwacji powierzchni płaskich. Przy wyławianiu kotów spod łóżka teściowej psujesz odkurzacz, co nie psuje ci zupełnie humoru. Przerzucasz się po prostu na narzędzie analogowe i pomagasz sobie grzywką. Porządkujesz wszystkie biurka, stoły i inne kąty, ale nie za bardzo. Na Wyspie zbytnia czystość jest oznaką zniewagi. Nikt nie chce, żeby gość czuł się nieswojo w obliczu nadmiernych starań gospodyni. Wynosisz butelki z ostatniego półrocza do recyclingu, kupujesz dodatkowe dwa litry mleka do herbaty.
Bierzesz szybki prysznic. Ubierasz się w coś eleganckiego, ale nie zbyt, żeby teściowa nie poczuła się nieswojo w swych podróżnych dżinsach. Jeszcze makijaż, koniecznie naturalny.W ramach czasu dla siebie, i tłamszenia paniki w zarodku, łączysz się z siłą nadwiślańskich matek czytając czas Kłoski u Tokarczuk. Wiejskie zabobony i pierwotny początek świata pozwalają ci wzbudzić nadzieję, że teściowa też jest kobietą. Gotujesz knoedl z torebki. Starym indiańskim sposobem robisz herbatę*, najlepiej cały dzbanek. Siadasz na sofie, jakbyś cały dzień spędziła na leniwym oczekiwaniu. Przysypiasz lekko nad zaległymi mailami. Dzwonek. Maskujesz chroniczne zmęczenie perlistym śmiechem i otwierasz przybyszom drzwi.
Masz głęboką nadzieję, że jak ty, i teściowa ma stracha przed debiutem.I że te siedem dni przeżyjesz bez komplikacji.
* Zimną wodę zagotować w czajniku. Do imbryka wlać 1cm wrzątku, zamieszać ogrzewając naczynie i wylać. Wodę w czajniku zagotować raz jeszcze, w międzyczasie wsypując do imbryka mocną czarną herbatę (1 łyżeczka na osobę plus dodatkowa dla imbryka). Zalać wrzątkiem, pozostawić do zaparzenia minimum 5 minut. Wlewać do kubków na trzy czwarte, uzupełnić świeżym pełnotłustym mlekiem. Podawać z ciasteczkami (które upiekłabyś, gdyby nie dzień wczorajszy i przed).
Dla utrudnienia, dwa dni przed przyjazdem teściowej zapominasz zrobić zakupy.
Dodatkowo, w przeddzień przyjazdu mamusi towarzyszysz Wiewiórowi w całodniowej wycieczce służbowej do Muzeum Designu Vitra.Oglądasz miliony krzeseł w piwnicach dostępnych tylko dla wybrańców (lub krewnych konserwatora). Pod koniec dnia czujesz się jak w świecie Kafki, bo naprawdę chcesz już usiąść i nie oglądać żadnych siedzisk.
A pośród krzeseł był też portret chwili. |
W dzień przyjazdu teściowej.
Odprawiasz Wiewióra na lotnisko, ubrawszy go przytomnie w T-shirt od teściowej z napisami w jej ojczystym języku. W ten sposób, zdobywasz dodatkowe punkty. Na szczęście lotnisko jest daleko, a połączenia kolejowe nieczęste, czym wygrywasz trochę czasu.
Najpierw, dla rozgrzewki, odbywasz cotygodniowy trening biegowy w lesie. Następnie, nie zdejmując stroju sportowego (bo przecież i tak się spocisz), gotujesz wołowinę na obiad. Danie z krowy jest tutaj zasadnicze. Na wyspowym talerzu krowa ma status indyjski, niepodzielny i bezdyskusyjny. Mięso z krowy wkomponujesz jednakże w teutońskie danie tradycyjne, dbając o aspekty turystyczne pobytu teściowej w Czarnym Lesie. I tutaj można pójść na skróty, bo przy stole i tak nikt nie wie, jak to danie ma smakować. Zatem semmel knoedl z paczki.
Zostawiasz krowę na wolnym ogniu, i przystępujesz do konserwacji powierzchni płaskich. Przy wyławianiu kotów spod łóżka teściowej psujesz odkurzacz, co nie psuje ci zupełnie humoru. Przerzucasz się po prostu na narzędzie analogowe i pomagasz sobie grzywką. Porządkujesz wszystkie biurka, stoły i inne kąty, ale nie za bardzo. Na Wyspie zbytnia czystość jest oznaką zniewagi. Nikt nie chce, żeby gość czuł się nieswojo w obliczu nadmiernych starań gospodyni. Wynosisz butelki z ostatniego półrocza do recyclingu, kupujesz dodatkowe dwa litry mleka do herbaty.
Bierzesz szybki prysznic. Ubierasz się w coś eleganckiego, ale nie zbyt, żeby teściowa nie poczuła się nieswojo w swych podróżnych dżinsach. Jeszcze makijaż, koniecznie naturalny.W ramach czasu dla siebie, i tłamszenia paniki w zarodku, łączysz się z siłą nadwiślańskich matek czytając czas Kłoski u Tokarczuk. Wiejskie zabobony i pierwotny początek świata pozwalają ci wzbudzić nadzieję, że teściowa też jest kobietą. Gotujesz knoedl z torebki. Starym indiańskim sposobem robisz herbatę*, najlepiej cały dzbanek. Siadasz na sofie, jakbyś cały dzień spędziła na leniwym oczekiwaniu. Przysypiasz lekko nad zaległymi mailami. Dzwonek. Maskujesz chroniczne zmęczenie perlistym śmiechem i otwierasz przybyszom drzwi.
Masz głęboką nadzieję, że jak ty, i teściowa ma stracha przed debiutem.I że te siedem dni przeżyjesz bez komplikacji.
* Zimną wodę zagotować w czajniku. Do imbryka wlać 1cm wrzątku, zamieszać ogrzewając naczynie i wylać. Wodę w czajniku zagotować raz jeszcze, w międzyczasie wsypując do imbryka mocną czarną herbatę (1 łyżeczka na osobę plus dodatkowa dla imbryka). Zalać wrzątkiem, pozostawić do zaparzenia minimum 5 minut. Wlewać do kubków na trzy czwarte, uzupełnić świeżym pełnotłustym mlekiem. Podawać z ciasteczkami (które upiekłabyś, gdyby nie dzień wczorajszy i przed).
Ściskam, wspieram, trzymam kciuki! ;-)
OdpowiedzUsuńPrzydało się :)
UsuńBebe a co Ty się boisz? Ja tego nie rozumiem ale może dlatego, że moja teściowa jest dla mnie jak własna mama. Tak tak - istnieją takowe przypadki. Możesz nie wierzyć, ale z moją teściową chodzę nawet na szaleństwo zakupowe torebkowo-butowe! A ostatnio jak rodzice P. do nas przyjechali wręcz nie mogłam się doczekać jak będą :) Zrobiłam nawet makowca, świeże muffinki, zupę krem porowo-cebuowo-ziemniaczaną, kurczaka marynowanego i sałatkę z tuńczyka - a wszystko po to aby pochwalić się, że gotuję równie dobrze jak ona i była zachwycona :) Trzymam kciuki - ale wierzę, że będzie dobrze - dlatego nie rozumiem tych wszystkich kawałów o teściowych :(
OdpowiedzUsuńP.S. Tokarczuk to moja miłość!
Bo rodziny się nie wybiera. Akceptacja matki syna, to jak zielona karta. Od razu lżej na duszy. Jak dobrze, że nie mam ambicji kulinarnych, bo upiekłabym się w obecnych warunkach atmosferycznych szybciej niż takie muffinki.
Usuńp.s. Tokarczuk jest jak stare kapcie. Miło się do niej wraca.
Może nie taki diabeł straszny :) życzę miło spędzonych tych siedmiu dni :)
OdpowiedzUsuńŁączę się w stresie - moja teściowa przylatuje za 2 tygodnie. Sprzątanie bez końca i usta w skurczu uśmiechu.
OdpowiedzUsuńp.s. uważaj z tą herbatą - niektórzy starej daty tubylcy (między 80 a 100 lat) nalewają najpierw mleko, bo tak podobno bardziej prawidłowo.
Uff...okazało się, że herbatę robię na tyle niedobrą, że po pierwszej próbie, już każdy zaparzał sobie sam.
UsuńBebe wybrnie z każdej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńBrnę, brnę...
UsuńHej, Bebe, przypomniałaś mi stary indiański sposób na herbatę, w dzieciństwie praktykowany! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia. Moja teściowa (z teściem, siostrą Faceta i jej mężem oraz dwójką dzieci) przybywa za 2 tygodnie ;).
Wyciągaj sprawdzone przepisy blogowe jak asy z rękawa! Powodzenia!
Usuńniech moc będzie z Tobą Bebe, manewr z grzywką jest nie do pobicia :)))))
OdpowiedzUsuńGrzywka, na szczęście, była jeszcze przed fryzjerem ;)
Usuńma większego, ale nie da po sobie poznać :)
OdpowiedzUsuńmoże po prostu jest FAJNA! Czego życzę
Bebe dasz rade PS. Moja tesciowa jest w deche, wiec nie taki diabel straszny;)
OdpowiedzUsuńFAJNA czy nie - stres jest :) u mnie pozostał, mimo że wizyt już trochę było :D bomba napisane, Bebe, ale to żadna nowina :) jak poszło? jak idzie? :)
OdpowiedzUsuń@ Maryś, LouLou: Fajna, choć jak pisze Olga stres jest. Miejmy nadzieję, że same będziemy fajnymi teściowymi :)
Usuń@Olga: Żyję :)
Hoho, nie ma żartów z teściową! To ważna postać!
OdpowiedzUsuńAle sądzę, że okazała się całkiem fajna, hm? :)
Powodzenia!
No dobra, ale teraz słowo się rzekło i czekamy na kontynuację opowieści :)
OdpowiedzUsuńU nas semmel tez z paczki, tak jak i ostatnio, wybitnej smakowitosci tort truskawkowy (badz pochwalon, Doktorze O., patronie matek podrozujacych, umeczonych i zajetych katarem).
OdpowiedzUsuńSemmel z paczki i Maultaschen ze zgrzewki uratowały sytuację! Chwalcie paczki umajone!
UsuńHmmmm skoro t Wiewiórowa mama to nie powinno być źle.....hmmm teściowa...czasem może się okazać całkiem ciekawą osobą...o ile synowa nie stanie jej na drodze.... heheh trzymam kciuki cmok cmok
OdpowiedzUsuńSłusznie, sądząc po Wiewiórze, teściowa rokuje :)
Usuńwspaniały, wspaniały opis! czekam na dalszy ciąg!!!
OdpowiedzUsuń