Lot na Wyspy Mgliste i Deszczowe odbył się w towarzystwie stada pingwinów w schludnie skrojonych marynarkach i garsonkach, połączonych bezustannie z biznesowym światem przez iPody i iPady w bezpiecznym dla lotu modusie. Bebe w czerwonych trampkach i z fioletową różą we włosach przyciągała uśmiechy marynarek i krytyczne spojrzenia garsonek. Ale nic sobie z tego wszystkiego nie robiła, obserwując rajskie lasy i myśląc o wiewiórowych dłoniach, jeszcze 15 minut temu ocierających na peronie łzy z bebeluszkowych policzków. Gdzieś na południu Francji chmury zasłoniły ląd. Wyspy Mgliste i Deszczowe przywitały Bebeluszka szarą mokrością i wiatrem. Dobrze, że deszczak spakowała na samym wierzchu. Autobusu nie było, więc na własnych plecach dotargała przez puste ulice 20 kilo kawy inki i letnich sukienek, z których pewnie i tak nie będzie w Yam-Yamowie użytku.
Następnego poranka, dotknięta jetlegiem, Bebe wstała o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie i wykorzystując ten nagły przypływ czasu oraz słoneczną lukę w szarej ciężkiej chmurze, poszła biegać. Bieganie to jest jednak to, nawet jeśli yam-yamowa pogoda nie sprzyja letnim sukienkom i zakupionym w Czarnym Lesie sandałom.
Po śniadaniu Bebe poszła do yam-yamowego centrum pozałatwiać sprawy nudne, ważne i papierkowe. Poszła, bo autobus przyjechał i nie raczył nawet zwolnić. Współoczekujący zaczęli wieszać na kierowcy niepochlebne przymiotniki, wymachiwać pięściami do oddalającego się tyłu autobusu, aż w końcu oklapli na przystankowych ławkach. A Bebe, czując jeszcze czarnoleski zen, ruszyła do centrum o sile kończyn własnych. I tak sprytnie się jej wszystko udało załatwić, że do spotkania na szczycie w muzeum została jej cała godzina.
Co tu robić? - myśli Bebe i zaczyna snuć misterny plan. - Pójdę do parku z kawą na wynos, siądę na tej ławce pod kasztanem i będę słowotworzyć. A później spotkanie w muzeum i obiad. A na obiad będzie kurczak z warzywami i kasza gryczana....kasza gryczana....kasza gryczana!!!!!!
Bebeluszkowe serce najpierw stanęło mu w gardle, zatykając na dłuższą chwilę dech w piersiach. Po czym ruszyło w drum'n'bass palpitacji. W bebeluszkowej głowie tymczasem film: Bebe przychodzi z biegania. Bebe odmierza kaszę gryczaną i wsypuje ją do rondelka. Bebe zalewa kaszę wodą. Bebe stawia rondelek na kuchence elektrycznej. Bebe przekręca włącznik. Bebe przykrywa rondelek pokrywką. Bebe odchodzi...i zapomina!!!!
To było najdłuższe 10 minut w życiu Bebe. Plecak pełen książek i zakupów, nie pozwalał na rozwiniecie nadświetlnych prędkości. Przed oczami wizje najczarniejsze, pełne dymu i zapachu spalenizny...o jesssuuuuu.....a kto za to zapłaci?????? przecież i tak od tygodnia jem tylko kapustę, bo mnie na więcej nie stać!!!! Serce wali jak szalone, łzy cisną się do gardła. Bebe próbuje się uspokoić. Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie.- mantruje coraz bardziej nerwowo, przypominając sobie wczorajszy film o sile przyciągania i podświadomości.
Zwalnia więc trochę, bierze kilka głębokich oddechów i zaczyna powtarzać z rosnącą wiarą "Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......". Wyobraża sobie, jak wchodzi do domu, wspina się po schodach na piętro do kuchni, nie czuje swądu, nie widzi dymu, patrzy na kuchenkę i okazuję się ze zapomniała przekręcić włącznik. A może nawet postawić garnek na kuchence....
Serce uspokaja się, ale tylko do momentu wejścia w zakręt, z którego widać dach domu! Dymu nie ma! Dobrze. Straży pożarnej ani tłumów gapiów też brak! Nadzieja rośnie z każdym krokiem. "Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......". Bebe dociera w końcu do drzwi, cała spocona, trzęsącymi się rekami przekręca klucz i wchodzi. Dymu i smrodu spalenizny brak. Wchodzi na piętro i nie wierzy własnym oczom.
W kuchni na kuchence stoi garnek z kasza, pełen wody i przykryty pokrywką. Włącznik kuchenki przekręcony na 6, czyli maksymalną wartość. Nic się nie gotuje i nic się nie pali! Dopiero po chwili Bebe zaczyna rozumieć. Wczoraj wróciła z Czarnego Lasu i nie zdążyła włączyć głównego dostępu prądu. Czerwonego guzika na ścianie tuż obok gniazdka. Po raz pierwszy w życiu Bebe podziękowała wszechświatowi za Yam-Yamy i ich strach przed elektrycznością. Za te dziwaczne przyciski przy każdym gniazdku, które każdy Yam-Yam niemal automatycznie przełącza na "off" po każdym zaparzeniu herbaty i tostowaniu chleba. Zjawisko dotąd powodujące u Bebeluszka co najmniej napady śmiechu lub białej gorączki. Bebe popatrzyła na ten wielki czerwony przycisk i wykrzyknęła z nieukrywaną ulgą: Dziękuję, że nic się nie stało!!!
Po zen śladu nie pozostało.
Bebe nadal nie przełącza czerwonego guzika na "off". Ale przed każdym wyjściem wbiega na piętro sprawdzić, czy się aby nic nie gotuje.
Do kolejnego spotkania 60 lub 90 spań.
Następnego poranka, dotknięta jetlegiem, Bebe wstała o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie i wykorzystując ten nagły przypływ czasu oraz słoneczną lukę w szarej ciężkiej chmurze, poszła biegać. Bieganie to jest jednak to, nawet jeśli yam-yamowa pogoda nie sprzyja letnim sukienkom i zakupionym w Czarnym Lesie sandałom.
Po śniadaniu Bebe poszła do yam-yamowego centrum pozałatwiać sprawy nudne, ważne i papierkowe. Poszła, bo autobus przyjechał i nie raczył nawet zwolnić. Współoczekujący zaczęli wieszać na kierowcy niepochlebne przymiotniki, wymachiwać pięściami do oddalającego się tyłu autobusu, aż w końcu oklapli na przystankowych ławkach. A Bebe, czując jeszcze czarnoleski zen, ruszyła do centrum o sile kończyn własnych. I tak sprytnie się jej wszystko udało załatwić, że do spotkania na szczycie w muzeum została jej cała godzina.
Co tu robić? - myśli Bebe i zaczyna snuć misterny plan. - Pójdę do parku z kawą na wynos, siądę na tej ławce pod kasztanem i będę słowotworzyć. A później spotkanie w muzeum i obiad. A na obiad będzie kurczak z warzywami i kasza gryczana....kasza gryczana....kasza gryczana!!!!!!
Bebeluszkowe serce najpierw stanęło mu w gardle, zatykając na dłuższą chwilę dech w piersiach. Po czym ruszyło w drum'n'bass palpitacji. W bebeluszkowej głowie tymczasem film: Bebe przychodzi z biegania. Bebe odmierza kaszę gryczaną i wsypuje ją do rondelka. Bebe zalewa kaszę wodą. Bebe stawia rondelek na kuchence elektrycznej. Bebe przekręca włącznik. Bebe przykrywa rondelek pokrywką. Bebe odchodzi...i zapomina!!!!
To było najdłuższe 10 minut w życiu Bebe. Plecak pełen książek i zakupów, nie pozwalał na rozwiniecie nadświetlnych prędkości. Przed oczami wizje najczarniejsze, pełne dymu i zapachu spalenizny...o jesssuuuuu.....a kto za to zapłaci?????? przecież i tak od tygodnia jem tylko kapustę, bo mnie na więcej nie stać!!!! Serce wali jak szalone, łzy cisną się do gardła. Bebe próbuje się uspokoić. Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie.- mantruje coraz bardziej nerwowo, przypominając sobie wczorajszy film o sile przyciągania i podświadomości.
Zwalnia więc trochę, bierze kilka głębokich oddechów i zaczyna powtarzać z rosnącą wiarą "Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......". Wyobraża sobie, jak wchodzi do domu, wspina się po schodach na piętro do kuchni, nie czuje swądu, nie widzi dymu, patrzy na kuchenkę i okazuję się ze zapomniała przekręcić włącznik. A może nawet postawić garnek na kuchence....
Serce uspokaja się, ale tylko do momentu wejścia w zakręt, z którego widać dach domu! Dymu nie ma! Dobrze. Straży pożarnej ani tłumów gapiów też brak! Nadzieja rośnie z każdym krokiem. "Dziękuję, że nic się nie stało......Dziękuję, że nic się nie stało......". Bebe dociera w końcu do drzwi, cała spocona, trzęsącymi się rekami przekręca klucz i wchodzi. Dymu i smrodu spalenizny brak. Wchodzi na piętro i nie wierzy własnym oczom.
W kuchni na kuchence stoi garnek z kasza, pełen wody i przykryty pokrywką. Włącznik kuchenki przekręcony na 6, czyli maksymalną wartość. Nic się nie gotuje i nic się nie pali! Dopiero po chwili Bebe zaczyna rozumieć. Wczoraj wróciła z Czarnego Lasu i nie zdążyła włączyć głównego dostępu prądu. Czerwonego guzika na ścianie tuż obok gniazdka. Po raz pierwszy w życiu Bebe podziękowała wszechświatowi za Yam-Yamy i ich strach przed elektrycznością. Za te dziwaczne przyciski przy każdym gniazdku, które każdy Yam-Yam niemal automatycznie przełącza na "off" po każdym zaparzeniu herbaty i tostowaniu chleba. Zjawisko dotąd powodujące u Bebeluszka co najmniej napady śmiechu lub białej gorączki. Bebe popatrzyła na ten wielki czerwony przycisk i wykrzyknęła z nieukrywaną ulgą: Dziękuję, że nic się nie stało!!!
Po zen śladu nie pozostało.
Bebe nadal nie przełącza czerwonego guzika na "off". Ale przed każdym wyjściem wbiega na piętro sprawdzić, czy się aby nic nie gotuje.
Do kolejnego spotkania 60 lub 90 spań.
Bebe szalona, Bebe zapominalska, Bebe rozmarzona, Bebe roztargniona, Bebe przejęta, Bebe kobieta w każdej sekundzie swego życia.
OdpowiedzUsuńHehe, też się zawsze śmieję z takich gniazdek na zielonej wyspie, ale skoro ocaliły Bebeluszkowe mieszkanko, może czas przestać. Didek również roztargniony, super senny i płaczliwy (głównie podczas oglądania reklam w telewizji). Czy to możliwe, że Didek wreszcie jest...? Nie mamy odwagi tego powiedzieć na głos, ale trzymamy kciuki! Buziaki, Didek
OdpowiedzUsuńHistoria mrożąca krew w żyłach :)
OdpowiedzUsuń