trzeba coś zgubić, by coś odnaleźć

17.03.2011
ustawowo dzień wolny od ćwiczeń. ale rutyna jest rutyną. pozytywka i hulanie są nie podlegają ustawie. poza tym droga na uczelnię pod górkę z plecakiem. czyli bebe idzie a nie wozi czterech liter autobusem z pięterkiem. trzydniowe mgły podniosły się z ziemskiego padołu, tworząc zaprzyjaźnioną już permanentną szarą chmurę. idealne warunki na rower. zwłaszcza w perspektywie wolnego popołudnia, po sześciu bitych godzinach możdżenia naukowego.

bebe pojechała. sprawdzić nową trasę biegową. lajtowo miało być. bebe w yam-yamowie jest relatywnie nowa i niektóre ulice jeszcze się jej kognitywnie nie łączą. droga do parku, zamiast z parkiem, połączyła się z mostem. dziwnie znajomym mostem. bebe patrzy pod most, a tam leśna ścieżka. ta sama leśna ścieżka, co w lewo prowadzi do kanałów z barkami, a w prawo w pola i łąki. ta sama ścieżka, którą bebe przebiegła już chyba z tysiąc razy! ta sama ścieżka, jak dobra przyjaciółka, była domem i ostoją spokoju. bebe nie szukała już parku. były ptaki zachłyśnięte świeżym powietrzem, żonkile i kwitnące drzewa śliwkowe, owce wielokolorowe na soczystych zielonych łąkach, stadniny koni, pagórki uwieńczone krzywymi chatkami, paolo coelho po niemiecku i wiatr we włosach.czysty zen. i już wiadomo co bebe będzie robić w czwartkowe popołudnia :)



dzień wolny od ćwiczeń. spalonych 1444kcal. to już trzeci raz w tych okolicach w tym tygodniu.
bebe zaczyna bać się samej siebie.
1 komentarz on "trzeba coś zgubić, by coś odnaleźć"
  1. hm. śliwki. żonkile. zieleń. co za przyspieszenie, pewnie bebe się teleportowła albo wbiegła w inną czasoprzestrzeń.

    OdpowiedzUsuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature