Grudka to człowiek konkretu.
Gdy jej współtowarzysze z ochronki pytani, co napisali w swoich listach do Świętego, odpowiadali:
- Dużo!
- A co na przykład?
- Nie wiem.
Grudka od miesięcy odpowiadała niezmiennie:
- Kcę latać i skakać.
Staramy się być zajebistymi rodzicami przynajmniej od czasu do czasu, więc postanowiliśmy nie zostawiać realizacji tego projektu ślepemu losowi, a tym bardziej ludziom z Laponii. Bo wiadomo, że Ci ostatni mają czasem zupełnie inne wyobrażenia tego, co człowieka uszczęśliwi. I tak zamiast szachów przynoszą skarpetki w renifery (Wiewiór) lub zamiast statku pirackiego - błękitnego miśka z poliestru (Bebe). Do skrzydeł i trampoliny, dokupiliśmy mega puzzle w kształcie smoka, żeby zostać w temacie i wspierać też rozwój duchowy latorośli, która zdecydowanie jest córką swojego ojca. Tak, oni układają już razem kostkę Rubika. Zapakowaliśmy to wszystko odświętnie w papier i poszewkę od kołdry (trampolina) i czekaliśmy na święta.
W międzyczasie odbyliśmy burzliwą, zagrażającą naszemu małżeństwu i pokojowi na świecie rozmowę o tym, kiedy i kto przynosi w naszym domu prezenty. Dotąd w polskie święta (24.12) prezenty wykładaliśmy bez sekretów pod choinkę przez cały dzień i cieszyliśmy się widokiem wypiętrzających się Everestów. W irlandzkie święta (25.12) o poranku pod choinką znajdowaliśmy skarpety pełne podarków od Świętego. Tak było dotąd. Czyli dopóki ochronka nie wtrąciła się w Grudkowy światopogląd i nie oddała polskich świąt Mikołajowi. Galaktyki się zderzyły, hipernowa faktów oślepiła nawet najbardziej logicznych przedstawicieli homo sapiens. W opowieściach Lapończyk wchodził raz kominem, raz przez balkon. Zostawiał prezenty, wychodził oknem, potem znowu wracał. Próbowaliśmy to wszystko złożyć sprytnie w całość i obwiązać sznurkiem. Nadaremnie.
W końcu poddaliśmy się i popłynęliśmy z falą Grudkowych interpretacji.
Okazało się, że Święty ma fetysz odnóży dolnych. Najpierw szóstego grudnia zostawia prezenty w naszych butach, a 25.12 wkłada podarki do skarpet. W międzyczasie rozsiewa prezenty po całym domu i trzeba ich na własna rękę szukać przez cały dzień wigilijny i układać pod choinką.
Takiej wersji zdarzeń się trzymamy.
Od Wigilii Grudka lata i skacze.
Nam też lata i skacze.
Oko - od samego patrzenia.
I ciśnienie na widok kaskaderskich lądowań.
26.12 o 5:30 rano padło zaś śmiertelnie poważne pytanie:
- Mamuś ma święta, Tata ma święta..... Grudka też ma? Czy dzisiaj są MOJE święta?
---
Gdy jej współtowarzysze z ochronki pytani, co napisali w swoich listach do Świętego, odpowiadali:
- Dużo!
- A co na przykład?
- Nie wiem.
Grudka od miesięcy odpowiadała niezmiennie:
- Kcę latać i skakać.
Staramy się być zajebistymi rodzicami przynajmniej od czasu do czasu, więc postanowiliśmy nie zostawiać realizacji tego projektu ślepemu losowi, a tym bardziej ludziom z Laponii. Bo wiadomo, że Ci ostatni mają czasem zupełnie inne wyobrażenia tego, co człowieka uszczęśliwi. I tak zamiast szachów przynoszą skarpetki w renifery (Wiewiór) lub zamiast statku pirackiego - błękitnego miśka z poliestru (Bebe). Do skrzydeł i trampoliny, dokupiliśmy mega puzzle w kształcie smoka, żeby zostać w temacie i wspierać też rozwój duchowy latorośli, która zdecydowanie jest córką swojego ojca. Tak, oni układają już razem kostkę Rubika. Zapakowaliśmy to wszystko odświętnie w papier i poszewkę od kołdry (trampolina) i czekaliśmy na święta.
W międzyczasie odbyliśmy burzliwą, zagrażającą naszemu małżeństwu i pokojowi na świecie rozmowę o tym, kiedy i kto przynosi w naszym domu prezenty. Dotąd w polskie święta (24.12) prezenty wykładaliśmy bez sekretów pod choinkę przez cały dzień i cieszyliśmy się widokiem wypiętrzających się Everestów. W irlandzkie święta (25.12) o poranku pod choinką znajdowaliśmy skarpety pełne podarków od Świętego. Tak było dotąd. Czyli dopóki ochronka nie wtrąciła się w Grudkowy światopogląd i nie oddała polskich świąt Mikołajowi. Galaktyki się zderzyły, hipernowa faktów oślepiła nawet najbardziej logicznych przedstawicieli homo sapiens. W opowieściach Lapończyk wchodził raz kominem, raz przez balkon. Zostawiał prezenty, wychodził oknem, potem znowu wracał. Próbowaliśmy to wszystko złożyć sprytnie w całość i obwiązać sznurkiem. Nadaremnie.
W końcu poddaliśmy się i popłynęliśmy z falą Grudkowych interpretacji.
Okazało się, że Święty ma fetysz odnóży dolnych. Najpierw szóstego grudnia zostawia prezenty w naszych butach, a 25.12 wkłada podarki do skarpet. W międzyczasie rozsiewa prezenty po całym domu i trzeba ich na własna rękę szukać przez cały dzień wigilijny i układać pod choinką.
Takiej wersji zdarzeń się trzymamy.
Od Wigilii Grudka lata i skacze.
Nam też lata i skacze.
Oko - od samego patrzenia.
I ciśnienie na widok kaskaderskich lądowań.
26.12 o 5:30 rano padło zaś śmiertelnie poważne pytanie:
- Mamuś ma święta, Tata ma święta..... Grudka też ma? Czy dzisiaj są MOJE święta?
---
Tymczasem dzisiaj w Pinakotece w Monachium, obok Rubensa i Dürera, można było obejrzeć motyla na łące. |
Motyl 😍. Tu nawet nie trzeba konfliktów międzynarodowych, wystarczą wewnątrzpolskie. Bo skoro w regionie D. prezenty w Wigilię przynosi Mikołaj, to oznacza, że po 06.12 wpada powtórnie z wizytą? Bo w moich stronach pałeczkę przejmuje Aniołek 😉.
OdpowiedzUsuńU nas Mikołaj przychodzi dwa razy ;) 6 grudnia przynosi słodycze czy jakiś drobiazg, czasami też zabiera wtedy list. A pod choinkę przynosi już te większe prezenty :)
UsuńBuhahaha! Dziecięciem będąc ułożyłam to sobie tak: 6.12 przychodzą Mikołajki - takie małe skrzaty. A 24.12 Mikołaj ich wielki kuzyn :P
UsuńKto w teamie Gwiazdor? Palec pod budkę!
OdpowiedzUsuńGwiazdor ma na Was wyłączność :)
UsuńUnia Europejska powinna to jakos znormalizowac. U nas prezenty sypia sie przez caly grudzien, bo adwentowy kalendarz. Szostego, cokolwiek sie wysypie z tego kalendarza musi miec stempel Mikolaja, bo inaczej szkolne dziecko ma traume w grupie rowiesniczej. A 24 to my wychodzimy z domu blakac sie po dzielni w poszukiwaniu Mikolaja, a ten pod nasza nieobecnosc zawsze wlamuje sie na kwatere i cos zostawia pod choinka. Zjada mince pie i zagryza marchewka (mentalna notka na przyszlosc- umyj i oskrob warzywo nim wcieliszsie w renifera! Inaczej piasek bedzie zgrzytal ci w zebach przez cala wigilie).
OdpowiedzUsuńPatent z błąkaniem bardzo, ale to bardzo mi się podoba.
UsuńNo i właśnie... jak już człowiek dotrze do 26 grudnia, to już go spod tych podarków nie widać.
Czytałam z przejęciem, ale zdjęcie przyćmiło wszystko! Cudo!
OdpowiedzUsuńBy jednak pozostać w temacie: cudnych (wz)lotów i miękkich lądowań na ten rok życzę. :-)
Ach! Gdyby tak móc nosić takie skrzydła także bez dziecka....
Usuńoooo, ales Ty uskrzydlona! :D
OdpowiedzUsuńOby Ci wiatr w te skrzydla wial, caly rok! Nie za slaby, nie za mocny, taki w sam raz, na miare potrzeb.
A diabeł nie ma skrzydeł?
UsuńLiczę na sprzyjające wiatry! Dzięki!