Przychodziłam z pobliskiego parku z facjatą syberyjskiej matrioszki, która utrzymywała się przez pół doby. Nie miałam żadnego specjalistycznego sprzętu. Malinowy dresik i zwyczajne trampki. Ale miałam za to chęć zadać kłamu opiniom, które od podstawówki nosiłam w głowie. Że w bieganiu jestem do niczego. Wszak każdy powinien być w stanie od ręki przebiec galopem trzy kilometry bez zadyszki, c'nie?*. Chciałam też wypróbować na sobie tą szaloną wtedy dla mnie myśl, że każdy może nauczyć się biegać.
I rzeczywiście. Udało się! Parę miesięcy później przebiegałam truchtem, ale i ciągiem - pół godziny. Wtedy też kupiłam sobie pierwsze buty do biegania. Dwa lata później potrafiłam przebiec nawet trzy godziny. Snułam wielki szturm na maraton, ale okazało się, że nie przekraczam nad-świetlnych prędkości wystarczająco szybko. Że Bebeluszki to Perszerony. Mogą długo, nawet bardzo długo, ale powoli. Nie żałuję. Bieganie to medytacja. Na tyle, że zdarzają się w kularach takie rozmowy:
Wtedy, w podstawówce - nie uwierzyłabym nikomu, kto powiedziałby, że za dwadzieścia lat będę biegała przez całą ciążę, aż do 6 tygodnia przed lądowaniem Potomki. Po nim nastąpiła najdłuższa przerwa. Próby biegania w duecie, wspomagane wózkiem, okazały się nie na moje, a zwłaszcza Grudkowe nerwy. Wszak Grudka od zawsze twierdzi, że wózek to zuo. Od miesiąca biegam sama. Głównie wieczorami, gdy Potomka już śpi i w weekendy rano. Znowu marszobiegi, znowu trucht. Ale co z tego? Jest mi z tym wspaniale.
Co chcę tym powiedzieć? Nie wierzcie innym! Nie słuchajcie jak Wam mówią, że nie możecie. Możecie do jasnej Anielki! Może tempem żółwia, ale możecie.
Ale przede wszystkim: Uczcie proszę swoje dzieci, że rzeczy można się nauczyć. Że to, że nawet jeśli nie urodziły się antylopami, Mozartami, Skłodowską-Curie, Gordonami Ramsey'ami czy Pavarottimi - nie znaczy, że nie mogą czerpać radości z wykonywania różnych fajowości. Że nie trzeba być prymusem, by robić i być z robienia zadowolonym! Nie uczcie ich zaś, że talent jest w tym równaniu wartością konieczną. Talent bywa pomocny, ale kurcze - czymże jest talent bez facjaty matrioszki syberyjskiej i przekonania, które każe ci wstawać o 6 rano, by móc pobiegać przed pracą?
*i to tylko ja jestem jakaś nieudana, bo nie dość, że nigdy nie udało mi się tego osiągnąć, to jeszcze do metę dobiegałam w ostatniej trójce (pozdrawiam Joannę A. i Wiktorię K.!). Oprócz kolejnej trójki na szynach (wuefiści litowali się nad poza-tym-prymuską) do domu niosłam też kubeł goryczy i rosnące przekonanie, że sport nie jest dla mnie. Czego rugowanie zajęło mi następne 15 lat!
Brawo! I święta racja Bebe! Można sie nauczyć wszystkiego co się przyśni!!
OdpowiedzUsuńA co się Tobie przyśniło Rosarium? :*
UsuńNajpierw rolki, potem...sztanga, teraz majaczy mi rower.
OdpowiedzUsuńOOoooo! Roooolki! Zapałaliśmy w czasach przed-Grudkowych nadzieją, że też się tego nauczymy. Mieliśmy romantyczne wizje Skate by Night. Zakupiliśmy rolki, włożyliśmy, ruszyliśmy i się okazało, że żadne z nas nie potrafi się zatrzymać inaczej niże uderzając z impetem o ścianę! A na YT hamowanie wygląda na bajecznie proste. Sacreble! Ale kiedyś, kiedyś...może Grudka nas nauczy.
Usuńp.s. Też chcę nowy rower!
Ja do dziś mam przekonanie, że sport jest nie dla mnie, choć tak naprawdę tylko rywalizacji w sporcie nie lubię.
OdpowiedzUsuńAle dzieci pouczam, że mogą nauczyć się wszystkiego "jak ja zrobiłam prawo jazdy, to znaczy, że wszystkiego możesz się nauczyć!" Ament.
To się łączę Jarecko w braku miłości dla rywalizacji. To też nie jest coś co lubiem i jeden z powodów mojej rezygnacji z jakiejkolwiek formy biegowych zawodów.
UsuńJeśli Jarecka zrobiła prawo jazdy, to znaczy że Bebe też może?!
Jest nadzieja!
Oczywiście, że Bebe może, każdy może! Ale dla bezpieczeństwa może umówmy się, że jednak nie wszystkiego można się nauczyć...? Bo coś mi mówi, że ja już nigdy nie nauczę sprzątać.
OdpowiedzUsuńJarecko, można można - pytanie czy się chce? A mam podejrzenie, że Jarecka ma zupełnie inne priorytety priorytetowe. I dobrze! Na sprzątanie szkoda życia.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPełen podziw za tę szóstą rano :) Też kiedyś próbowałam o tej porze biegać i nie dałam rady, ale biegam od czasu do czasu wieczorami z sąsiadką i jej psem, wiec rozumiem tę przyjemność :) No i pozbyłam się wyrzutów sumienia, ze zaniedbuję rodzinę, bo oni się cieszą, jak wychodzę biegać. Mąż, bo poczynił to samo spostrzeżenie, co Wiewiór, a dzieci, bo może im tata pozwoli coś niedozwolonego zjeść lub zrobić w tym czasie ;)
OdpowiedzUsuńAha, ja zawsze w szkole byłam przedostatnia ;)
Podziwiam platonicznie, bo ja naprawdę nie nadaję się do biegania ;)
OdpowiedzUsuńObecnie nawet z chodzeniem ledwie sobie radzę :(