Z zeszłorocznej Migracji Ludów wynikło coś znakomitego: Kaczka za miedzą*!
Pojechałam zatem na sabat zielonym autobusem w rajtkach czerwonych dla kontrastu, coby mnie Kaczka rozpoznała w tłumie. Słowiańskim zwyczajem dzierżąc w rękach chleb z orzechami włoskimi zamiast soli i herbatę z hipisowskich suszów prosto z Fryburga.
Nie trzymając blogowej społeczności dłużej w torturach niepewności uprzejmie donoszę, że:
A. Wbrew plotkom na Pudelek.pl, Biskiwt jest jak najbardziej prawdziwa. Z krwi, kości i serwatki, którą częstuje wszystkich odwiedzających. Wylewnie.
B. Biskiwt nie jest tanią podróbką Dyni, a tym bardziej klonem, ale całkiem nową, unikatową norwesko-kaczkową potomką.
C. Biskwit była w poprzednim życiu papugą. Jej zdziwiony wzrok świadczy jednak o tym, że liczyła na lepszy awans w reinkarnacji. Co najmniej na złotą kołyskę i mahoniowy tron pod palmą. A tutaj teutońska rzeczywistość zimą, leżak plażowy w salonie, a szafy Made in IKEA nadal w częściach. W proteście tkwi zatem na bocianim gnieździe ramienia Kaczki i nie zanosi się, żeby chciała w najbliższym czasie zejść na ziemię**.
Dopiero na odchodnym okazało się, że przywileju wieprzowiny z poliestru nie udzielono ciotce dożywotnio. |
Dynia spod Tęczy drugiej nocy zaszczyciła mnie swą współobecnością, przerywaną chrapaniem przeponowym. Oraz pobudką o szóstej ("ciocia I want to mama") i ósmej rano ("ciocia, no sleeping any more!'). O ósmej pięć doznałam awansu statusu społecznego: warkocz à la Dynia zwieńczony świnką Peppą w miniaturze. Po czym Pierworodna otworzyła bibliotekę (zapisz mi Kaczko w testamencie, błagam, zwłaszcza "Vegetable glue"), a odkrywszy biegłość językową przyszywanej ciotki, kazała sobie czytać w tę i nazad w trzech dialektach. Czytałybyśmy pewnie do dzisiaj, gdyby nie imperatyw głodu nakazujący desant do kuchni.
Na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację częstowano frykasami, po części nabytymi w 'majn go to Kaufland buy more kiełbasa', po części we wschodnioeuropejskim raju (opis stopnia egzotyki u gospodyni o tu: klik!), do którego wzorem Kaczki zapałałam wielką miłością. Fotografuj! Będziemy blogować! - rzuca Kaczka wiodąc prym do wnętrza sezamu. Patrzcie:
Konfekcja w Fettglasur za 0,79 Euro/kg. Fabryka Czerwony Październik wygrywa w konkursie. "Bierz z każdego po dwa, na drogę!" |
Biskwit już pod sklepem musiała uregulować poziomy cukru. Pod kocykiem - rezerwy. |
Egzotyczne doznania kulinarne: Mrożone Homo bez wafelka. |
Wachlarz pierogów: polskie ruskie i rosyjskie z mięsem, kapustą i wiśniami. "Pasztet! Jak ja dawno nie jadłam pasztetu!" |
Poza tym lansowałyśmy się na Hauptstrasse, gdzie w speed shoppingu wykupiłam cały asortyment sklepu z rajtkami. A nieświadom czynu Wiewiór, oddalony o 100km, zakupił mi zdalnie elegancką fer-trejd-resajkling-hendmejd dwustronną spódnicę na napy, którą Dynia postanowiła z miejsca pożyczyć. Kaczka przyfastrygowała mi trochę naderwane skrzydła, wymierzyła kopniaki, kazała iść ścieżką Młodożeńca, Fangora, Lenicy, Mery Selery i Bamboletto oraz zabroniła pokazywać się bez zatemperowanych kredek. Idę pooddychać w torebkę.
Na odchodne dostałam pancerny tatuaż podobno zmywalny, co trzyma do dziś (Dynia), siedem kilo książek i jedno opakowanie witamin (Kaczka), zaproszenie na następny weekend - This guest is incredible! She is cooking, babysitting and eating everything. There must be something wrong with her.*** (Norweski).
Chcę więcej!
Kaczką się bowiem trudno nasycić.
* Byłaby nawet i za płotem, gdybyśmy nie urządzili desantu z wigwamu pod Spokojnym Karolkiem. Sacreble! Na miedzę nie można jednak narzekać, bo to granica już tylko powiatowa.
** Czym wzbogaci się niechybnie blogosfera, bo Kaczce łatwiej jednak jedynym palcem stukać w klawiaturę niż zmywać naczynia i rozpakowywać dobytek.
*** Jest! Jasno różowe buty, które zburzył plany rodzinnej wycieczki w bagna lasu. Uff!
Bebe! Ale macie fajnie i supciorsko, że mieszkacie teraz tak blisko siebie! I michałki w dalekim kraju... :>
OdpowiedzUsuńI pisz jak najwięcej! Rysuj ile wlezie! Apropos... mam biznes do Ciebie. Przypomniało mi się ;) Zaraz napiszę majla!
Michałki tylko w wersji blado-białej.
UsuńPisać i rysować! Zacznę produkować motywacyjne makatki ;)
Mail utrzymuje mnie w stanie osłupienia! Dumnam.
O mniam.... tak na noc nękać? :P
OdpowiedzUsuńNa głodzie - spać? Wiewiór nie wyznaje religii "po 17-tej nie jedz", a ja przez osmozę ;)
Usuń:-)
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała, Chuda! :D
UsuńZazdr :-D
OdpowiedzUsuńA ciebie Zuzanko nie swędziały uszy?
UsuńZdałyśmy sobie sprawę, że tyś z zagłębia blogowego pod silnym wezwaniem. Kuszący punkt na mapie świata. Na wino i herbaty hektolitr?
Do tego juz nawet nie trzeba przekraczac wielkiej wody. pakuj sie i przybywaj na pierogi, i herbate z orzechowych lisci, ktora parzy Bebe.
OdpowiedzUsuńTo było do Zuzanki, prawda?
UsuńPodpisuję się! Wsiadaj w pociąg!
Dzieki internetowi i blogom mamy szanśe poznawac mnóstwo ludzi. Jest to wielkie sito i oka ma spore, ale czasem taka Bebe zostaje w sicie Kaczki (lub odwrotnie, wedle upodobań) i mogą nie tylko spotkać się face to face ale też razem tworzyć.
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Gratuluje!
O ile mnie skleroza nie myśli, to Kaczka wyłowiła mnie przy okazji konkursu Blog Roku. Chwała jej za to! W przeciwnym razie byłaby to moja niepowetowana strata Kaczki nie zasmakować.
Usuńuparcie wszystkim rozpowiadam, że Ta ciąża różni się od Tamtej tym, że nie ciągnie mnie do słodkiego. i teraz. sprostowanie. duża ramka, "na jedynce", tłuściutkim drukiem - tej różnicy to jednak brak. bo zobaczyłam zdjęcia cuksów i walczę ze ślinotokiem. idę chyba trochę cukru z cukierniczki wyjeść :)
OdpowiedzUsuńależ macie fajnie, Dziewczyny! :)
no i dobrze, że w końcu ktoś potwierdził. Biskwita :D
Dawaj adres, podeślemy ci trochę wyrobów czekoladopodobnych w glazurze tłuszczowej o smaku kakaowym produkcji fabryki Czerwony Październik. Kokosowe najlepsze, i te z orzechami, no i jeszcze te co wyglądają jak ptasie mleczko też niczego sobie.
UsuńBiskwitowi wystawiam certyfikat autentyczności.
twarda będę! i bez tych słodkości mam wielki brzuch! :D
UsuńApetycznie, intensywnie, fantastycznie!
OdpowiedzUsuńMocno Wam życzę, oby częściej:)
Dynia zaprasza na imprezę urodzinową tylko dla kobiet. Jadę! Wiewiór łaskawie też ma przyzwolenie - w końcu ktoś się musi zająć Norweskim :)
UsuńPodziwiam, mnie taka intensywność doznań gościnno-kulinarno - potomkowych powaliłaby na ziemię i zgniotła w kulkę. Czuję sie przytłoczona kolorystycznie i orzechowo.
OdpowiedzUsuńAch, złotousty Norweski :D
OdpowiedzUsuń