Podróżnik w Krainie Yam-Yam do wyboru ma dwie śniadaniowe opcje.
Pierwsza, to śniadanie wyspowe. Z dziada pradziada przekazywana tradycja mozaiki układanej misternie z krótkich szarych kiełbasek, oberżynowych krążków kaszanki, różowo-białych wstążek bekonu, jajek w koszulkach lub całkiem nagich, bladej fasolki w czerwonym sosie, połówek pomidorów i pieczarek usmażonych na głębokim oleju oraz trójkątów tostowego chleba. Wszystko na największym talerzu (nota bene w reszcie Europy zwanego obiadowym), bo dzieło wyspowej sztuki kulinarnej potrzebuje przestrzeni.Także żołądkowej.
Dla tych z mniejszą przestrzenią wewnętrzną jest jeszcze opcja druga, to tak zwane śniadanie kontynentalne. Kontynentalne, czyli jakie? Podobno europejskie. Wysp Mglistych i Deszczowych bowiem z Europą nie należy mieszać.Może stąd yam-yamowe wyobrażenie o składnikach pierwszego posiłku na starym kontynencie ograniczających się do:
- owoców z puszki w syropie (ewentualnie, aczkolwiek niechętnie, odmrażanych malin, świeżego banana, rodzynek lub wodnistych truskawek z Chile),
- płatków śniadaniowych - najlepiej kukurydzianych, oblepionych miodem i kolorantami kulek, lub tubylczych prasowanych w brązowe podeszwy otrębów,
- mleka beztłuszczowego (bo tłuszcz tuczy, w przeciwieństwie do cukru) oraz beztłuszczowych, wysoko-słodzonych jogurtów owocowych.
- No i oczywiście trójkątów z chleba tostowego, wzbogaconych solonym masłem i marmoladą pomarańczową z mini plastikowych opakowań.
Z obserwacji wynika, że przeciętny Yam-Yam, żywi się ową wersją śniadania kontynentalnego na co dzień, a tradycyjną mozaiką kiełbasianą od święta. Posiłki zwykle spożywa w towarzystwie porannej telewizji, wszędzie ale nie przy stole.
I tak cały naród żyje w nieświadomości urokliwych rodzinnych celebracji mlecznej zupy, sera, świeżych bułeczek, rogalików maślanych, jajecznicy na kiełbasie, kanapek z szynką i papryką, kakao, kawy inki, placuszków z jabłkami, twarogu ze szczypiorkiem, bagietek, kaszy manny z sokiem.....i czego jeszcze podniebienie zapragnie.
Pierwsza, to śniadanie wyspowe. Z dziada pradziada przekazywana tradycja mozaiki układanej misternie z krótkich szarych kiełbasek, oberżynowych krążków kaszanki, różowo-białych wstążek bekonu, jajek w koszulkach lub całkiem nagich, bladej fasolki w czerwonym sosie, połówek pomidorów i pieczarek usmażonych na głębokim oleju oraz trójkątów tostowego chleba. Wszystko na największym talerzu (nota bene w reszcie Europy zwanego obiadowym), bo dzieło wyspowej sztuki kulinarnej potrzebuje przestrzeni.Także żołądkowej.
Dla tych z mniejszą przestrzenią wewnętrzną jest jeszcze opcja druga, to tak zwane śniadanie kontynentalne. Kontynentalne, czyli jakie? Podobno europejskie. Wysp Mglistych i Deszczowych bowiem z Europą nie należy mieszać.Może stąd yam-yamowe wyobrażenie o składnikach pierwszego posiłku na starym kontynencie ograniczających się do:
- owoców z puszki w syropie (ewentualnie, aczkolwiek niechętnie, odmrażanych malin, świeżego banana, rodzynek lub wodnistych truskawek z Chile),
- płatków śniadaniowych - najlepiej kukurydzianych, oblepionych miodem i kolorantami kulek, lub tubylczych prasowanych w brązowe podeszwy otrębów,
- mleka beztłuszczowego (bo tłuszcz tuczy, w przeciwieństwie do cukru) oraz beztłuszczowych, wysoko-słodzonych jogurtów owocowych.
- No i oczywiście trójkątów z chleba tostowego, wzbogaconych solonym masłem i marmoladą pomarańczową z mini plastikowych opakowań.
Z obserwacji wynika, że przeciętny Yam-Yam, żywi się ową wersją śniadania kontynentalnego na co dzień, a tradycyjną mozaiką kiełbasianą od święta. Posiłki zwykle spożywa w towarzystwie porannej telewizji, wszędzie ale nie przy stole.
I tak cały naród żyje w nieświadomości urokliwych rodzinnych celebracji mlecznej zupy, sera, świeżych bułeczek, rogalików maślanych, jajecznicy na kiełbasie, kanapek z szynką i papryką, kakao, kawy inki, placuszków z jabłkami, twarogu ze szczypiorkiem, bagietek, kaszy manny z sokiem.....i czego jeszcze podniebienie zapragnie.
ja nigdy nie zczaję jak można na śniadanie jeśc smażone-nie słodkie ;-) placki z jabłkami rozumiem, ale żeby tak kiełbachę? jajecznice? toz to nie pasuje do kawy! ;-) od razu mi się żołądek wywraca do góry nogami ;-) a ja dziś śniadaniuję z własnoręcznie robionym ciastem z razowej mąki, fruktozy, niezliczonej ilości jaj, śliwek i gruszek :) wszystko upruszone cynamonemmmm.... ciotka
OdpowiedzUsuńSzczere wyrazy współczucia kieruję pod adresem tejże nieświadomości. Ech owsianka z miodem, placuszki z bananem, śniadaniowe bułeczki kukurydziane! :)
OdpowiedzUsuńbebe kochana odnalazłyśmy się z Pegi jakieś dwa dni temu właśnie na blogspocie :)) ale bardzo ci dziękuję za pamięć o przekazaniu kontaktu ;) z wyjazdu w tym roku nici wszystkie wakacyjne pieniążki utopiłam w prawie jazdy - coś za coś. Mam nadzieję, że za rok sama własnym autkiem pojadę na wakacje ;) na urlopie czuję się zagubiona ale już w poniedziałek powracam do swojego młynu i wszystko wróci do "normy" pozdrawiam cię gorąco i przesyłam uściski
OdpowiedzUsuń