Bebe jest pod takim wrażeniem Hanyzki i Matki, że aż trudno to ubrać w słowa.
Na brakosłów może wpływać również gruzińskie wino wypite w altanie pod aniołem i "kukumber low" u Sowy. Poza tym padało namiętnie, bo pogoda stwierdziła, że Bebe może dostać szoku termicznego bez wyspowych deszczy. Nie było zatem koni, bryczek, jacuzzi i jachtów. Sandały tkwią nadal w podróżnej torbie. Ale to nic, bo i tak było bosko! Nawet jeśli bezowy egzotyczny Dakłas sfermentował i Bebe musiał wystarczyć sam widok.
Hanyzka Bebeluszkowi coraz bardziej syjamska. Nawet na szoping udały się do sklepów sportowych, celem nabycia identycznych gatek do biegania. Matka jak zwykle długonoga i jakby węższa w swej osiej talii. Tylko czemu zasypia w okolicach przedpółnocnych? Czy Bebe ma to wziąć do siebie, czy jednak zrzucić winę na matczyna rzeczywistość pracującej na pełnym etacie bizneswoman z dwojgiem dzieci? Bebe liczy na Matki rychłą poprawę, a najlepiej rewizytę.
Tymczasem Bebe zbiera ogórki na polskiej wsi, biega sprintem w ucieczce przed tubylczymi psami, nie lubi bimbru i regeneruje siły na dalszy odcinek podróży po kraju: stolyca. howk!
"Tymczasem Bebe zbiera ogórki na polskiej wsi...".
OdpowiedzUsuńTeż zbieram, chociaż ostatnio wciskam w kompost... Klęska urodzaju tak mi nakazuje.
Pozdrawiam.
fajny tekst:D jeśli lubisz przeglądać modowe blogi zapraszam do mnie:) zachęcam do obserwacji:)
OdpowiedzUsuń