bebe ma wełnę w głowie. nikomu o tym nie mówiła, bo jak tu mówić, gdy zamiast słów wypowiada się tylko łzy. w ostatni dzień zawodów dowiedziała się, że umarł MK. ktoś bliski sercu, choć tylko znajomy zawodowo. był tym, kto sprawił, że bebe czuła się dobrze na tej obcej uczelni w obcym kraju. kimś, kto, każdego ranka i każdego popołudnia, mijał ją na korytarzu z rozczochraną czupryną i uśmiechem na twarzy. zamieniali ze sobą tylko kilka zdań. tych krótkich, serdecznych, co czynią dzień lepszym. jeszcze kilka dni przed jego odejściem, żartowali na temat yam-yamowej pogody i wiecznej permanentnej chmury.
w ostatni dzień zawodów, wieczorem był wykład. MK zajmował się zawsze stroną techniczną. siedział w pierwszym rzędzie, tuż przy drzwiach. gotowy by zgasić światło. tego dnia miejsce przy drzwiach było puste. za to przy wejściu głównym wydziału stała sztaluga. dość niezwykle miejsce jak na sprzęty artystyczne - pomyślała bebe pobieżnie omiatając wzrokiem prezentowany na niej obrazek. na nim MK, jak zwykle uśmiechnięty i nieuczesany. czyżby wygrał jakiś konkurs? - ucieszyła się bebe i już czyta dalej. umarł......w zeszły piątek.....25 marca - bebe, jak żona lota, nie wierzy własnym oczom. - podobno upadł bez życia na głównej stacji kolejowej w birmigham. ot tak. po prostu. bez uprzedzenia, złego samopoczucia i ostrzeżeń. - kotłują się myśli w bebeluszkowej głowie. bebe oddycha głęboko. nie widzi nikogo wokół siebie. wieje pustką i jakoś zimno się zrobiło.
mimo, że nie byli bliskimi przyjaciółmi, bebe nie potrafi pogodzić się z jego odejściem. pusty korytarz w przerwie obiadowej otwiera rany każdego dnia. i ta nadzieja, że może to był jednak kiepski żart. i że się raz jeszcze spotkają.
wełna w głowie. kompulsy wieczorne wypełniają ranę po brzegi, ale nie dają się jej zagoić. tą dziurę będzie trzeba obejrzeć z bliska i zaszyć własnoręcznie złotą nitką. na pamiątkę. nikt w tym bebeluszkowi pomóc nie może. no może jedynie czas.
w ostatni dzień zawodów, wieczorem był wykład. MK zajmował się zawsze stroną techniczną. siedział w pierwszym rzędzie, tuż przy drzwiach. gotowy by zgasić światło. tego dnia miejsce przy drzwiach było puste. za to przy wejściu głównym wydziału stała sztaluga. dość niezwykle miejsce jak na sprzęty artystyczne - pomyślała bebe pobieżnie omiatając wzrokiem prezentowany na niej obrazek. na nim MK, jak zwykle uśmiechnięty i nieuczesany. czyżby wygrał jakiś konkurs? - ucieszyła się bebe i już czyta dalej. umarł......w zeszły piątek.....25 marca - bebe, jak żona lota, nie wierzy własnym oczom. - podobno upadł bez życia na głównej stacji kolejowej w birmigham. ot tak. po prostu. bez uprzedzenia, złego samopoczucia i ostrzeżeń. - kotłują się myśli w bebeluszkowej głowie. bebe oddycha głęboko. nie widzi nikogo wokół siebie. wieje pustką i jakoś zimno się zrobiło.
mimo, że nie byli bliskimi przyjaciółmi, bebe nie potrafi pogodzić się z jego odejściem. pusty korytarz w przerwie obiadowej otwiera rany każdego dnia. i ta nadzieja, że może to był jednak kiepski żart. i że się raz jeszcze spotkają.
wełna w głowie. kompulsy wieczorne wypełniają ranę po brzegi, ale nie dają się jej zagoić. tą dziurę będzie trzeba obejrzeć z bliska i zaszyć własnoręcznie złotą nitką. na pamiątkę. nikt w tym bebeluszkowi pomóc nie może. no może jedynie czas.
Chciałabym posiedzieć z Bebe przy stole, posiorbać herbatę i pomilczeć wspólnie: dlaczego...? Nie da się. Daleko. Dlatego siedzę tu - na moim pagórku mając pewność - byłam, jestem, będę... Jeśli Bebe spotkała na swojej drodze MK,to dlatego, że dał jej garść tego, co było potrzebne. Niech Bebe weźmie. I cieszy się. I dziękuje. I tańczy z radości, bo dostała od MK garść tego co było potrzebne.... Ps. to uroczo brzmiąca nazwa, którą wymawiam zawsze bulgocząc "brmimgrimmmtan" to miejsce gdzie zyje mój młodszy i jedyny brat;) który usilnie szepcze w joasine uszy co by się w pobliże przeprowadzała;))))
OdpowiedzUsuńooooo...kusicielko...ooooo!!!! daleko - mówię!!! daleko! od joasinych pagórków...ale Bebe kusssssi...Siedzimy nadal na emigracyjnych walizkach, ale kierunek "przyjaźniejszy" zdecydowanie - Baden-Württemberg... Książka, mmmmmm...myślisz, że mogłybyśmy popełnić...?
OdpowiedzUsuńDziwnie Bóg ludzkie ścieżki plecie...:) Stolica B-W wielka i pagórkowata, ale kto wie, może w niej i Bebe, gdzie na herbatę wpadnie!!!! Niech Bebe wydaje, byle "sipko" - jak sarenka zawsze każe, gdy za kierownice siadam - bo pisze Bebe cudnie, i mądrze i z nerwem! Co lubi Joasia!
OdpowiedzUsuńhe heh he he!!! świat nie większy jednak jest niż kałuża:))) Bebe. Jeśli idzie o zbieranie doświadczeń - to i owszem. Zbieraj. Jeśli idzie o warsztat - nie trać czasu, nie rozmieniaj się. Działaj. Jeśli masz myśl, pomysł, historię, którą warto opowiedzieć - opowiadaj, reszta zaczeka.
OdpowiedzUsuńOj, Bebelutku! Uściskuję bardzo mocno i głaszczę po głowce delikatnie ugniatając całą twą wełnę w nadziei, że można tak odciążyć ogromne serce i otwartą na oścież Bebelkową duszyczkę. A mnie coś dziś rano natchnęło i sięgnęłam do moich papierowych skarbów żeby coś Bebelkowi posłać. Wydawało mi się, że zupełnie przypadkiem i bez powodu, ale okazuje się, że nie do końca. Buziaki, ukochania i jeszcze coś, Didek.
OdpowiedzUsuńsmutno mi i chłodem powiało, bebe.
OdpowiedzUsuńw myślach swych trzymam cię za łapkę s&s
OdpowiedzUsuń