Tour de Teutonia

25.11.2015
Wiewiór całą jesień spędza w delegacjach i nadgodzinach. Korzystając zatem z przywilejów słomianej wdowy, wyjęłam Grudkę z domowej rutyny i naraziłam na sytuację zwaną "podróżą". Z czego niejednokrotnie musiałam tłumaczyć się społeczeństwu, a najczęściej w gamie "ale jak? jak? jak?" Zatem.


Ku zdziwieniu, a czasem przerażeniu lub oburzeniu tubylców, nadal nie posiadamy samochodu.
Nadal jednak posiadamy dziecko. Równanie to w Bawarii najczęściej nie wychodzi na zero.
W pielgrzymkę po znajomych Teutonii ruszyłyśmy więc pociągami. Ale jak? Ale jak? I do tego sama? Z przesiadkami?

Sama.
Grudka w nosidło.
Spacerówka - origami w kostkę i w rękę.
Dobytek w plecak i jedziemy.

[Hildesheim i okolice]
Przystanek pierwszy: Hipisi w Stumilowym Lesie.
To jak powrót do domu. Tu poznaliśmy się z Wiewiórem. Tu zamieszkaliśmy po raz pierwszy razem. Tu kiedyś powiemy sobie "tak!" (a to już odrębna historia, w której tiulowe palce maczała Paulina Z widokiem na...)

Spędzamy tu tydzień. Głównie w pozycji horyzontalnej (ja) i kwarantannie (Potomka).  Pierwsze Grudkowe przeziębienie. W duecie wykaszlujemy sobie płuca, puszczamy bąble nosem, nagrzewamy wzajemnie rozgorączkowane policzki.


W międzyczasie Grudka odbywa pierwszą sesję zdjęciową tylko trochę nadgryzając dekoracje, zaznaje pierwszej w życiu kiełbasy z taką aprobatą, że niewątpliwe jest to córka swego ojca oraz odkrywa swój fetysz:



[Berlin]
Odżywamy karmione szarlotką i pieczenią z warzyw.
M. oddaje nam swoje łóżko. Chlejemy herbatę rumiankową. Wspominamy kajakowe wojaże.

Nadia Linek, człowiek z bajki, karmi nas bakaliami i epitetami:
- Bebe! Nie sądziłam, że jesteś taka strzelista!
Z ludźmi z bajki robi się fajne rzeczy, zwłaszcza gdy posiadają własny warsztat sitodruku. Dała mi nawet dotknąć! Na konkrety umówiłyśmy się na 2016. Będę producentem odzieżowym albo manufakturzystą plakatowym albo chałturnikiem pocztówkowym - w każdym razie BĘDĘ. Perspektywa nader ciesząca.

Na chwilę tonę w sklepie z tkaninami. Ale uchodzę z życiem i 3kg ścinków oraz całą wioską Wikingów:

Muszę wrócić po drugą część plemienia.


Jest w tym jeden szkopuł: Ja, córka krawcowej, nie potrafię szyć.
Na nowe hobby też nie mam czasu. Ale przychylne mi społeczeństwo zapewnia, że podołam. Zwłaszcza maszynie. Wrodzona naiwność każe mi wierzyć, że być może.

Potomki pierwsza wystawa.
Wniosek: Sztuka, której nie da się zjeść - nie jest warta uwagi.


Epilog paryski kończy wizytę w hauptsztacie minorową gamą.
To co daleko dotyka nas zaskakująco i bezpośrednio.
Znajoma znajomej.
Świat pogrąża się w panice.

Goggel goggel goggel - reasumuje Grudka i  skutecznie zagłusza radio, którego i tak nikt nie chce słuchać.

[Hannover]
Ciocia skrzypaczka, wujek gitarzysta.
Wegańska kuchnia*. Łóżko na antresoli.
Chrupki kukurydziane o smaku marchewki.

Pralka! Oto należyta motywacja, żeby stanąć na dwóch kończynach i tak trwać, trwać, trwać, trwać.......

*Uczę się. Dmuchałam bowiem w laktomat, przekroczyłam wszelkie dopuszczalne normy i jestem na odwyku. Jako trendsetterka wytyczam nowe szlaki: Weganie jedzący mięso. Mięganie?

[W drodze powrotnej]
Współpasażerka zadaje pytanie dekady:
 - Mamo, czy bycie martwym jest ważne?


P.s. Pamiętacie o Robótce, prawda?

10 komentarzy on "Tour de Teutonia"
  1. Bycie martwym jest bardzo wazne podczas przypadkowego spotkania z niedzwiedziem gryzli! :-))))

    Dawaj Wikingow! Powioze Jareckiej :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka współpasażerki uderzyła w nutę kulinarnego buddysty: Bycie martwym jest ważne, by życie miało lepszy smak.

      Dać Ci Wikingów?! Żebyś mi potem w takiej spódnicy paradowała?! Jeszcze nie oszalałam :P

      Usuń
  2. Anonimowy09:57

    E tam zaraz maczała. Wskazała tylko kto maczać ma ;)
    Mimo wszystko cieszę się, że będziemy miały mały wkład w to wydarzenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będzie wkład bombowy!
      Wiesz, że teraz przy każdych zakupach w supermarkecie będę o Tobie myśleć <3

      Usuń
    2. Anonimowy09:09

      Motyla Noga!
      Po cichu liczyłam, że w TYM DNIU chociaż raz pomyślisz ;)

      Usuń
  3. bycie martwym jest esencjalne zwłaszcza w zderzeniu z głupotą, bo o grizlli była juz mowa :) pamiętacie, wysyłacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka współpasażerki uderzyła jednak w kulinarno-filozoficzne tony:
      Bycie martwym jest ważne, bo nadaje smaku życiu.

      Współpasażerka: Ale dlaczego?

      Matka: Eeeee.....

      :)

      Robótkowo dumne jesteśmy z takich wyznań społeczeństwa.

      Usuń
  4. Ku zdziwieniu calej Unii Europejskiej, posiadam prawo jazdy, ale z niego nie korzystam. Nie jezdze, bo nie chce. To znaczy chcialam bardzo, ale mi przeszlo. Ale dlaczego? Jak to? Bo sie boje i juz:-)
    Grudka boska. Szczegolnie jej oczy, nosek i wloski;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E no! Strach literomatko to rzecz ulotna. Należy jednak często wskakiwać do tej wody. Mi łatwo mówić, bo sama prawa jazdy nie posiadam :P

      Dobrze, że się Grudka zasłoniła.
      Człowiek po spaghetti i burakach bywa mało fotogeniczny.

      Usuń
  5. Trzy smętne bakalie przypominały mi jeszcze o Waszej obecności i jakiegoż znaczenia Grudka nadała skrawkowi materiału w grochy. No i absztyfikanty juz na mnie na ulicy nie patrzą, odkąd nie ma Was obok mnie sunących po berlińskim bruku. Kochana w roku 2016 będziesz miała odciski od rakla i farbę drukaeską w nosie - obiecuję. Ps. Chlopcy ze skejtparku pytaja wciąż o Was! Przybywajcie!

    OdpowiedzUsuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature