Co robi bezrobotny z dyplomem doktora? Jako studencka tradycja: idzie na praktyki. Dajmy na to w grudniu. Praktyki z życia Wiewióra.
O nieludzkiej godzinie silnie nocnej szóstej z minutami wyrwany wyciem budzika przytomnieje na tyle, by stawić się do pionu. Na autopilocie pobiera: ablucje ogólne, herbatę (dla hardcorowców: bawarka original made by Wiewiór), strój roboczy nietwarzowy (na przykład ten turkusowy t-shirt od teściowej) rozszerzony o termo-powłoki a nawet kalesony, wieżę z kanapek i herbatę w termosie. Wsiada na rower i przez nieoświetloną ani jedną lampą smołę przemieszcza się, nadal na autopilocie, do wsi obok. Dobry dzień, to taki, w którym od rana nie leje. Warsztat restauratorski wita kurzem i jarzeniową lampą prosto w twarz, która skutecznie przełącza z autopilota na w-miarę-przytomność. Antenne Bayern zapewnia łączność ze światem, szef maski gazowe i narzędzia tortur*. Przerwa na prowiant o 10:30 i 13:00 - każda po pół godziny. Doktorant to konstrukcja cieleśnie nieogorzała. Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy wraca do domu, zrzuca powłoki kurzu, pada na pierwszy lepszy mebel i zasypia.
Po tygodniu jednak zaczyna mu się podobać.
Rytm, rutyna, jedno zadanie do wykonania.
Uprawa rozterek i wątpliwości w zaniku.
Ból mięśni też.
Dotyka się wtedy absolutu. Że w jakiś sposób: praca czyni wolnym.
*Nawet jeśli centymetrową szpachelką odziera się zabytkowe ławki i stoły z warstw historii.
Ławki, które w szczelinach kryły grosze ze swastyką.
Stoły, przy których gazetę nad kawą i sernikiem czytał sam Himmler.
Do dzisiaj mi dziwnie.
Jako praktykant miesiąca dostałam awans z przeniesieniem.
Od środy będę robolem na budowie z wzorcowym KZtem na horyzoncie.
Zastygam na samą myśl.
O nieludzkiej godzinie silnie nocnej szóstej z minutami wyrwany wyciem budzika przytomnieje na tyle, by stawić się do pionu. Na autopilocie pobiera: ablucje ogólne, herbatę (dla hardcorowców: bawarka original made by Wiewiór), strój roboczy nietwarzowy (na przykład ten turkusowy t-shirt od teściowej) rozszerzony o termo-powłoki a nawet kalesony, wieżę z kanapek i herbatę w termosie. Wsiada na rower i przez nieoświetloną ani jedną lampą smołę przemieszcza się, nadal na autopilocie, do wsi obok. Dobry dzień, to taki, w którym od rana nie leje. Warsztat restauratorski wita kurzem i jarzeniową lampą prosto w twarz, która skutecznie przełącza z autopilota na w-miarę-przytomność. Antenne Bayern zapewnia łączność ze światem, szef maski gazowe i narzędzia tortur*. Przerwa na prowiant o 10:30 i 13:00 - każda po pół godziny. Doktorant to konstrukcja cieleśnie nieogorzała. Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy wraca do domu, zrzuca powłoki kurzu, pada na pierwszy lepszy mebel i zasypia.
Po tygodniu jednak zaczyna mu się podobać.
Rytm, rutyna, jedno zadanie do wykonania.
Uprawa rozterek i wątpliwości w zaniku.
Ból mięśni też.
Dotyka się wtedy absolutu. Że w jakiś sposób: praca czyni wolnym.
*Nawet jeśli centymetrową szpachelką odziera się zabytkowe ławki i stoły z warstw historii.
Ławki, które w szczelinach kryły grosze ze swastyką.
Stoły, przy których gazetę nad kawą i sernikiem czytał sam Himmler.
Do dzisiaj mi dziwnie.
Jako praktykant miesiąca dostałam awans z przeniesieniem.
Od środy będę robolem na budowie z wzorcowym KZtem na horyzoncie.
Zastygam na samą myśl.
Łooo.... :)
OdpowiedzUsuńAno!
UsuńSzybko sie do tej 6tej przyzwyczailas. Ja jakos po 8 miesiacach nadal sie wzdrygam kazdego ranka. A jakbym miala jeszcze rowerem to bym udawala martwa jak nic.
OdpowiedzUsuńNie przyzwyczaiłam się. Niestety. Nawet chodzenie spać wcześniej nie pomagało. A rowerem jednak lepiej niż piechotą. Alternatyw nie ma. Na szczęście praktyki trwają tylko tydzień, a weekend smakował po nich nader pysznie.
UsuńTeż uważam, że w pracy, rutynie jest czasem coś takiego wyzwalającego...
OdpowiedzUsuńI mimo wszystko jest zawsze jakiś cel...
Rytm i rutyna - Święty Graal pracujących na własny rachunek i w domowym zaciszu :)
UsuńNo tak, doktorat schowany w kieszeni, czeka, chyba doczeka.Paczucha się kłania nisko.
OdpowiedzUsuńPaczuszko, miałaś leżeć! Nie kłaniaj się, kuruj!
UsuńDoktorat - nie zając! Skazany nam mnie już dożywotnio.
O matko, ledwo do Ciebie napisałam maila, a teraz mnie oświeciło post czytając - to Ty też w konserwacji zaległaś?Kontynuujesz com ja rzuciła?Oczy przecieram ze zdumienia!Tak?
OdpowiedzUsuń