W drodze na szafot. |
Uff! Pisze do was świeżo upieczony doktor!!!! Taki świeży, że jeszcze ciepły, z wypiekiem na twarzy i szaleństwem w oczach. Choć to już trochę ponad tydzień temu było. Sukienka w fraktalową tęczę, turkus łydek i czerwień trzewików.Z motylami we włosach i różowo-zielonym kotem w kieszeni.
Uff! Pokój był z
metra cięty. Przy wprost proporcjonalnie skrojonym stoliczku siadłam ramię w
ramię z profesorką prowadzącą, jako wsparciem moralnym i milczącym jak posąg
notariuszem. Po drugiej stronie stoliczka, tuż za litrem wody i zasiekami z plastikowych
kubków, dwójka nieznajomych ciał pedagogicznych z identycznymi kopiami (mojego!!!) wiekopomnego dzieła naukowego,
upstrzonymi wykrzyknikami uwag i znakami pytań. Niezależny obserwator z
wydziału farmaceutycznego zasnął tuż po nakreśleniu formalności.
Tuż przed. Ze stresu ust nitką i przybytkiem naukowym w tle. |
Uff! Tyle było
drżenia rąk, nocy prześnionych pod ostrzałem pytań, sinusoid uczuć, moralnych
wątpliwości, długich nocy i nagłych olśnień „że jeszcze tego nie powtórzyłam”! Tyle
tego, by w ekspresowym czasie (90min? Krótko,
jak na wyspę!) przekartkować doktorat od deski do deski w ostrzale całkiem
przyjemnych (nie wierzę, że to piszę!)
pytań. Siedząc pod drzwiami w oczekiwaniu na werdykt, myślałam (nie wierzę, że to myślałam!): Pytajcie mnie jeszcze! Coś za szybko poszło.
Uff! A potem:
wymiana uścisków i gratulacji. Listę poprawek doślą w najbliższym dwutygodniu –
do realizacji z końcem wakacji. Proszę
świętować, pani doktor! Albo iść z nami na kotleta do studenckiej stołówki!
Kotlet zjadłam.
Ponad to zachorowałam tego samego wieczora na grypę i do dzisiaj kultywuję
suchoty podlewane wywarem z czosnku i limonek. Oraz czekam. Na ciąg dalszy. Sącząc
malibu z mlekiem na balkonie z widokiem na góry.
I po! Z szyldzikiem eleganckim i lajkami od muzealników - głównych bohaterów wiekopomnego. |
p.s. Największe
rozczarowanie doktoratu: Świat nie stanął w miejscu, nie było nawet balonów,
czy choćby spontanicznych wiwatów ulicznych. Ba! Świat ruszył z kopyta nie
oglądając się za siebie. Na Ziemi pojawiła się nowa mieszkanka (Helenko, do Ciebie mówię!), Wiewiór
znalazł pracę i mieszkanie (Bawario
przybywamy!), spór o skwerek w Turcji rozbuchał się do wojny domowej,
Krzysztof Hołowczyc odhaczył półwieku a Edward Snowden obnażył dyktafony WielkiegoBrata zza wielkiej wody (tere fere, nie
dajcie się nab(g)rać!).
p.s.s. Najtrudniejsze pytanie na obronie?
- Proszę podać adres zamieszkania.
Z wrażenia pomyliłam kod pocztowy, ale kraj się przynajmniej zgadza.
p.s.s. Najtrudniejsze pytanie na obronie?
- Proszę podać adres zamieszkania.
Z wrażenia pomyliłam kod pocztowy, ale kraj się przynajmniej zgadza.
zaglądam , stukam pukam w okieneczko - gdzie ta Bebe?Gdzie Nasza Doktor? a tu jeeeeeest...Gratulacje z całego serca posyłam :)
OdpowiedzUsuńWybacz, na paracetamolowycm haju z generalnym osłupieniem ciała, nie mogłam wcześniej. Ale teraz możemy w końcu wznieść kielichy. p.s. litonorce prześlę nowy adres, jak będzie. Ba! może nawet napiszę list, w końcu.
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze gratulacje Beb. Kawał dobrej roboty! :)
OdpowiedzUsuńA moją nową dyr. (nie mylić z dr) została Pani urodzona wtedy co Ty, czyli dzień przede mną. Życie potrafi zaskoczyć.
:) Mam nadzieję, że nowa dyr potwierdzi regułę, że ludzie z tego dnia to fajne ludzie są ;) Powodzenia!
UsuńGdy czytałem ten wpis naprawdę stanął mi przed oczami obraz wielu pokoleń, które pracowały na ten sukces ;) Wsiąść na statek i wypłynąć na szerokie wody to jedno, ale bezpiecznie zacumować w docelowym porcie to drugie :)) Gratuluję raz jeszcze :)))
OdpowiedzUsuńTatko jak zawsze w sedno! :* Pokolenia spłakały się na wieść. Urządzamy balangę w porcie, choć jaźniowo jestem jeszcze na szerokim morzu. Narząd głównodowodzący nie nadarza za rzeczywistością.
UsuńdoCtor ... pięknie, brawo, bravo, brawissssssimo :)
OdpowiedzUsuńThe Doctor :)
UsuńBebe! Nareszcie ten uśmiechnięty od ucha do ucha wpis! I wszystko tak się szybko dzieje :).
OdpowiedzUsuńOgromniaste gratulacje, toż to kolejny piękny etap :).
Przede mną, czy za mną? Czy poza doktoratem istnieje życie? Zbadam na tę okoliczność :)
UsuńNo to nowy tor dla pani Doctor! ;) A nie zauważyłaś, że w związku z Twoim doktoratem roześmiała się pogoda? I mi paszcza też. :)
OdpowiedzUsuńGratulacje!
Renata
:D Dokładnie w dzień obrony zaczęło na moją część wyspy świecić jarzeniówką! p.s. przeczytałam: "nowy TORT" - czas coś zjeść ;)
UsuńDoctoressa!
OdpowiedzUsuńA co na to wszystko Wiewior - milczacy bohater drugiego planu? Czy juz sobie rosci prawa do tytulu? :-)))
No i suknia we fraktale przebilas moja pistacjowa garsonke.
Oczywiście, że rości. Herr Doctor Bebe - mówi o sobie i wypina dumnie pierś.
UsuńChciałabym fotkę Kaczki w pistacjach....
Gratulacje, Bebe!! Jesteś wielka!!:-] I wcale się nie dziwię, że po tych wszystkim organizm odmówił Ci posłuszeństwa. Po prostu padły mu baterie:-]
OdpowiedzUsuńŁaduję, ładuję. Słońcem, truskawkami i malibu z mlekiem. :)
UsuńPodziwiam:)
OdpowiedzUsuńA ja się dziwię, że już po ;)
UsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńagazpoznania
Brawo !!! Gratulacje pani Doktor !!
OdpowiedzUsuńPani dr!!! jakie ma Pani cudne bebeluszki na nogach - uniosły Panią w same chmury, niech porywają tak zawsze, niech się wszystkie trudne rozmowy tak dobrze potoczą!
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest na nic za późno więc GRATULUJĘ! :)
OdpowiedzUsuń