Zdjęcie rodzinne |
[11]
Jako przykładni turyści idziemy do osławionego Centrum Kopernika. Pierwszego i jedynego science centre w Polsce - idę zatem z zawodowego obowiązku i ciekawości. Choć bardzo się staram, to profesjonalnych okularów zdjąć nie potrafię. Rozpoznaję eksponaty z innych, starszych zagranicznych instytucji. Choć są też nowości, które dotykałam na konferencjach. Mentalna lista designerskich błędów wydłuża się w zastraszającym tempie (na obronę dodam, że popełnianych wszędzie, nie tylko nad Wisłą). Czyżby temat na drugi doktorat? Żeby nie zepsuć sobie wizyty, skupiam się na obserwacji współodwiedzających. Ludzie to ciekawe kreatury. Dwuletnie muzeum samym dotykiem potrafią zamienić w dziesięcioletniego staruszka. Mimo wszystko bawimy się wybornie i jemy ogórki kiszone z torebki:
Popołudniem kolejny punkt na kulturalnej mapie stolicy.
Najpierw przystanek w monopolowym: Trzy Kolory. Wino. Po drodze zwijamy Mariana, co zarządza kryzysami i idziemy do Centrum Sztuki Współczesnej jeść pizzę. Juliette i Paweł spędzają w Polsce już kolejne lato, w małym pokoiku w Laboratorium CSW. W zeszłe zbudowali tam piec chlebowy, wokół którego rozkładamy ławki, stoły i talerze. W tym, założyli ogródek (klik!klik!). A wszystko to w ramach letniej akcji "Zielony Jazdów, czyli CSW na trawie", gdzie obok kina, warsztatów, koncertów i wykładów, była też eko kuchnia autorstwa Juliette. A wyglądało to mniej więcej tak: film!klik!
Tak nam się złożyło w prasowej czasoprzestrzeni. |
Piasek chrzęści w zerwanej przeze mnie bazylii, mam się postarać bardziej. Juliette ma teraz krótkie czarne włosy opasane różową chustą. Ugniata idealne kule z drożdżowego ciasta i zarządza jedynym dozwolonym pomocnikiem - mężem. Paweł - artysta i przyjaciela Bułki Starszej - posłusznie kroi mozzarellę, uciera w moździerzu czosnek z oliwą i wyciera nos marudzącej Z., która w końcu zaczęła porozumiewać się w narzeczu nadwiślańskim.Ot, siła polskiej ochronki, a może presja autochtońskiej grupy przedszkolaków, która na trzykołowcach, hulajnogach lub w skocznych krokach przybyła na pożegnalną pizzę. To ich ostatni dzień w tym kraju.
Zapada zmrok. Juliette krąży między gośćmi, słucha, dziękuje, śmieje się. Po czym wraca do pieca, by wyciągnąć z niego kolejną pizzę, posmarować jej brzegi oliwą z czosnkiem (pycha patent!) i posypać bazylią. Ciepły krąg. Bułka referuje przedszkolakom "Różnimisie". Jemy i pijemy do późna. Bohema artystyczna wykrusza się przez słaniającą się ze zmęczenia dziatwę.
[12]
Wybujała zieleń na dachu Biblioteki UW jest niespotykana i zaskakująca. Studenciki za oknem, jak w zoo, kują na poprawkowe. Bułka upolowała czterolistną koniczynę do Wiewiórowej kolekcji. Już wiemy, co będzie się działo w Prywatniku od Rymsa. Na parterze wystawa polskiego plakatu, chciałabym mieć co najmniej połowę z nich.
Czuły Barbarzyńca z huśtawką otula spokojem. Kawa pachnie cynamonem, wspomnienia dzieciństwa w PRLu wysypują się z niektórych okładek. Tylko książeczki w dziale dziecięcym smutnie zakurzone. Oglądam wiele uważnie i już wiem dlaczego "Wszystko gra" wyd. Wytwórnia wygrało w tym roku w Bolonii ilustratorskiego Oscara. Na szczęście to już końcówka lata, niebawem ruszą ponownie Czułe Czytanki.
Pokazuję Wiewiórowi nonogram:
- Jak to rozwiążesz, to się z tobą ożenię.
Rozwiązał ostatniego dnia, tuż przed odlotem, znajdując przy tym dwa błędy w zadaniu.
No to przechlapane.
[13]
Pizza z Jackami pod najwyższym słupem energetycznym w Polsce. Wzrusza mnie, że chcą się spotkać, choć ona ma oddanie magisterki pojutrze i będzie pić kawę po nocach. Trzymam kciuki!
Urlop bez choroby nie jest urlopem, zatem zapadam na chorobę morską bez morza, za to z naddatkiem śniadania jeden i dwa. W nagrodę oglądamy film o kulinarnym tytule "Królik po berlińsku", czyli rzecz o murze berlińskim z perspektywy króliczej nory. 28 lat między murami - obraz jakich mało. A na deser naga Kate Winslet, która z zakochanej w literaturze kochanki w romantycznej komedii (przypisana kategoria filmowa) okazuje się poprawną esesmanką. Opadają nam szczęki w tej przypadkowej zbieżności gatunków.
[14]
Polska flaga. Lubię ten urbanistyczny polot. |
Bułka ma taką wróżbę. Jak są misie na wybiegu zoo, to gra w totka. Były. Zagrałaś?
W oczekiwaniu na okolicznościową żywność. |
Turlamy się po Starej Pradze. Tu Pan Zdzisiu przysiadł na słupku, a świat się chwieje nieco w bliźniaczym obrazku czerwonej cegły. Tam koledzy po fachu na fali mody otwierają kolejne atelier. A w ciemnych bramach kapliczki - zadbane, wymalowane, ukwiecone oznaki, że komuś tu jeszcze na czymś zależy. Kanapki na murku z żulami zagryzamy kiszonymi z torebki. Jeden świat obok drugiego. Za mostem otwiera się nowa, otwarta przestrzeń. Gdzie kiedyś w stadionowych budkach Chińczycy sprzedawali mydło z powidłami, tatusiowie chodzą alejkami oglądać Narodowy Stadion. W Parku Skaryszewskim na obrzeżach koledzy Pana Zdzisia urywają drzemkę pod dziką jabłonią. A im dalej tym więcej białych koszul, wysokich obcasów, rasowych psów i wystylizowanych dwulatków goniących Basie z orzeszkiem w dłoni. A tuż za rogiem cisza Saskiej Kępy. Mosiężna Osiecka siedzi przy mokrym deszczem blacie. Jednak zamiast ciasta wracamy na parkowe trawniki, pospać i pogadać o życiu.
Podobno można zwiedzić stolicę podążając ich szlakiem. |
[15]
Ale odlot.
Bułka zatyka nam gardła na parkingu lotniska*.
Taka jest tam mała, że chciałoby się ją zabrać w bagażu podręcznym.
Wracamy do domu po 2kg chudsi. Pierogi i serniki zdecydowanie nam służą.
Liczne słoiki upchnięte w butach i skarpetkach przeżyły.
Trzy opakowania lodów o smaku ogórków kiszonych także.
Książki, dużo książek. Nawet Mistrz i Małgorzata. Ciekawe, czy nadal będą mi smakować.
To był dobry pomysł, ta Polska.
I ja odpoczęłam.
Do Siego!
* Zapisuję na wypadek, że będzie się w przyszłości wypierać:
Jak kupicie ten dom w górach, to ja rzucam to wszystko i przyjeżdżam do Was. Urządzimy ogród, będę składać warzywa w słoiki i niańczyć Wam dzieci.
c.d. na razie nie.n.
Bajki pisz.
OdpowiedzUsuńJa się tylko przeczołgałam po starym mieście i Łazienkach jak leniwa po talerzu ;)
Ty pisz! Choć mi się marzy jedna z Tobą :)
UsuńZe mnę w roli, czy chcesz zilustrować? Byłabym zaszczycona :)
UsuńObie opcje byłyby super. Możemy to dogadać w mailach :)
UsuńŚwietne focie :D
OdpowiedzUsuńJa się tak w Centrum ubawiłam, że padłam ze zmęczenia, za dużo tego :P
Prawda, to miejsce na cały weekend.
UsuńCo ja widzę? Pragę widzę:) Dziennie na niej bywam... Swojsko się zrobiło!
OdpowiedzUsuńChyba czas wrócić do częstszych notek, bo umykają te chwile umykają.
UsuńZnaczy niechybnie trzeba ślub planować?;)
OdpowiedzUsuńa już miałam nadzieję, że nikt nie zauważy ;)
UsuńNie dość, że tekst znów zapiera dech w piersiach, to jeszcze zdjęcia robią wrażenie :)
OdpowiedzUsuńPS
Polska to fajny kraj :)
p.s. Polska to PYSZNY kraj!
OdpowiedzUsuńPyszny, zatem gdzie żurek? :)
UsuńTo na Boże. A grzybowa może być?
UsuńUwielbiam nonogramy!
OdpowiedzUsuń:-))))
Mówisz i masz :)
UsuńOddałam! W poniedziałek obrona;)
OdpowiedzUsuńKrecikowa ^__^
o rany, rany! To trzymam kciuki nawet u stóp!
UsuńKolejny cudny wspomnieniowy wpis. Pognałabym za wami i ogórkami ;).
OdpowiedzUsuńNa warsztaty o kiszonej zapisalabym Norweskiego.
OdpowiedzUsuńBez kiszonej nie ma gulaszu :-)
psia kość słoniowa, była przy stoliku Agnieszki i NIC .. a to rzut beretem niecały - to pisałam ja, joladubeltowa
OdpowiedzUsuńpyszny ten wpis... z całymi wszystkimi ogórkami, bazylią z piaskiem, pizzą naoliwioną i naczosnkowaną, Bułką i ... tak dużo ilością szczęśliwej Bebe:) No i te oświadczyny mocno nietypowe:D Można Was uznawać powszechnie za zaręczonych?? I będzie oto Bebe Wiewiórową onegdaj???
OdpowiedzUsuń