Majaczenia Matki in Spe

24.01.2015
(...)
Tydzień temu w szkicach napisałam:
"Zastanawiam się od kilku dni, co by Wam tutaj.... Bo miało być tak rozkosznie: urlop dla człowieków przy nadziei, oceany czasu, tężyzna fizyczna w rozkwicie, blogowa resuscytacja, 200% normy w produkcji beberazków.

Tymczasem rysuję dniami i nocami, ale pokazać nie mogę.
Czas się tym samym kurczy jak wełniany sweter w 90 stopniach.
Bezsenność dwupaku przekłada się na mózg zombie za dnia.
Blog ciszą stoi i gniecie niedokończonymi myślami*.

Droga społeczności, o czym się pisze blogi?"
Smutek i pożoga. 

* Trudna prawda: Jestem blogowym miszczem cykli otwartych i niedomkniętych....

(...)

Od kilku dni zaś zajmuję się intensywnie życiem towarzyskim.

Będąc platformą nośną taboru bakterii, które przytargał do domu Wiewiór.
Są śpiewy, hulanki, swawole, chochoły i kręcioła.
Roztapiam się zespalając z bielą pościeli.
Wypluwam aparat oddechowy.
Wydmuchuję mózg.

A już wypisywałam sobie dyplom, za ciążę bez infekcji.

Odmawiam litanie do Potomka, żeby sobie odpuścił przedterminowe lądowanie.
Rozumiem atrakcyjność wyrzutu jaki obiecuje kaszel, potencjalne prędkości nad-świetlne, przyspieszenie ponaddźwiękowe. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: umęczona maligną matka jest twarzowa, a tym bardziej fotogeniczna, jak suwalski pegeer. Oszczędź sobie widoku, Potomku.

(...)
Zastanawiam się, co myślała Joanne Harris oglądając film "Czekolada" oparty na jej powieści o tym samym tytule. Po lekturze stwierdzam nader nikłe oparcie, takie na jedną nóżkę, chwiejne, nienachalne. Czy autor cieszy się, że ekranizacja poprawi popyt na słowo drukowane, czy zgrzyta zębami, że z księdza fanatyka zrobili mu burmistrza małżeńską niewydolnością?
19 komentarzy on "Majaczenia Matki in Spe"
  1. W tej sytuacji tylko zdrowia życzę - bo i życie towarzyskie, i praca w rozkwicie i nadmiarze ;). Trzymaj się dzielnie i ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam się termoforu i tony chusteczek higienicznych. Oraz mam autentyczne zakwasy mięśni policzkowych i brzucha!

      Usuń
  2. Jak sądzę autor ksiażki "Prestiż" Christopher Priest skacze z radości na podstawie jego bele jakiej książki powstał doskonały film. Niby dość wierna adaptacja - ale aż trudno uwierzyć, że jedno z drugim ma coś wspólnego. Film nastrojowy, tzrymający w napięciu, zaskakujący, niezwykły. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skacze z radości ŻE

      Usuń
    2. Czekoladę nawet przesunięto lekką ręką o ćwierćwiecze wstecz!

      Prestiż..... poszukam :)

      Usuń
    3. Pytałaś ostatnio o godne polecenia filmy, a ja na wyprodukowanej dla Ciebie liście nie uwzględniłam Prestiżu, bo byłam przekonana, że znasz! To jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam ever.

      Usuń
    4. Nie znam, tzn. nie znałam do wczoraj... ale niestety nie jestem kompatybilna w ogólnych zachwytach. Fakt faktem wytrzymałam tylko do połowy. Resztę doczytałam w internecie....ekhem.

      Chyba się popsułam od tej gorączki.

      Usuń
  3. O czym się pisze blogi? A bo ja wiem? ;)

    Dla rozrywki opowiem Ci, jak to z Mimem w ciąży zdybało mnie po raz pierwszy w życiu zapalenie zatok. Ból taki, że chciałam walić głową w ścianę, temperatura z tendencją zwyżkową, ogólny bolesny zgon. Przydybać mnie raczyło w Wigilię, kiedy to mój brzuch miał 4 miesiące. Gabinety nieczynne. Pogotowie nie chciało przyjechać, wizyty domowe także. Leżałam sama jako ten Lazarz, bo rodzinkę wywaliłam na umówioną Wigilię do rodziny. Zza ściany kolędy, śnieg (bo wtedy BYŁ jeszcze śnieg), a ja w kołdrowej zaspie samiuśka, gorzej niż w stajence. Dociągnęłam tak do Drugiego Święta, kiedy to wieczorem ośmieliłam się zadzwonić do mojej pani ginekolog po przepisanie antybiotyku, którego ikt z lekarzy ciężarnej nie chciał przepisać. Pani ginekolog mnie ochrzaniła, że zakłócam jej święta. Rzuciłam słuchawką i uderzyłam w spazmy. Uratowała mnie lekarka mojej mamy, u której mama leczyła się całe życie. Wspaniała kobieta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniała rozrywka, zaiste.
      ;P

      Usuń
    2. :D

      PandeMonia, też bym w spazmach oszalała. Czy mi się wydaje czy narodziny jednego z Twoich synów też okraszone było jakimś zdrowotnym armagedonem?

      Usuń
    3. Tak. Pierwszego - wywichnięte żebro, rozłupana miednica, złamana kość ogonowa, purpurowy brzuch i jakieś kilkadziesiąt szwów. :)

      Druga była cesareczka właśnie z powodów pierwszego niedoskonałego, jak widać, porodu. To była kaszka z mleczkiem.

      Ale skurczy dostałam przedwcześnie, przez Mata lat niespełna 4 - zaczął się dusić w nocy, więc tak się zdenerwowałam, że pojechałam na porodówkę.
      I żylibyśmy długo i szczęśliwie, gdybym, nie została poczęstowana gronkowcem złocistym w torcie, a potem, zupełnie z innej przyczyny Mim zrobił się trupio blady, nieprzytomny i wiotki.
      W szpitalu odkryto wadę serca oraz nadmiar środków na nadciśnienie w mojej huczącej krwi.
      O, moje porody i życie okołoporodowe obfitują w gwałtowne zwroty akcji! :)

      Usuń
    4. O! Też mi się paliły zatoki, kiedy Wojciecha bardziej wewnątrz niż na zewnątrz nosiłam! I nikt, nikt mi pomóc nie chciał, chlip, chlip...
      Jak tam, Bebe? Lepiej trochę? Bo ja tu myślę o Tobie i o rychłym spotkaniu. Twoim. Z Potomkiem :)

      Usuń
    5. @PandeMonia: ..... musiałam się najpierw hiperwentylować w torebkę. A teraz chodź, niech cię obtulę.

      @Olga: Nadal ograniczam się do kojca z łóżka, wydmuchuję resztki mózgu. Ale żyję i chyba gdzieś tam w oddali zaczynam widzieć światełko. Iść w jego stronę?

      Umówiłam się z Potomkiem, że póki nie zacznę oddychać samodzielnie - on sobie tam jeszcze popływa. Niech korzysta człowiek z wolności. Potom to ja będę ustalać limity: "Potomek, za 5 minut widzę cię w domu i basta!"

      Usuń
  4. A mi sie podobal i film i ksiazka, choc inne. (W ogóle wszystkie jej ksiazki mi sie podobaly.)

    O czym sie pisze blogi? Ty to wcale nic pisac nie musisz nawet (choc oczywiscie chetnie!) wystarczy beberazek i ja jestem zachwycona.

    @pandeMonia, to ty juz wyczerpalas cala pule okoloporodowego cierpienia dla wszystkich kobiet, na cale stulecie... :*
    Bebe nie ma wiec sie czego bac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się z Tobą, diabełku, łączę, bo mi się obie wersję podobają. A jakże. Tylko rozbieżność mnie zastanowiła zwłaszcza w zderzeniu z autorem.

      A poza tym: lowam cię!

      Usuń
  5. Bebe, niestety nie mogę uraczyć Cię żadnym armagedonem ciążowym, przykro mi. Porodowym też nie. Będąc dziewczęciem 40 kg o nikczemnym wzroście, powiłam 4 kg niemowlę , centymetrów 64 pomiędzy jednym ćwiczeniem gramatycznym a drugim (BEZCZELNIE WYRWALI MI KSIĄŻKĘ I KAZALI PCHNĄĆ! Brutale), tak jakoś mimochodem, pytając lekarza gdzie te męki o których czytałam. Nastawiłam się na cierpienia 18 godzinne, a skończyłam w 15 minut. Przereklamowany ten poród, mówię ci :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 i takie historie powinno się matkom in spe opowiadać do poduszki.

      Usuń
  6. Przytuliłabym, ale po cóż Ci obce wirusy mieszać?
    Ja też mam tendencje do euforii poporodowych raczej niż depresji. Jakoś to łatwo szło, więc nie dawaj się propagandzie :) Choć fakt, kaszel wzbudzał we mnie napady paniki.
    PoZDRÓWKA,
    F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymieszajmy Fidrygauko! Gorzej być bowiem nie może!
      Chyba stworzę normalnie antologię pozytywnych narracji porodowych, bo mi ich w polskim wydaniu bardzo brakuje.
      Obtulam cię na okrągło!

      Usuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature