Sztuczne ognie

4.11.2011


Cicho, zimno i dramatycznie. Tak miało być po wyjeździe Wiewióra, który jeszcze dziś na lotnisku nucił w bebeluszkowe ucho You are the hero of the blog na melodię "We are the champions" the Queen. Ateista, a taki w Bebe wierzący.

Zamiast ciszy jest rock'n'roll na żywo. W wigilię Święta Ognisk Anioły Piekieł otworzyły progi swego pubu dla bez-harlejowych tubylców. Pachnie siarką, a szyby drżą nie tylko od głębokich basów. Jak z armaty wystrzelane, czerwone i zielone świetlne kule, rozpadają się tysiącem gwiazd nad bebeluszkową wieżą.

Niebo rozpalali do czerwoności hinduscy sąsiedzi, już od tygodnia celebrujący Diwali, festiwal światła i dobrobytu. Jutro powinności ogniomistrza przejmą Yam-Yamy. W głównym parku zapłonie ogromne ognisko ku pamięci Guya Fawkesa - w kraju przodków Wiewióra bohatera narodowego, w Yam-Yamowie zdrajcy. Jak Bukę w Muminkach, ciepło i światło ze starych płonących palet zwieńczonych symboliczna kukłą przyciągnie pół Yam-Yamowa w kaloszach. Puszczą karuzelę w tan i będą lać piwo w strugach deszczu. Bebe doświadczyła tubylczego rytuału trzy lata temu, który stracił czar zwieńczony klasyczną grypą. Z braku podstawowego ekwipunku w postaci gumowców, Bebe będzie podziwiać tegoroczne fajerwerki z wysokości domowych pieleszy.

Dramatu też brak. Czas Zimnej Kołdry jest tym razem bardzo określony, a tym samym znośny. Bilet do Czarnego Lasu leży na bebeluszkowym biurku, jak gwarancja pocałunku z sześciotygodniowym odroczeniem.

Teraz tylko odliczać spania, zabijać czas pracą i czekać na fajerwerki: te prawdziwe, noworoczne.
1 komentarz on "Sztuczne ognie"

Auto Post Signature

Auto Post  Signature