Idźcie po popcorn! Bo to notka numer 501 i najdłuższy post na tym blogu |
[06.04.2013]
Dzień był szary, brzydki, deszczowy.
Mój humor podobny.
Pralka właśnie włączyła wirowanie.
Siadłam na różowym prześcieradle łóżka.
Wiewiór przyklęknął przy mnie.
I z kieszeni wyciągnął pierścionek.
Drewniany.
Hand-made.
Jak na konserwatora przystało.
Tyle z tego dnia pamiętam.
[styczeń 2014]
Zróbmy ślub w lipcu.
Siódmego. W Stumilowym Lesie.
U hipisów.
Siedem lat po tym, jak przyjechałeś tu na zawsze.
[kwiecień 2014]
Potomka ma jednak pierwszeństwo. Może jednak w przyszłe wakacje?
[czerwiec 2015]
Bardziej od wesela potrzebujemy spokoju.
[październik 2015]
Zainspirowana Dynią zamawiam ślubną spódnicę. Z szarego tiulu.
Z widokiem na... staje na wysokości zadania!
"Między warstwy możesz sobie, jak Dynia, nasypać filcowych kulek albo Haribo" - ucieszyła się kaczka.
"Między warstwy możesz sobie, jak Dynia, nasypać filcowych kulek albo Haribo" - ucieszyła się kaczka.
[styczeń 2016]
To może w tym roku?
[kwiecień 2016]
Lista dokumentów wymaganych przez teutońskie władze jest dłuższa niż litania do wszystkich świętych.
Dla dwojga obcokrajowców razy dwa. Każde w tłumaczeniu z ojczystego na tubylczy.
Dla dwojga obcokrajowców razy dwa. Każde w tłumaczeniu z ojczystego na tubylczy.
To może w innym kraju?
[maj 2016]
Albo Wiewiór nauczy się języka polskiego w trybie natychmiastowym albo w Polsce ślubu też nie będzie.
Nie stać nas na przysięgłego tłumacza symultanicznego na liście gości.
Nie stać nas na przysięgłego tłumacza symultanicznego na liście gości.
[czerwiec 2016]
Wiewiór: Dodzwoniłem
się do Irlandii! Potrzebujesz tylko paszportu i potwierdzenia
wiarygodności aktu urodzenia. Gdy zapytałem, czy potrzebny jest tłumacz
urzędniczka spytała: "A narzeczona potrafi powiedzieć I do?"
[sierpień 2016]
Irlandia południowo - wschodnia.
Przychodnia lekarska. W recepcji dostajemy numerek.
Siadamy w poczekalni między wypluwającymi płuca a czekającymi na borowanie.
Siadamy w poczekalni między wypluwającymi płuca a czekającymi na borowanie.
Niska blondynka w wełnianym swetrze przychodzi po nas i prowadzi do schowka na szczotki pełnego papierów.
Oto proszę państwa urząd stanu cywilnego. Za ścianą komuś wygrywają zęby.
Oto proszę państwa urząd stanu cywilnego. Za ścianą komuś wygrywają zęby.
Jednak
potrzeby będzie jeszcze jeden dokument. Potwierdzający, że mój
międzynarodowy oficjalny akt urodzenia jest dokumentem iście oficjalnym.
Ommmm.....
[wrzesień 2016]
Średniowieczny zamek wydaje nam się jedyną słuszną lokalizacją.
200 ojro za 2 godziny przyjemności. Wdech wydech.
Wszak ślub z Wiewiórem bierze się tylko raz.
200 ojro za 2 godziny przyjemności. Wdech wydech.
Wszak ślub z Wiewiórem bierze się tylko raz.
Bebe: A gdyby tak nie czekać do przyszłego lata?
Wiewiór: Co masz na myśli?
Bebe:
W styczniu stuknie nam 10 lat. W prawdzie to wypada w piątek, ale może w
Irlandii udzielają ślubów nie tylko w weekendy. Oraz pomyśl! Będziemy
musieli pamiętać tylko tą jedną datę!
Wiewiór: Rzeczywiście kuszące.
(...)
Polskie dokumenty załatwione.
To oficjalne: w piątek 13 stycznia 2017 wychodzę za męża.
[październik 2016]
Prawda bywa jak surowa marchewka przy bólu gardła - trudna do przełknięcia.
Chyba nie chcę tiulowej spódnicy. Chcę sukienkę.
Z Berlina. Bonnie & Buttermilk. W innych retro wzorach się nie widzę.
Z Berlina. Bonnie & Buttermilk. W innych retro wzorach się nie widzę.
Atak telefoniczno-mailowy na zamek celem rezerwacji miejsca nie przyniósł rezultatu.
Cisza, jakby ich zalało.
A skoro nie zamek to.... Ommmm ommmmm..... Witaj przychodnio!
W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że wezmę ślub w medycznym schowku na szczotki.
Tak dziwne, że aż śmieszne.
Tak dziwne, że aż śmieszne.
(...)
Bilet do Berlina kosztuje więcej niż sukienka. Kupuję przez internet. Na wszelki wypadek dwie.
Czas oczekiwania 6 tygodni. Chyba osiwieję.
Czas oczekiwania 6 tygodni. Chyba osiwieję.
[30.11]
Mamy! W końcu coś mamy.
Fotografa!
Który utrzymuje, że jest naszą rodziną, co świadczy o ułańskiej fantazji rzeczonego.
W prawdzie, zważywszy tuziny wujków i ciotek Wiewióra, takie wyznanie nie powinno dziwić, ale....
W prawdzie, zważywszy tuziny wujków i ciotek Wiewióra, takie wyznanie nie powinno dziwić, ale....
Jestem mężem siostry byłego partnera siostry Wiewióra.
W każdym razie mamy fotografa.
A fotograf ma aparat.
[04.12]
Umiarkowana panika na temat sukienki.
A dokładniej jej braku.
[05.12]
Wielka panika na temat sukienki.
A jak będą za małe?
Szukam alternatywy.
W sklepach tylko smoła i cekiny.
Nie, nie, nie, nie.
Ommmmmmmm.....
[07.12]
Nie mam sukienki.
Mam buty.
Gumowce.
Żółte.
No co?!
Przecież będzie zima.
W Irlandii.
[09.12]
Przyszła pierwsza sukienka.
Kremowa w niebiesko-żółte retro kwiaty.
Piękna.
Za duża?!?!?!?
Krój też nie ten.
Ommmmmmmmmmmmmm
[12.12]
Przyszła druga sukienka.
Czerwona. Piękna.
Namiot!!!!!
Ommmmmmmmm...
Gdzie ja znajdę krawca, co mi to spruje i uszyje na nowo?!?!?
(...)
Nie będę panikować.
Ommmmm.....
(...)
Gorączkowo przeglądam strony internetowe w poszukiwaniu kreacji.
No żeż! Nic!
No żeż! Nic!
[18.12]
Ma strychu znajduję sukienki sprzed ciąży.
Wiewiór mówi, że najładniej mi w wełnianej spódnicy.
Wiewiór mówi, że najładniej mi w wełnianej spódnicy.
Ommmmm.....
[19.12]
Bebe: Zamówiłam trzy nowe sukienki.
Wiewiór: I znów będziesz czekała 6 tygodni?!
Bebe: Nie! W innym sklepie. Te przyjdą jeszcze przed świętami (w myślach: oby....).
[22.12]
Cud! Cud w groszki. Czerwony.
W prawdzie z poliestru, ale jest szansa, że w środku irlandzkiej zimy się nie spocę.
Za jedną trzecią retro kiecek. Ekonomiczna panna młoda strikes back!
[25.12]
[25.12]
Grypa żołądkowa.
Przeziębienie.
Ból oczu.
Ból istnienia.
Zaklejam twarz plastrami na opryszczkę.
Błagam. Tylko nie to!
[O4.01]
Za dziewięć dni zawiązujemy węzeł mażeński, a Wiewiór jak na razie może wystąpić nomen omen tylko w butach.
Nie wpadam w panikę, nie wpadam w panikę, nie wpadam..... Aaaaaaaa!
[05.01]
Pojechać do sąsiedniego powiatu po pasztety warzywne, wrócić z marynarką i koszulą. Spodni na człowieka-pająka brak. Sweter na pannę młodą jest. Z przeceny.
[06.01]
Największym
wrogiem panny młodej są buty. Przymierzam cały zasób szafy. Kończy się
tak jak zwykle. Przypadkiem. Czerwone szpilki kupione przypadkiem nomen
omen w Dublinie i różowe półbuty od Clarksa kupione na sąsiedniej
wyspie.
Sukienka z
internetów, szalik od Zosi, kurtka z Tkmaxxa (ta, co ją w ciąży kupiłam z
Kaczką), rajtki z promocji, sweter z przeceny.
Dobrze, że Wiewiór wybrany świadomie.
Dobrze, że Wiewiór wybrany świadomie.
[O7.01]
[16.01]
W kieszeniach, butach i załomach wózka znajdujemy ryż.
(...)
- Rings of power!
- Bzzzzzzt!
Dwadzieścia
minut samochodem, (wyczute) muliony minut w korku na parking, trzy
zgubione drogi w przybytku szopoholika, jedną pieluchę z ładunkiem broni
biologicznej i osiem kanapek z szynką dalej.......czyli w szale
sobotnich zakupów nabyliśmy ostatnie części ślubnych kreacji. Grudka
zwiedziła przy tym wszystkie sąsiednie kabiny wzbudzając raczej ochy,
achy i wie-süß-y niż oburzenie. Na wszelki wypadek udajemy, że to nie
nasze dziecko.
[08.01]
Wiewiór w garniaku wygląda nader ponętnie.
Chyba za niego wyjdę. Jednak.
Chyba za niego wyjdę. Jednak.
(...)
Bebe: Nawet nie wiem, o której mamy lot.
Wiewiór: Ja też nie.
(...)
Obudziłam się po północy z przeczuciem, że zapomnieliśmy o czymś ważnym.
Rezerwacja obiadu!
Dzięki bogu za Facebook, różnicę czasu i nocnych marków branży gastronomicznej.
O pierwszej trzydzieści zasnęłam spokojnie.
O pierwszej trzydzieści zasnęłam spokojnie.
[09.01]
Jeszcze dwa dni w kieracie i wywieszam kartkę: "Wyszłam za mąż, zaraz wracam."
(...)
Wiadomość dnia!
Odpowiedział nam mailowo zamek! Ten zamek. Buhahahaha!
Po
miesiącu milczenia raczyli nas poinformować, że cisza w eterze to
wynik problemów z IT. Ale i tak mają zamknięte do 16 stycznia, więc nam
pomóc nie mogą. No chyba, że zmienimy datę ceremonii. Buhahahaha!
[10.01]
Czy panna młoda potrzebuje bukietu?
[11.01]
Dwa
pociągi, dwa autobusy, dwie porcje ryby z frytkami, dwie kawy, dwa
banany, jednego precla z masłem, jedno opakowanie dżemu zjedzonego
łyżeczką, jeden samolot, dwanaście godzin i mulion odczytów tej samej
stricte obrazkowej świnki Pepy później lądujemy w kolebce przodków
Wiewióra. Jak to dobrze, że wielki dzień dopiero pojutrze.
[12.01]
- Dzień dobry, chcemy kupić bukiet. Ślubny bukiet.
- A na kiedy?
- Na jutro.
Kiedy
ocuciliśmy i doprowadziliśmy do pionu lokalną florystkę okazało się, że
była w zeszłym tygodniu na targach ślubnych, na które udzierała
bukiety. Ten najprostszy, z samego przybrania sprzedała dziś nam. Za pół
ceny. Zburzonego światopoglądu nie udało się ocucić.
Leje.
Na wszelki wypadek kupujemy parasol.
Czerwony.
Może
nie powinnam o tym mówić głośno, ale mam fajną teściową. Przygotowała
się na ślub: "Mam trzy butelki szampana. Najlepszy, bo mocny! Oraz wino.
Swoje wino. Mam też dla Was weselny tort*. Ha! Akurat przecenę mieli w
markecie."
* 30 centymetrów biszkoptu przełożonego bitą śmietaną i posypanego cukrem pudrem.
[13.01.2017 piątek ]
Słońce! Słońce! Słońce!
Z parasolem kupiliśmy pogodę!
To będzie dobry dzień.
"Ale
jestem podekscytowana!!!!" - mama Wiewióra świętuje już od rana -
"Zamówiłam sześć skrzynek piwa, na wszelki wypadek. Bebe chodź no do
kuchni. Czas na pierwszą butelkę szampana."
Grudka przesypia sesję foto.
Dzięki niebiosom!
Tym samym nikt mi nie ukradł show.
Przychodnia lekarska wita nas plakatem:
To już wiadomo dlaczego Wiewiór musiał zostać Wiewiórem ;) |
Ktoś
ewidentnie sprzątał w schowku na szczotki. Dokumenty usypane w wieże,
chylą się zsynchronizowane ku jednej stronie. Biurko przykryte białym
prześcieradłem. Urzędniczka zamieniła wełniany sweter na marynarkę.
Młodsza część gości musiała zostać na zewnątrz. Taka karma.
Młodsza część gości musiała zostać na zewnątrz. Taka karma.
Nie będzie z tego filmu na Snapchacie.
Przysięga
na szczęście tylko po angielsku. Błędy w wymowie sklerozę* zrzucam na wzruszenie.
Coś mi do oka wpada, gdy Wiewiór recytował swoje "I do". Strategiczne
momenty ciszy Grudka wypełnia chrupaniem sucharka. Raz na moim, raz na
Wiewióra ramieniu.
*Z całej przysięgi pamiętam tylko "I do and I will". Musi starczyć.
"Teraz poproszę obrączki."
"Obrączki? Bebe, kto ma obrączki."
"O rany! Są w plecaku! Na zewnątrz!"
W
drodze do bufetów. My z Grudką przodem, za nami teściowa z resztą gości
sztuk trzy. Nagle teściowa zaczyna biec w naszą stronę rączym kłusem
trzymając torebkę ryżu w ręku. Wiewiór rzuca się przed siebie. Ja za
nim. Teściowa w pozie dyskobola: "I forgot about rice!!!!!" Białe
pociski, świsty, wybuchy, okopy, białe flagi. "Cieszcie się, że nie ma
śniegu! Bo rzucałaby śnieżkami!" - siostra Wiewióra zatacza się ze
śmiechu.
Kawiarnia pod Bawełnianym Drzewem. Grudka
świetnie się bawi. Myje ręce siedemdziesiąt siedem razy w ciągu półtorej
godziny. "Co jemy Potomko?" - "Napki*, ciastko, aach!**" - każdemu
według potrzeb. Tosty z serem, fish pie, zapiekanki warzywne, frytki,
pieczone ziemniaki, coleslaw, sałata, kurczaki w sosie, ciasto
marchewkowe, tiramisu, kawa, nawet z soją, woda, dużo wody.
Na
wisienkę zachód słońca na Octowym Wzgórzu. Wiatr, zimno. Pod murem
wieży czekamy na dobre światło. Grudka obserwuje drżące towarzystwo i w
końcu rozumie, o co w tym dniu chodzi: "Happy Birthday!"
W domu teściowej strzelają korki szampana.
Dj Teściowa puszcza najstarsze kawałki gatunku Irish country "No zobaczcie jaki on jest przystojny!"
Rodzina Wiewióra objawia się w szybszym tempie niż jestem w stanie odpowiadać na "How ar' ya hon?"
Rodzina Wiewióra objawia się w szybszym tempie niż jestem w stanie odpowiadać na "How ar' ya hon?"
Wujek Ron snuje niekończącą się opowieść, z której jestem w stanie wyłapać tylko pojedyncze słowa "hemoroidy", "więzienie", "bezsenność" i "topnienie psa, który cudem przeżył".
Młodsza młodzież w osobie Grudki tańczy. Starsza młodzież dokumentuje i transmituje zajście w social mediach.
Chipsy, orzeszki, krakersy. Kuzynka Marianna pretenduje do miana najlepszego gościa wieczoru: przynosi polski sernik.
Po północy siostra Wiewióra znajduje napoczęty tort weselny.
Kto napoczął? Nie wiadomo.
Kto napoczął? Nie wiadomo.
Zjada połowę. Rękami. Podobno taki dobry był.
*Kanapki
**Woda
[14.01]
Okazuje
się, że liczna rodzina zamieszkała w tym samym mieście ma swoje plusy
dodatnie i ujemne. Państwo sami rozważą co jest co. Sobota upłynęła nam
mniej więcej tak:
- Przynieśliśmy Wam prezent!
- O! Kryształowa rama na zdjęcie ślubne! Dziękujemy!
- Mamy dla Was prezent.
- Tak? Jak miło!
- To rama na ślubne zdjęcie. Lokalny kryształ!
- Mam dla Was coś w prezencie!
- Czyżby rama na ślubne zdjęcie?
- No co Wy! Przecież wiem, że lecicie samolotem. Album! Album na zdjęcia ślubne Wam kupiłam. Z kryształami na okładce.
[15.01]
Procedura podróży odbyta w odwrotnej kolejności. Aż trudno uwierzyć, że śniegi Bawarii to nie atrapa.
Wchodząc do domu potykam się o paczkę.
Z sukienką.
TĄ sukienką.
Będzie na poprawiny ;-)
[16.01]
W kieszeniach, butach i załomach wózka znajdujemy ryż.
(...)
- Rings of power!
- Bzzzzzzt!