Drużyna Triumfalna |
Góra Przeznaczenia wygrywała dotąd 3:0. 1302 metry nad poziomem morza. Baza na trzechsetnym metrze. Czternaście kilometrów w jedną stronę. Półmaraton i jedna trzecia. Tym razem się uda.
Cztery hobbity w sercu Czarnego Lasu. Chmurka sama niesie jedenaście kilogramów Małego F. Nie odda nikomu, My precioussssss..... Im bliżej szczytu, tym Małe F cięższe. Chmurka-supermatka na super szlaku nie robi przerw. - Jesteście głupi - rzuca Chmurka z czołówki peletonu. - Po przerwie jest gorzej ruszyć.
Ostatnie trzy kilometry przed szczytem Bebe przezywa metaforę doktoranckiej drogi. Na początku jest miło. Wieje wiatr, szumią drzewa, świeci słońce. Im dalej w las, tym ścieżka węższa. W końcu widać już tylko cienką nitkę tuż przed nosem. Każdy zakręt mami końcem, którego pragnie się jak wody. Za każdą górką, kolejna. Potoki zalewają oczy, sił jak na lekarstwo. I po co mi to było? Po co? Bebe roni nawet łzy. Jest ostatnia na ścieżce. Wiewiór w kostiumie enta zamyśla się wpatrzony w czubki sosen. Bebe, przecież jesteś najniższa, masz najkrótsze nogi. No nie rycz już! Oni spędzili ostatnie dwa miesiące w Kanionach Kolorado. Daj spokój, idź. Krok za krokiem. Wdech za wydechem. Piekło w mięśniach. Jeszcze dwieście metrów. Jeszcze sto metrów.
Na szczycie Chińczycy hurtowo produkują zdjęcia. Paniusia w szpilkach poprawia włosy na wietrze. Rowerzyści wodzą palcem po mapie lasu. Małe F je piasek. Święty z Chmurką śpią. Na horyzoncie Ren wije się srebrną nitką, a Czarny Las rozpływa się w błękicie. Bułka z serem i piwo z puszki smakują lepiej niż na nizinach.
Nie, nie zjedziemy na dół kolejką linową. Przejdziemy przecież każdy centymetr tej drogi.
- Pain - Wiewiór na sztywnych nogach.
- Ból - stopy Bebe palą żywym ogniem.
- Schmerz - Święty kuleje lekko na lewo.
- Dirndle? - po czym jednoroczne Małe F na plecach Chmurki włącza jednostajne meeee w roszczeniu na dostawy kalorii.
Chmurka z Małym F zostają na szlaku ze słoiczkiem eko marchewki z eko wołowiną. Wiewiór, Święty i Bebe toczą się dalej w dół. Brak mleka i piwa w lodówce jest wystarczającą motywacją. Ostatnie kilometry niemal biegiem, byle zdążyć przed zamknięciem sklepów. Gdzieś między sałatą a stoiskiem z kiełbasą kręci im się w głowie. Z wrażenia. Też.