Pewnego bardzo dłuuugiego wieczora... |
[21.02]
Idąc za ogólnym trendem planowania kariery najmłodszym* odbyliśmy następującą rozmowę:
- Najlepiej byłoby gdyby Grudka została szpiegiem, najlepiej pracownikiem NSA - tam muszą dobrze płacić.
- Uważasz?
- Wszak w życiu prenatalnym nie puściliśmy jej jednego kawałka z Mozarta, ale obejrzeliśmy wszystkie odcinki Agnet Carter, Agents of S.H.I.E.L.D i Gwiezdnych Wrót.
- Fakt. A z trzema językami ojczystymi, w tym teutońskim, będzie mogła podsłuchiwać telefonaty Merkel bez problemów.
*Małe F. miało zostać piłkarzem, póki nie okazało się, że nie zainteresuje się tą ścieżką życia jeśli rodzice wykazują w kierunku sportu jako takiego, a tym bardziej piłki nożnej, zainteresowanie oscylujące między "o boże jaka nuda" a "wszystko tylko nie Mistrzostwa Świata".
[22.02]
Weltschmerz uprawia też całą sobą. Teatr Dramatyczny mógł zatrudnić ją od zaraz. Wiewiór skapitulował przed północą, wszak o 4:45 wyrusza poławiać chleb. Sięgam po ostatnią deskę - bez nadziei*: "Great British Bake off"**. Chwila ciszy, siła ciężkości kumuluje się na moim prawym ramieniu. Sue i Mel nie zdążyły jeszcze wypowiedzieć sakramentalnego "On your marks, get set, bake!", a Grudki wśród świadomych już nie było. Wyślemy BBC paczkę ciasteczek.
*Wszak człowiek zwany matką uczy się szybko, że nadzieja na cokolwiek to w tym życiu źródło niepotrzebnych frustracji - skategoryzowane pod hasłem "unikać".
**Dla nieobeznanych: prawdopodobnie najbardziej relaksujący konkurs, a nawet i program telewizyjny świata. Latem, najczęściej w deszczu, tuzin Brytyjczyków zamiłowanych w pieczeniu spotyka się co tydzień w namiocie rozstawionym środku angielskiego parku i piecze na zadany temat. Raz chleby, raz ciasta, raz andruty. Grzecznie się uśmiechają, pomagają konkurentom przesiewać mąkę, klęczą przed piekarnikami, wyciągają z rękawa cukiernicze porady dla widowni, a w przerwach popijają bawarki. W roli jurorów samozwańczy król chleba Paweł z Hollywoodu i zawsze elegancka tortowa wróżka Wysp Brr Marysia Jagodzianka. Tak jak w przypadku Come Dine with Me (brytyjski prototyp polskich Ugotowanych - przyp. autorki), esencją i sukcesem programu jest prowadzący. Tu Sue Perkins i Mel Gedroyc (Nasi tu byli!), które - dla przykładu - oprócz kwiecistej narracji, imają się wylizywaniem surowego ciasta z misek, kleptomanią słodkich ingrediencji i przytulaniem zdewastowanych nagłą śmiercią drożdży piekarskich amatorów. Podobno po każdym sezonie nie mogą dopiąć spodni.
[23.02]
Grudki raj osobisty:
Na brzuchu. Brzuchem do czyjegoś brzucha.
Najchętniej Wiewiórowego, który dostarcza powierzchni płaskich z dużymi możliwościami manewru.
[24.02 i pół]
Wstałam o 6:30. A także o 1:05, 2:23, 3:00, 3:45, 4:50 i 5:29.
Matka-Zombia.
[25.02]
Duchy wiosny wróciły. Wiją gniazdo pod dachówką.
Za dwa tygodnie już nie tylko Grudka będzie doręczycielem deficytów snu.
[26.02]
4 tygodnie od kiedy nie przespałam całej nocy.
4 tygodnie od kiedy nie wypiłam ciepłej herbaty.
4 tygodnie od kiedy wzięłam samotny prysznic.
4 tygodnie od kiedy nie spieszyłam się w toalecie.
4 tygodnie od kiedy w nocy ciepło mi nie tylko w prawy bok.
4 tygodnie od kiedy spanie w dzień jest nie tylko możliwe, ale i wskazane.
4 tygodnie od kiedy wyemigrowałam na Planetę Matka.
Z biletem w jedną stronę.