Ariadna z Wurstenbergii

22.06.2016

Bieg na 100 metrów z udziałem beznożnych cyraneczek za młodu.
Nasza Kaczka nie wystartowała. Co za szkoda - zważywszy aktualną passę w konkursach.


Pojechałam do kaczki z trzech powodów 
(nie nie był to bieg kaczek po wodzie, na który natknęłyśmy się przypadkiem).
Po pierwsze, by meksykańską falą procentów przypieczętować sukcesy kaczki-celebrytki, o których możecie przeczytać tutaj.
Po drugie, by zatankować procentów i wykroić plan na życie, przynajmniej to najbliższe. Wszak artysta programowo gubi się  w wizjach samego siebie i potrzebuje czasem Ariadny, by mu czerwoną grubą krechą wyrysowała drogę do światła.


Pierwsze udało się wyśmienicie. 
Norweski dostarczał komponenty, kaczka polewała szczodrze.



Drugie. Kaczka, wykuta w ogniach korporacji, jako Ariadna wykazuje się tendencją do linii prostych, zwłaszcza do celu. Ułożyła mi wszystkie projekty w szufladkach mózgu opatrzonych etykietkami “teraz“, “zaraz”, “później“, “nigdy”. Wyprasowała morale, wyczesała pióra w skrzydłach, włączyła wiatrak. Potem wypolerowała bacik, umyła pęczek marchewki i zażądała pierwszej rozkładówki pierwszego picturebooka na cito.


Na pohybel! Korpo-matka mi nie daruje. Jesteście tutaj zbiorowym świadkiem.
Po trzecie, by dokonać operacji na kaczkowym blogu. 
Odmalować ściany hateemelem, wytapetować Photoshopem, wypolerować czcionki.
"Ale co to jest favikona?!" - pytała w stuporze tkwiąca kaczka.
Litr Martini Zen później przejrzała na oczy i się zakochała.
Na koniec kaczka stwierdziła, że był to pobyt kiepski. Nie wysłałam do siebie żadnej paczki, co oznacza jedno: za mało szopingu. Tak, mieszkając w stolicy Bawarii, gdzie otworzyli największy TK Maxx w Tutonii - nadal jeżdżę do kameralnej Wurstenbergii, by spełniać swe najdziksze marzenia zakupoholiczki z ograniczonym budżetem. 

Grudka wróciła wyposażona w mulion par butów po Biskiwcie i Dyni. 
Dominują cekiny, technikolor i brokat. Oraz drugi mulion.
Woluminów żywota Świnki Pepy.  Cekiny, technikolor, brokat.

A propos...

Następne urodziny Biskwit obchodzi w dziale obuwniczym
(...)

Blondyny i wędliny, czyli "Mamo! Bez mortadeli nie wychodzę!"

10 komentarzy on "Ariadna z Wurstenbergii"
  1. O Sancta Bella Mortadella!
    Ni ewiem komu bardziej zazdrościć- Tobie, że byłaś u kaczki, czy kaczce, żeś do niej przyjechała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bebe, po pierwsze gratulacje za "retrofit" BlogaKaczki. po drugie szapoba za odczytanie i zrealizowanie wytycznych. mortadela, się rozmarzam ....
    i pozdrawiam
    b.

    OdpowiedzUsuń
  3. Te blondyny tak rosną, że teraz ja tkwię w stuporze.
    A chciałam rzec, że mnie się remont u Kaczki podoba bardzo, bardzo! I na efekty szufladkowania Twojego mózgu (artystycznej części) również czekam z niecierpliwością :-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak patrze na to zdjecie (to zaraz pod kaczkami) i patrze, i patrze, i... widze otwarta, metalowa puszke bialej farby. Norweski dostarczyl wam do polewania farbe???

    OdpowiedzUsuń
  5. Yyyy... no właśnie, a co to jest ta favikona?

    Piknie żeś odremontowała chatę Kaczce. Zakładaj własną działalność! Chyba że, pardą!, już remontujesz na zlecenie?

    I pomyśleć, że ja w ich wieku gapiłam się tak na słodycze... Co tempora, o mortadelas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! O! (Nie kłamałam. Łacina mi nie szła w szkole.)

      Usuń
  6. Co za para doskonała! ♥ Buziaki, Bebe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Odzyskałam moją przeglądarkę RSS! Czytam zaległości <3

    OdpowiedzUsuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature