Picture of the Day // Obrazek dnia [3] - Irlandia #1

4.09.2016
A obiecywałam sobie, że w tym roku wakacje odbędziemy w ośrodku all inclusive w kraju nie związanym z żadnym z naszych przodków. Choćby za miedzą Alp we Włoszech. Pecorino, gelato, pizza, piazza, gondole.... Wyszło jak zwykle:

Wiewiór: Dlaczego pada na nas w Niemczech?
Bebe: Żebyśmy wiedzieli jakie będą nasze wakacje w Irlandii.

Argument był wszak mocny: rodzina Wiewióra jeszcze nie dokonała oględzin Potomki na żywo. Zapowiadało się typowo. 10 w skali Beauforta, 17 Celsjuszy w permanentnym cieniu deszczowej chmury. Westchnęłam nad słomkowym kapeluszem, w zamian zapakowałam kalosze. Bawaria ułatwiła nam pożegnanie z domem, zapewniając aurę wyspowej destynacji. Jednym pocieszeniem była Crazy Siostra, zwana starszą siostrą Bebeluszka, która miała wylądować w Dublinie trzy godziny po nas i w teorii zająć się dzieckiem przez następne dwa tygodnie, gdy my będziemy zażywać spokoju i ciszy. W teorii. Nie muszę chyba pisać, że rzeczywistość ma się do teorii jak sałata do irlandzkiego śniadania.

Teletransport okazał się nader bezproblemowy, zwłaszcza że Grudka postanowiła przespać siedemdziesiąt procent drogi, a resztę przetrwała produkując liczne studia rysunkowe auto-miau-wał-wał-noś-oko-auto-tata. Dotarliśmy na południowo-wschodnie wybrzeże do Wiewiórowego motherland pociągiem, który ku memu zaskoczeniu w oknach po lewej dostarczał widoków nadmorskich, a po prawej gór i pagórków rodem z polskich Bieszczadów. W takim momencie trudno Wyspy Zielonej nie pokochać. Ale się rozpadało. Pierwszy tydzień spędzaliśmy więc licząc krople na szybach eins, zwei.... i zażywając rozrywek pod dachem, okazjonalnie moknąc w dżdżu padającym wbrew grawitacji ze wszystkich stron, a zwłaszcza z dołu.

(...)
Należę do tych (mam nadzieję, że licznych) osób posiadających fajną teściową. Mama Wiewióra, zwana też Naną, pochowawszy w zeszłym roku dwóch mężów, postanowiła wrócić do uprawiania hobby. Kilku, dokładniej rzecz biorąc. Pływa, maluje ściany, uprawia jogę i - ku mej zgubie - produkuje całkiem smaczne białe wino, którego to degustacją zajmowałyśmy się niemal co wieczór:

Nana, właścicielka najfajowszych rozkładanych foteli - niemal domowe full-spa:
Jaka szkoda, że nie mamy włoskich krakersów, Sera cheddar z Dublina i winogron!
Ale przynajmniej mamy butelkę wina. Dla każdego!

 No chyba, że dostawałam wychodne, choć na tle lokalnych piękności nadrabiać mogłam tylko wiekiem (ani sukienki z dekoltem po pępek, ani szpilek do nieba, ani torebusi z cekinami):

Los Amigo's: Najpierw wszedł jeden Amigo (Na oko 60+) i zaczął rozkładać sprzęt. Myślałyśmy, że na tym koniec.  Pięć minut później przybył drugi, a za nim wtoczył się.... no właśnie nie wiadomo czy to była kobieta, czy mężczyzna, czy funclub, czy menadżerka - ochrzciłyśmy ją apostrofem, zwłaszcza, gdy zasiadłszy przy stoliku tuż pod sceną, wyciągnęła z torebki sztuczne zęby i wsunęła je sobie do paszczy. Wrażenia niezapomniane. A w tle Billy Joel śpiewał o dziewczynie z miasta ;)

Tymczasem Grudka studiowała konstrukcje szkatułkowe wnętrz we wnętrzach, powiększając tym samym wokabularzyk i odmieniając ulubione danie tego urlopu przez wszystkie możliwe przypadki: awokado, kado, kaoooooooo! Kaoooooo tata! Kaoooo mama! Nein tata, kaoooo!



No i właśnie. Ochronka będzie dumna. Grudka wskoczyła na nowy level komunikacji: zdań dwu-słownych. Tym bardziej, że narzecze niemieckie mimo całkowitego odcięcia (3 tygodnie!), nadal ma się dobrze: Grudko dasz mi buzi? Nein Danke!

...okazuje się, że kiedy pada i leje, najlepszym miejscem do zajęcia Potomki jest dział z bielizną. We love you Dunnes Stores! W tymże nabyłam bardzo zgrabny polarek na wieczorne wypady i spacery po plaży, przecież nikt nie zauważy, że to z działu piżam. "Very nice! - mówi Nana oglądając zakupy w domu - But why do you want to wear this pyjama in the supermarket?"


Wiewiór: Ile par zbyt dużych gaci potrzebuje jedno małe dziecko?! Potomko czy zechciałabyś odłożyć kilka z nich?
Grudka: Nein Tata!
Aż w końcu.....wypogodziło się. Grudka urządzała sobie catwalk na okolicznych murkach, Wiewiór spełniał się w ojcostwie, Nana smażyła kolejną kaszankę na śniadanie, Crazy Ciocia zaczęła wychodzić z czternastoletnim psem Nany - Kristi (choć dla mnie on do końca wyglądał jak Charlie) na długie spacery, które Kristi kończył z zadyszką szurając brzuchem o ziemię i potykając się o własne łapy.

Świat do odważnych należy. Nowy nabytek w dziale koordynacji ruchowej: noga za nogą.


A ja? Ja dziękowałam bogom, że istnieje słońce i cerowałam uszczerbki na zdrowiu psychicznym. Rodzice, a zwłaszcza matki, a zwłaszcza matki modeli koala nieprzesypiających nocy, powinny ustawowo dostawać miesiąc urlopu po wakacjach z dzieckiem.  Wakacje z dzieckiem - szczyt sarkazmu.

Na szczęście nastąpił ciąg dalszy (już wkrótce).


p.s. Kto jeszcze się nie zapisał, zapraszam. Od połowy września ruszamy z mailowymi Bebewieściami. Zapisy (bez wpisowego) przyjmuje krasnal o tutaj: klik!

p.s.s. A na Instagramie można zobaczyć zdjęciowe powidoki z Wyspy Zielonej: klik!

4 komentarze on "Picture of the Day // Obrazek dnia [3] - Irlandia #1"
  1. Brakowało nam Cię Bebe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi Was! I to jak!
      Ale idzie jesień, pora sprzyjająca blogowym integracjom.

      Usuń
  2. Nie proznowalas!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna sprawa! Dzień bez obrazka jest dniem straconym! Oraz na winie teściowej łatwiej o wenę :-)

      Usuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature