Nonsens cmentarny

28.10.2012


I jak Irenka, co wpadła w głębinę,
J jak Jakubek, co wypił strychninę. 




Autor: E.Gorey

Cytatcik w sam raz na rychłą inaugurację sezonu cmentarnego (Wiewiór szykuje się już z irlandzkim Halloween. Dyń brak.), przyznajcie sami. Autorem jest pewien Edward, o którym to rozpisałam się w najnowszym numerze "Ryms". Nota bene, autor cieszył się platoniczną miłością najmłodszych.


E. Gorey: Autoportret z psem.
Długie puste korytarze, rzędy drzwi prowadzące do pompatycznie urządzonych wnętrz. A w nich, w wystudiowanych pozach dzieci w marynarskich mundurkach, dżentelmeni w futrach i surdutach, enigmatyczne damy w długich sukniach i ogromnych kapeluszach, szmaciane lalki bez twarzy i fantastyczne długoramienne stworzenia. Wszyscy wpatrzeni w przestrzeń, jakby nieobecni. Na ścianach zdobne tapety i portrety wąsatych przodków. Za oknem – to dziki ogród, to pustynne krajobrazy. Na korytarzu cisza.

Kątem oka spostrzegasz, a może tylko ci się wydawało, że coś się rusza pod dywanem, coś spada ze schodów, coś łypie znudzonym okiem z okna naprzeciwko. Włosy się jeżą na głowie. Zamierasz w bezruchu i jest ci co najmniej nieswojo. Czy to sen? Czy dziewiętnastowieczna Anglia? Nie, to po prostu świat Edwarda Goreya. Kogo? – zapytasz niepewnie. Nic dziwnego, twórczość Goreya to zjawisko wyjątkowe na anglojęzycznym rynku wydawniczym, a na polskim niespotykane (i niemal niewydawane). Jednak w „Rymsie” o tajemnicach i grozie, duchowego protoplasty Tima Burtona i Neila Geimana zabraknąć nie mogło.

Gdyby styl prac określał tożsamość autora, Edward Gorey byłby przedstawicielem angielskiej arystokracji z końca dziewiętnastego wieku. Nic bardziej mylnego. Urodził się bowiem w Chicago w 1925 roku, a Anglię znał tylko z literatury i filmu. Spotkać go można było podczas antraktów przedstawień baletowych w nowojorskim teatrze miejskim. Wysoki, brodaty jegomość w długim szalu, futrze i trampkach zagłębiał się chętnie w kuluarowych dyskusjach z innymi teatromanami. Podobno, gdy się z nim rozmawiało, miało się wrażenie, że przeczytał wielokrotnie wszystkie książki i obejrzał wszystkie filmy i seriale telewizyjne, a do tego pamiętał każdy detal. To jednak dopiero początek zainteresowań Goreya.

„Wiem niewiele o wielu rzeczach”
Erudycja Goreya to wynik szerokich zainteresowań, do których autor nie wstydził się przyznać. Twierdził bowiem, że należy być otwartym, bo nie wiadomo skąd może przyjść kolejny pomysł. Pasjonowały go zarówno sztuki piękne, szczególnie prace surrealistów, jak i najbardziej popularna popkultura. Zaczytywał się w literaturze dziewiętnastego wieku oraz powieściach japońskich, chętnie oglądał filmy nieme oraz współczesne wielkie produkcje filmowe. Czerpał też z fotografii prasowej, zwłaszcza z działu sportowego; zamieszczane tu zdjęcia były dla niego inspiracją przy ilustracjach stylizowanych ciał w ruchu.

ŁAJDAK gdy romans mu się znudzi
i namiętność żar wychłodzi,
oświadcza swojej utrzymance,
że strasznie zbrzydła. I odchodzi.

Nie opuścił niemal żadnego przedstawienia baletowego w choreografii George’a Balanchine’a; warto tu dodać, że jego śmierć wyznaczyła ostateczne rozstanie Goreya z Nowym Jorkiem i osiedlenie się na półwyspie Cape Cod. Zamieszkał tam samotnie w domu, The Elephant House, który niechętnie opuszczał (nie związał się z nikim, twierdząc, że nie interesuje go seksualność). Poza granicami kraju był tylko raz, w Szkocji, by zobaczyć potwora z Loch Ness. Rozczarowany jego brakiem, utwierdził się w przekonaniu, że podróżować nie warto. (...)

C.d. tekstu znajdziecie w kwartalniku"Ryms" nr 18, do nabycia już w tym tygodniu.

*dwa zbiory opowiadań Goreya (z nich też cytaty) w przekładzie Michała Rusinka wydane zostały w naszym pięknym kraju przez Znak Emotikon. Zajrzyjcie do środka: "Osobliwy Gość i inne utwory" oraz "Pamiętna wizyta i inne utwory". Los chciał, że twórczość zacnego Edwarda znam tylko w angielskich oryginałach. Czas pisać list do Mikołaja.
** Ilustracje zbiory własne.
10 komentarzy on "Nonsens cmentarny"
  1. Świetny tekst. Klimatycznie się zrobiło... Halloweenowo! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet udało mi się może przez chwilę być blogerką książkową ;) ale o Haloween jeszcze będzie. Oddzielnie.

      Usuń
  2. Anonimowy20:55

    Się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anuszko, a twa świątynia książek nie prenumeruje?

      Usuń
  3. Kto wie, może i nabyję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydanie z dreszczykiem, tylko dla odważnych i lubiących czekoladę ;)

      Usuń
  4. "Poza granicami kraju był tylko raz, w Szkocji, by zobaczyć potwora z Loch Ness. Rozczarowany jego brakiem, utwierdził się w przekonaniu, że podróżować nie warto."
    PIĘKNE :)
    Nie znałam gościa, przyznaję. Dziękuję, że o nim opowiedziałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością. Jak będziesz miała okazję, to zajrzyj do polskich wyda Goreya. Rysunkowe mini-arcydzieła.

      Usuń
  5. Zaczęłam czytać i właśnie pierwszą moją myślą było "O, Burton". Zwłaszcza z tych jego wczesnych mrocznych krótkometrażówek, po których wyleciał z Disneya ;). Bardzo ciekawa postać i fajny tekst, Bebe :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję. Gorey to twórczy dziadek Burtona (i dobrze, że nie pracuje dla Disneya. Nie pasował do ich estetyki), którego animacje uwielbiam!

      Usuń

Auto Post Signature

Auto Post  Signature