Image Slider

Tour de Pologne [4]

30.10.2013
[12]
A to Polska właśnie.

Przez telefon w autobusach, tramwajach, pociągach omawia się, obgaduje, dyskutuje, dywaguje, dedukuje, plotkuje, nawija, wymyśla, podkreśla się znacząco:
- Cześć! A nic się nie stało, tak dzwonię. Bo na przystanku stoję i czekam. I wybrałem sobie numerek porozmawiać, akurat do ciebie. Bo ja za darmo mam te minuty a nudno tak czekać. A słuchaj, słuchaj.....

Pali się też. Na ulicach. Równie dużo. I chętnie.

Coś wybuchło na Zachodnim w Warszawie. W tunelu łączącym dworce kolejowy z autobusowym pożar był. Tunel zabito deskami. "Przejścia nie ma" - kartka przyczepiona gwoździem nie oferuje alternatywnych połączeń. Pontonem? Kanałami? Kioskarz robi za informację: "Wyjdzie pani na zewnątrz, skręci w prawo, na przystanku autobusowym schodami w lewo, potem przy wucecie w lewo i dalej prosto". Wychodzę, skręcam w prawo, widzę przystanek, ale daleko po prawej za murem. Schodów brak.W sierpniu był ten wybuch.

Oraz niezmiennie:
- Słucham.
- Poproszę pierogi z mięsem.
- Nie ma.
- A placki ziemniaczane?
- Nie ma. Ale jest noga wieprzowa w tym samym sosie, smakuje też tak samo.

[13-14]
Jest sobotnie popołudnie. Dwie pary pomarańczowych i jedna słonecznych nóg biegną ulicą. Paproszkolandia przodem, Bebe za nią, a Babcia zwyczajowo obstawia tyły. Dolatujemy do atelier za pięć przed zamknięciem. Jest! Warstwami w kolorach wszystkich chińskich kredek układa się na biodrach bezgłowego manekina. Na żywo - na szczęście - ładniejsza. Rajski ptak wśród albinosów z koronek i jedwabiów. Pasuje nogom słonecznym do różowego stanika. Tylko jeszcze przeszyć gorset. Wzrusz!

Pod Stadionem Narodowym, w środku nocy:
Słoneczne: Ale myślisz, że wypada taką sukienkę na ślub?
Pomarańczowe: Kopnąć cię w dupę?

A tymczasem:
Na Saskiej Kępie nawet w deszczu bywa kolorowo.


Ciąg dalszy na pewno nastąpi. Niech tylko skoczę na Wyspy Brr w sprawach aurlopowych. Ekhem. Do połowy listopada. Bezkomputerowa. Bez odbioru.

Tour de Pologne [3]

25.10.2013
[9-11]
Hanyzka, kolodionowa czarownica*, w świetle czuła. Dotarła do sedna.
W poprzednim wcieleniu często siedziałam na stołku.

kolodion

Za udawanie rycerzy walczących ze smokami, hersztów band sierot i przywódców dzikich plemion.

kolodion


W tym wcieleniu siedzę w kolorze. I tyle mi wolno, na ile sama sobie pozwolę.

Zdjęcie z matówki, czyli dawnego wyświetlacza.


*Kolodion: W ciemnej komórce się zaszyć. W proporcjach tylko sobie znanych cukier i inne substancje wymieszać. Szklaną płytkę polać. Równiuteńko, jednym ruchem ręki od lewa do prawa. W ciekłym srebrze uczulić. Do kasety włożyć. Na trawnik przed domem wybiec. Do globiki** włożyć. Widokiem na matówce się napawać. Oddech na osiem sekund wstrzymać. Oczu nie mrużyć. Do komórki wrócić i wywoływaczem-wodą-utrwalaczem potraktować. Światło włączyć i zaniemówić z wrażenia.Suchość gardła winem podlać.

Photoshop na żywo. Cały dzień tak można.

**To nie aparat, to czołg!

Tour de Pologne [2]

23.10.2013
[5]
Wiewiór: Twoja rodzina to Hobbity! Wszyscy z metra cięci, a do tego drugie śniadania, grzybobranie, domowy wypiek chleba, przetwory, nalewki, ogródki, mleko od krowy i ser własnej produkcji.


[6]
Najbardziej stresująca myśl na wakacjach: Za mało odpoczywam.

Przejechać wyczute dwa tysiące kilometrów, by obierając ziemniaki na kartacze w domu rodziców poczuć się szczęśliwym człowiekiem.

[7]
Zakup pierników w sklepie firmowym Kopernika przypomina sceny Bitwy pod Grunwaldem. Pod kostką piernikową kłębi się grupa seniorów pod dowództwem Wielkiego Emeryta, przy katarzynkach w defensywie wycieczka szkolna z Ciałem Pedagogicznym na czele. W samym środku tego obrazka Mamusia Bebeluszka celuje ze spokojem w mieszankę serduszek z nadzieniem. Tatuś Bebeluszka, zakapturzony jak Stańczyk, obserwuje całe zajście z ulicy w towarzystwie kierowców autobusów: Zaraz wyjdą. Jak tylko zobaczą ceny.

Wieczorem aroniówka z nowożeńcami, którzy zdradzili w sekrecie acz w półsłówkach, że po "tamtej stronie" obrzędy ślubno-weselne już nie są takie zabawne. Uroczysta wymiana obrączek, zwłaszcza w tradycyjnej obwolucie z kościołów i kredytów, urasta do rangi tematu przewodniego. Przy stole niby sami artyści i wolnomyśliciele, a na językach te same od lat, pokoleń i sfer: wypada czy nie wypada. Rzucamy monetą obyczajów. Ważymy: bezy z gorsetem vs. kolorowe tiule, zimna płyta vs. pizza, pociotki vs. przyjaciele, orkiestra vs.dj, ołtarz vs. latarnia morska o niskim metrażu. Wypadam z tego korowodu z myślą, że ślub jest jak rodzicielstwo - doświadczeniem indywidualnym. Że alternatywnych rytów nadal brak. Zwłaszcza na wyciągnięcie ręki, dla tych co nie chcą się mentalnie i finansowo gimnastykować. Że za dużo w tym logistyki a za mało radości.


[7 i pół]
Poniedziałek. 3 nad ranem, blokowiska toruńskie. Wino z Bied-y smakuje wybornie.
Sąsiadka: Proszę przyciszyć! Ja rozumiem gdyby to był weekend.
Bry: Włączcie Weekend!*

*Sejneńskie klimaty na polskiej ulicy. Przystanek autobusowy.
Polifonicznym dzwonkiem z kieszeni kobiety: "....ja uwielbiam ją. Ona tu jest i tańczy dla mnie, bo dobrze to wie, że...."
Ona odbiera i krzyczy do telefonu: Heniek, kurwa, czego chcesz?


[8]
Klin klinem. Piwo z Pysigundą., herbata z Wronką, nalewka z Hanyzką.
Wciąż w ciągu.

Auto Post Signature

Auto Post  Signature