Image Slider

Zwykłe bycie czyli "life beyond PhD exists"

27.06.2013

O tym, że jeśli nie wiadomo, co dalej, usiądź i poczekaj (p.s. zoom po kliknięciu w obrazek).
Trwam. Stoję okrakiem na skrzyżowaniu życia. Nie walczę. Nie myślę: co dalej? Po prostu jestem. Od kilku dni próbuję napisać coś do Was i po piętnastu minutach zaklinania kursora zamykam komputer.

Pada deszcz. Czekam. 
Na listę poprawek, już czwarty tydzień. 

Może popracować nad portfolio? Napisać artykuł na konferencję? Położyć się? Z książką?Wyjść na balkon z kubkiem herbaty? Zbudować z lokatorem kolejną wieżę z piasku?
Miała być tłusta po-doktorancka pustka, a jest to:
zwykłe bycie.
Potrzebuję korepetycji.

p.s. Udziela mi się nastrój mojej przeglądarki. Najczęściej pokazuje "blank", czyli zawieszoną tabula rasę. Jeśli ładuje, to z czkawką. Przy otwieraniu strony pozwala na obranie ziemniaków dla pięcioosobowej rodziny. Najchętniej przebywa w trybie "offline". Bez niej wydłuża się doba.

Veni, vidi, vici!

14.06.2013
W drodze na szafot.

Uff! Pisze do was świeżo upieczony doktor!!!! Taki świeży, że jeszcze ciepły, z wypiekiem na twarzy i szaleństwem w oczach. Choć to już trochę ponad tydzień temu było. Sukienka w fraktalową tęczę, turkus łydek i czerwień trzewików.Z motylami we włosach i różowo-zielonym kotem w kieszeni.

Uff! Pokój był z metra cięty. Przy wprost proporcjonalnie skrojonym stoliczku siadłam ramię w ramię z profesorką prowadzącą, jako wsparciem moralnym i milczącym jak posąg notariuszem. Po drugiej stronie stoliczka, tuż za litrem wody i zasiekami z plastikowych kubków, dwójka nieznajomych ciał pedagogicznych z identycznymi kopiami (mojego!!!) wiekopomnego dzieła naukowego, upstrzonymi wykrzyknikami uwag i znakami pytań. Niezależny obserwator z wydziału farmaceutycznego zasnął tuż po nakreśleniu formalności.

Tuż przed. Ze stresu ust nitką i przybytkiem naukowym w tle.

Uff! Tyle było drżenia rąk, nocy prześnionych pod ostrzałem pytań, sinusoid uczuć, moralnych wątpliwości, długich nocy i nagłych olśnień „że jeszcze tego nie powtórzyłam”! Tyle tego, by w ekspresowym czasie (90min? Krótko, jak na wyspę!) przekartkować doktorat od deski do deski w ostrzale całkiem przyjemnych (nie wierzę, że to piszę!) pytań. Siedząc pod drzwiami w oczekiwaniu na werdykt, myślałam (nie wierzę, że to myślałam!): Pytajcie mnie jeszcze! Coś za szybko poszło.

Uff! A potem: wymiana uścisków i gratulacji. Listę poprawek doślą w najbliższym dwutygodniu – do realizacji z końcem wakacji. Proszę świętować, pani doktor! Albo iść z nami na kotleta do studenckiej stołówki!

Kotlet zjadłam. Ponad to zachorowałam tego samego wieczora na grypę i do dzisiaj kultywuję suchoty podlewane wywarem z czosnku i limonek. Oraz czekam. Na ciąg dalszy. Sącząc malibu z mlekiem na balkonie z widokiem na góry.

Cóż za piękny początek lata! Nie uważacie?
I po! Z szyldzikiem eleganckim i lajkami od muzealników - głównych bohaterów wiekopomnego.
p.s. Największe rozczarowanie doktoratu: Świat nie stanął w miejscu, nie było nawet balonów, czy choćby spontanicznych wiwatów ulicznych. Ba! Świat ruszył z kopyta nie oglądając się za siebie. Na Ziemi pojawiła się nowa mieszkanka (Helenko, do Ciebie mówię!), Wiewiór znalazł pracę i mieszkanie (Bawario przybywamy!), spór o skwerek w Turcji rozbuchał się do wojny domowej, Krzysztof Hołowczyc odhaczył półwieku a Edward Snowden obnażył dyktafony WielkiegoBrata zza wielkiej wody (tere fere, nie dajcie się nab(g)rać!). 

p.s.s. Najtrudniejsze pytanie na obronie?
- Proszę podać adres zamieszkania.
Z wrażenia pomyliłam kod pocztowy, ale kraj się przynajmniej zgadza. 

Auto Post Signature

Auto Post  Signature