Image Slider

Kontynentalne śniadanie. Czyli jakie?

26.09.2011
Podróżnik w Krainie Yam-Yam do wyboru ma dwie śniadaniowe opcje.

Pierwsza, to śniadanie wyspowe. Z dziada pradziada przekazywana tradycja mozaiki układanej misternie z krótkich szarych kiełbasek, oberżynowych krążków kaszanki, różowo-białych wstążek bekonu, jajek w koszulkach lub całkiem nagich, bladej fasolki w czerwonym sosie, połówek pomidorów i pieczarek usmażonych na głębokim oleju oraz trójkątów tostowego chleba. Wszystko na największym talerzu (nota bene w reszcie Europy zwanego obiadowym), bo dzieło wyspowej sztuki kulinarnej potrzebuje przestrzeni.Także żołądkowej.

Dla tych z mniejszą przestrzenią wewnętrzną jest jeszcze opcja druga, to tak zwane śniadanie kontynentalne. Kontynentalne, czyli jakie? Podobno europejskie. Wysp Mglistych i Deszczowych bowiem z Europą nie należy mieszać.Może stąd yam-yamowe wyobrażenie o składnikach pierwszego posiłku na starym kontynencie ograniczających się do:
- owoców z puszki w syropie (ewentualnie, aczkolwiek niechętnie, odmrażanych malin, świeżego banana, rodzynek lub wodnistych truskawek z Chile),
- płatków śniadaniowych - najlepiej kukurydzianych, oblepionych miodem i kolorantami kulek, lub tubylczych prasowanych w brązowe podeszwy otrębów,
- mleka beztłuszczowego (bo tłuszcz tuczy, w przeciwieństwie do cukru) oraz beztłuszczowych, wysoko-słodzonych jogurtów owocowych.
- No i oczywiście trójkątów z chleba tostowego, wzbogaconych solonym masłem i marmoladą pomarańczową z mini plastikowych opakowań.

Z obserwacji wynika, że przeciętny Yam-Yam, żywi się ową wersją śniadania kontynentalnego na co dzień, a tradycyjną mozaiką kiełbasianą od święta. Posiłki zwykle spożywa w towarzystwie porannej telewizji, wszędzie ale nie przy stole.

I tak cały naród żyje w nieświadomości urokliwych rodzinnych celebracji mlecznej zupy, sera, świeżych bułeczek, rogalików maślanych, jajecznicy na kiełbasie, kanapek z szynką i papryką, kakao, kawy inki, placuszków z jabłkami, twarogu ze szczypiorkiem, bagietek, kaszy manny z sokiem.....i czego jeszcze podniebienie zapragnie.

Pogoda

21.09.2011
Po dwóch tygodniach permanentnej chmury i opadów przylotowych
nad Kraina Yam-Yam zaświeciło słońce.

Wilgotność policzkowa: 99% (z radości i spada)
Ciśnienie wewnętrzne: coraz niższe.
Wiatr: w plecy.

Prognoza:
Z przewidywanych 120 spań w samotności zrobiły się tylko 32!
Jak to dobrze, że wymyślono urlopy.
Wiewiór na wyspach jesienną porą.

Ostrzeżenie:
Możliwe trzęsienia ziemi: Bebe skacze na jednej nodze.

O tym co lubią mężczyźni

18.09.2011
Bebe bywa kobietą niewidzialną. Szare rajstopy w drobna białą kratkę, tweedowe szorty w kolorze bakłażana, pomidorowo czerwony płaszcz, włosy upadające już za ramiona. I nawet przedszkolak nie zwróci na nią uwagi.

Bywa też inaczej. Czarna klasyczna sukienka w białe groszki i 5 centymetrów halki wyglądających spod jej rąbka, czarne rajstopy, bateria spinek trzyma kasztanowe włosy w szachu. Staruszek kłania się w pas, mijani na ulicy panowie szepczą pospiesznie słowa aprobaty, a co odważniejsze podlotki gwiżdżą z radości, komentując jej "fajne nogi".

Klasyka wygrała z ekstrawagancją.

Dieta do reklamacji

15.09.2011
Dieta odchudzająca to jedyny taki produkt na rynku, który, jeśli nie działa, powoduje, że to klient obwinia siebie a nie producenta.

Kupiła Bebe żarówkę. Wlazła na stół, wdrapała na stołek i, balansując w powietrzu, umieściła żarówkę pod sufitem. Zeszła z prowizorycznego rusztowania bez uszczerbku na zdrowiu, przełączyła kontakt. Nadal ciemno! Po kolejnej turze cyrkowych akrobacji, okazało się, że w żarówce grzechocze. Gdyby żarówka była dieta odchudzającą, Bebe z miejsca zaczęłaby monolog:
- Znowu zrobiłam coś nie tak? Jestem do niczego. Taka prosta rzecz, a ja nawet tego nie potrafię!

Żarówka dietą odchudzającą nie jest. Bebe wsiada na rower i jedzie z paragonem do budowlanego supermarketu wymienić bubel. Szkoda, że trzech lat na diecie nie da się zareklamować.



* podziękowania dla Beyond Chocolate za inspirację

Halny i kosmici

11.09.2011
Podobno kiedy w ojczystych górach wieje halny, w Krakowskich urzędach wzrasta ilość petentów, których zaatakowali kosmici. Kiedy na Wyspach Mglistych i Deszczowych wieją resztki amerykańskich huraganów, potencjalni petenci kryją się w domach z bawarką i maślanymi ciastkami, a kosmici lądują na polach uprawnych i golfowych.

Całe rzesze kosmitów, przebranych stereotypowo za golfistów w białe polo, kratki i czarno-białe buty,  przyglądały się dzisiaj żelaznym pośladkom Bebeluszka, którego trasa biegowa przecinała się z trajektoria lotu białych pocisków luksusu.Szczerzyli się w idealnie białych uśmiechach, machali przyjaźnie, rzucając od czasu do czasu sprośnym słowem na huraganowy wiatr.

Za polem golfowym jest las, a za nim oznaczona ścieżka pieszych wędrówek, wiodąca przez przez romantyczne wyspowe pola. Byłaby to idealna trasa dla biegacza amatora na długi relaksujący niedzielny bieg, gdyby nie fakt, że ścieżkę przez lato teletransportowano w odległe miejsce planety Ziemia, pozostawiając w zamian świeżo zaorane pole a na nim, dla pewności, kosmitę w zielonych gumowcach uzbrojonego w widły.

Pamiętając, że za zaoranym polem jest dróżka prowadząca do bocznej drogi, Bebe ruszyła ochoczo w takt empetrójki. Na co Kosmita, jak ożywiona Statua Wolności, wyciągnął widły w niebo i przyjaznym inaczej głosem nakazał bebeluszkowy odwrót wskazując drogę na autostradę. Nie chcąc zmieniać ambitnych planów sportowych i narażać się na golfowe gradobicie, Bebe z duma odwróciła się na pięcie i pobiegła przez ściernisko do drogi szybkiego ruchu.

Na szczęście drogowy architekt w szale aktu twórczego, zaplanował kawałek asfaltu jako drogę dla zabłąkanych pieszych. Trakt ten stóp nie zaznał już dawno, przykryty gęstwiną z koniczyny i pokrzyw. Samochody świszczały łamiąc limity prędkości, a Bebe przekraczała limity własne uprawiając bieg przełajowy przez chwasty i mrucząc polskie wyrazy braku uznania dla galaktycznych gości. Jak w kiepskiej komedii, zachmurzyło się pięć minut później. Zabłąkanemu biegaczowi nawet i deszcz w oczy. Z planowanej rekreacyjnej godzinnej przebieżki, zrobiły się niemal dwie. A teraz, jak inni potencjalni petenci, Bebe zwija się pod kocem z herbatą i ciasteczkami.

W niedziele niestety yam-yamowe urzędy są nieczynne.

Na dworcu w Londynie

8.09.2011
Przystojni panowie w czarnych garniturach robią biznesy. Nieszczególne panie w garsonkach wertują tony zadrukowanego drobnym maczkiem papieru. Telefony komórkowe w pełnej gotowości. Chłopaki w purpurowych podkoszulkach topią góry filiżanek w białej pianie. Kawa z kożuszkiem i bez paruje nad otwartymi na oścież gazetami. Kelnerka łamaną angielszczyzną z silnym polskim akcentem przerywa jazzową symfonie radioodbiornika aferą o cappuccino, którą wytoczył jej podobno gburowaty klient z Korei. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Za ścianą ławek dla palaczy ten sam co zawsze damski komputerowy głos zapowiada odjazd kolejnego pociągu. Ten następny jedzie do Zoyki. Ale Bebe ma już bilet do Yam-Yamowa, a to w druga stronę. Samotność po-wyjazdowa jest większa niż zwykle. Zwłaszcza w tłumie.

O powrotach i związkach na odległość

7.09.2011

Bebe we francuskim supermarkecie z "Małym Brie" w roli głównej.

Było bosko. Szczyty francuskie i niemieckie zdobyte. Morze piwa wypite. Góry Quarkspeise pochłonięte (dużo serka homo zmieszać z dużą ilością owoców rożnych. Zamieszać. Podzielić z się z przyjaciółmi. Zjeść.). Salwy śmiechu i wodospady potu wylane. Bagietka z kozim serem na zamku w Wogezach zaliczona. Cudza ciotka sernikiem nakarmiona. Wiewiórowe buty do wkładek schodzone i zamienione na nowe, bardziej sportowe. Razem z przyjaciółmi wszystkie sześć części Star Wars obejrzane. I niech moc będzie z Nami!
Tymczasem Potomek Cudzy, zwany też Małym F., o trzy miesiące starszy niż poprzednio, powiększył swa dietę o torebki papierowe, kurz z podłogi, kant stołu i surową marchewkę w całości. Kąpać się nadal nie lubi i skutecznie tego stanu unika.

Teraz Bebe przepakowuje plecak. Nabywa drogą kupna trzy kilo żytniego chleba i osiem kalarepek (bo w Yam-Yamowie owych jeszcze nie wynaleźli a Bebe bardzo lubi, zwłaszcza na drugie śniadanie). Wsiada w samolot i wraca na Wyspy (nadal) Deszczowe i Mgliste. Do kolejnego spotkania z Wiewiórem 4 miesiące. Tego jeszcze nie było.

Dla uspokojenia Bebe przeczytała dziś w sierpniowym wydaniu Wysokich Obcasów, że związki na odległość mają szansę przetrwania li i jedynie wtedy, gdy przekroczą magiczną liczbę ośmiu miesięcy. Bebe i Wiewiór mają staż satelitarny już niemal dwuletni. Jest zatem szansa. Choć krokami Monici Bellucci (staż satelitarny z Vincentem Casselem: 12 lat) Bebe kroczyć nie zamierza.

Auto Post Signature

Auto Post  Signature